Harry nie odzywał się do matki.
Unikał hrabiny jak ognia, omijając wspólne obiady i podwieczorki. Starał się nie chodzić w miejsca, w których mogła przesiadywać. Ukrywał się w bibliotece, gdy Rosalie dawała mu znać, że Anne chciała z nim o czymś pomówić. Nawet gdy ją widział, nie odzywał się słowem. Czasem kiwał uprzejmie głową albo robił zniesmaczoną minę, by pokazać kobiecie, jak bardzo miał jej dość.
Hrabina starała się nie okazywać złości. Udawała, że Harry wcale jej nie ignorował. Wciąż go kontrolowała i podejmowała wiele decyzji, o których nie miał nawet pojęcia. Wydawała polecenia Rosalie i Louisowi, nierzadko każąc im przekazać krótką informację dla nieposłusznego młodego hrabi. Oboje spełniali jej rozkazy, ale zawsze uprzedzali Harrego i mówili, żeby nie słuchał jej słów.
I tak też robił.
Coraz więcej czasu spędzali we trójkę. Rosalie miała mniej pracy, odkąd Louis pomagał jej w codziennych obowiązkach. Harry czuł się niezręcznie, gdy sam nie miał nic do zrobienia, dlatego większość prac wykonywali wspólnie. Dzięki temu mieli więcej okazji, by porozmawiać i pożartować. Bez skrępowania wyśmiewali nadętych gości Anne Styles, tandetne przemówienia Desmonda i jego marne umiejętności w grze w pokera. Harry nie przejmował się już tym, że nie powinien mówić tak o swoich rodzicach. Dalej kochał ich za to, że po prostu nimi byli, ale nigdy nie byli dla niego, więc pozwalał sobie na coraz to zuchwalsze żarty i uszczypliwe komentarze.
Louis miał wrażenie, że Harry dzięki temu rozkwitał. Nie nosił opuszczonej głowy i nie wbijał wzroku w podłogę. Był pewniejszy siebie. Potrafił się postawić i upierać za swoją racją. Mniej bał się pomyłek i rzadziej martwił się o to, że jego matka nie uznawała go za chłopca bez skazy; nie chciał już w jej oczach być idealnym dzieckiem, które walczyło o jej miłość.
Jedynie czasem Harrego nachodził nieznajomy smutek. Czuł się porzucony przez rodzinę. Tak naprawdę kochała go jedynie Gemma – wszyscy inni widzieli w nim tylko pieniądze i zysk. To dlatego tak bardzo zżył się z Jay i siostrami Louisa. Rodzina Tomlinsonów widziała w nim miłość do gry, szczerozłote serce i wrażliwość na piękno. To oni pokazali mu, że można być innym, a wciąż dobrym. To właśnie oni na zawsze pozbawili go przytłaczającej samotności.
Wraz z Louisem odwiedzali jego rodzinny dom w każdą niedzielę. Po drodze zawsze robili drobne zakupy, a czasem Harry kupował sadzonkę pięknego kwiatu, by ogród Jay był jeszcze piękniejszy. Ona przyjmowała ich do siebie z otwartymi ramionami. Częstowała ciastem, herbatą i porcją historii, które wydarzyły się w minionych dniach. Wzruszała się, gdy widziała szczęście swojego syna, z którego twarzy zniknęło piętno zmęczenia i zmarszczka zmartwienia. Promieniał, a ona nie mogła być szczęśliwsza.
Sam Louis cieszył się z pracy w Stylesowym dworze. Tylko czasem Anne doprowadzała go do szału, mówiąc coś niepochlebnego o Harrym, który wciąż ciężko pracował, by być dobrym uczniem i jeszcze lepszym człowiekiem. Nauczył się ją ignorować, gdy to mówiła. Kiwał głową i udawał, że słuchał, gdy kobieta narzekała na syna i jego wybory. Robił to, co mu nakazywała, a później kłaniał się lekko i pędził do sypialni Harrego, by spędzić z nim popołudnie i wieczór.
Dostawał naprawdę dobre pieniądze. Nigdy wcześniej nie udało mu się tyle zarobić. Miał wyrzuty sumienia, że jego pensja wynosiła aż tyle, gdy w rzeczywistości nie robił zbyt wiele. Harry jednak ciągle mu tłumaczył, że sama jego obecność była warta o wiele więcej. Louis uważał, że pomoc Harremu to jego nagroda, więc nie narzekał i niemal wszystkie zarobione pieniądze przekazywał matce. Ona też nie chciała przyjmować ich wszystkich, ale powiedział, by odkładała to, czego nie wyda. Obiecał, że kiedyś uda im się wyremontować dom i zapewnić dziewczynkom lepszy start w przyszłość.
CZYTASZ
The tune of life || Larry Stylinson
FanfictionGraj, by kochać. Kochaj, by grać. Czyli historia o tym, jak dwóch młodych chłopców zatraciło się w uczuciu, gubiąc to, co stawało się ich rzeczywistością. #1 play #1 piano #2 passion #2 XIX