Dni w Szkocji płynęły zbyt szybko. Louis i Harry każdego dnia krążyli ulicami Glasgow, wchodząc do sklepów i sklepików, by kupić za dużo pamiątek, książek, zabawek i smakołyków, którymi chcieli obdarzyć Jay z dziewczynkami, sir Hallwarda i Rosalie. Tomlinson miał wyrzuty sumienia za każdym razem, gdy młody hrabia nie pozwalał mu płacić. Harry nie chciał zgodzić się na to, by jego narzeczony wydał choćby pensa, i obiecał mu kupić wszystko, co tylko wpadnie im w dłonie. Louis wywracał na niego oczami, a po kryjomu kupił dla chłopaka piękną zakładkę z ręcznie malowanym pejzażem miasta.
W wieczór poprzedzający ślub Harry zaprosił ukochanego do restauracji. Nie przejmował się matką, która na pewno zgani go za nieobecność na wspólnej kolacji. Miał to gdzieś. O swoich planach powiedział tylko Gemmie, pytając, czy aby na pewno mógł zostawić ją w przedślubne popołudnie. Dziewczyna zaśmiała się tylko pod nosem i kazała mu wrócić możliwie najpóźniej, ale pamiętać, by o poranku wycałował ją i wyściskał, zanim będzie zakładała swoją ślubną suknię.
Louis zmarszczył brwi, gdy chłopak powiedział, że wychodzą. - Dopiero co wróciliśmy ze spaceru - zaśmiał się. Stał jedynie w ręczniku, a krople wody wciąż płynęły po jego klatce piersiowej. Harry pływał wzrokiem po jego ciele, leżąc w samej bieliźnie na łóżku. Ciemne ślady na skórze Louisa za każdym razem sprawiały, że przed oczami ukazywały mu się obrazy minionych nocy.
- Tak, ale teraz zapraszam cię na randkę - odparł. Louis podszedł do łóżka i bez skrępowania odrzucił ręcznik, wsuwając ramiona w ciepły szlafrok. Harry nie spuszczał z niego wzroku.
- Oh, więc czy mógłbym się odwdzięczyć? - zanucił, kładąc się przed chłopakiem. – Również zaprosić cię na randkę?
- Oczywiście - skinął, wyciągając rękę, by oprzeć dłoń na rozgrzanym ciele Louisa. - Ale dziś to ja zapraszam ciebie.
- W porządku. Gdzie mnie zabierzesz?
Harry wychylił się po krótki pocałunek, zanim odpowiedział: - Do restauracji - cmoknął go ponownie. - Na pretensjonalną kolację, przesadzony deser i zbyt słodkie drinki.
- Brzmi wybornie! - Louis parsknął śmiechem, przysuwając się bliżej, by usta Harrego niemal cały czas dotykały tych jego. - Lubię chodzić z tobą na randki, narzeczony.
Młody hrabia poczuł ciepło sercu i na policzkach. Znów pocałował Louisa, bawiąc się jego włosami. Czasem dalej nie dowierzał, że chłopak naprawdę zgodził się zostać jego narzeczonym. Bolało go serce, gdy myślał o tym, że nigdy nie będzie dane mu go poślubić. Ale wiedział, że już do końca świata będzie kochał tylko jego. Nigdy nie czuł czegoś tak silnego, tak prawdziwego i tak szczerego. Nie chciał, by ta miłość kiedykolwiek się skończyła. Nie pozwoliłby na to. Był niemal pewien, że Louis trzymał jego serce w garści.
Dlatego też z pomocą Gemmy wybrał klimatyczną restaurację, w której znajdowało się tylko kilka stolików. Światła nie były ostre, a kominek na jednej z ceglanych ścian sprawiał, że bordowa wykładzina mieniła się w kolorach pomarańczy i złota. Na stole stał świecznik, a na krześle Louisa leżał bukiet kwiatów. Chłopak zachichotał, gdy chwycił go w swoje dłonie. – Oh, czyżby?
- Wiem, że lubisz kwiaty – uśmiechnął się. Kelner postawił wazon na ich stoliku. – Chciałem cię oczarować!
- Robisz to całkiem regularnie – odparł. Usiadł, a Harry dosunął za nim krzesło. Louis poczuł, jak uśmiech bolał go w policzki. – To pewnie dlatego się w tobie zakochałem.
- Oh, czyżby? – powtórzył z chichotem. Pocałował Louisowy policzek i usiadł naprzeciw niego, sięgając po jego dłoń na stoliku. Tomlinson był zdziwiony, ale ścisnął palce swojego narzeczonego. Przestał przejmować się tym, że ktoś mógł na nich patrzeć.
CZYTASZ
The tune of life || Larry Stylinson
FanfictionGraj, by kochać. Kochaj, by grać. Czyli historia o tym, jak dwóch młodych chłopców zatraciło się w uczuciu, gubiąc to, co stawało się ich rzeczywistością. #1 play #1 piano #2 passion #2 XIX