Harry spiął się, gdy gwizd dotarł do jego uszu.
Wyprostował plecy, wziął głęboki oddech, a na usta przywdział szeroki uśmiech pełen zębów. Ukłonił się. Głośne oklaski i kobiece piski wbijały się pod jego skórę. Czuł, jak się rumienił. Adrenalina szalała w jego ciele.
Podniósł różę, która wylądowała przed jego stopami. Ktoś znów gwizdnął głośno. Harry jeszcze raz się ukłonił, a później wycofał, machając dłonią. Gdy zniknął z ścianą, jego płuca piekły od wstrzymywanego oddechu. Zasłonił twarz zimnymi dłońmi.
- Oni cię kochają, skarbie. – Louis dotknął delikatnie jego ramienia. Cmoknął czubek jego nosa, gdy Harry opuścił dłoń. – Poważnie. Dalej klaszczą!
Zachichotał. Faktycznie, za cienką ścianą dalej dało się usłyszeć oklaski i prośby powrotu. Harry jeszcze do tego nie przywykł. Bał się, że robił z siebie głupka, gdy wychodził na scenę i grał swoje własne utwory.
W barze był tłum. Każda z osób przyszła tu specjalnie dla hrabiego Stylesa. Zajęli miejsca, kupili alkohol i tłuste przekąski, i czekali, aż muzyka wpłynie w ich ciała. To było dla nich coś nowego; coś, czego nie znali. Coś, czego nieświadomie pragnęli.
- Jutro – przełknął ciężko Harry. Jego język stał się suchy, a usta boleśnie spierzchnięte. Ale dalej szeroko się uśmiechał. – Jutro gram w naprawdę ogromnej restauracji.
- W restauracji? Harry! Jestem z ciebie taki dumny! – Louis pocałował go w usta. – Czemu dowiaduję się jako ostatni! – parsknął.
- Zanim się zaczęło, podszedł do mnie mężczyzna. Zapytał, czy nie mógłbym przychodzić tam w każdą z niedziel, by w restauracji było widowisko i muzyka na żywo.
- Wow – uśmiechnął się. – Jesteś już gwiazdą, czyż nie?
Harry zachichotał, choć pokręcił ostro głową. Nie był gwiazdą. Nie był nawet znany poza Londynem i Glasgow, gdzie jego siostra nie raz załatwiła mu krótki koncert w barze lub pubie.
Odkąd matka jasno przedstawiła oczekiwania względem życia swojego syna, Harry zaczął stawiać na swoim. Chciał spełnić swoje marzenie i pokazać ludziom, że muzyka i pianino to nie jest jedynie pasja bogatych dziedziców. Chciał, by ci najzwyklejsi mieszkańcy Londynu usłyszeli melodię napisaną jego drżącą dłonią.
Wszystko zaczęło się dzięki Louisowi, który wręcz kazał Harremu udać się do ich ulubionego baru i tam zaproponować swój koncert. Właściciel, choć serce miał dobre i wrażliwe, nie był przekonany. Bał się, że to rozrywka, która nie nadaje się dla pijanych chłopów, których buty wciąż były w błocie, a koszule mieli podarte na łokciach i rękawach.
Harry jednak zaproponował, że zagra całkowicie za darmo. Obiecał, że zniknie i więcej nie wróci, gdyby jego publiczność zaczęła żądać, by jego palce zostały zgniecione przez klapę pianina. I choć właściciel baru przeczuwał, że właśnie tak może być, zgodził się na pomysł hrabiego Stylesa.
A publiczność go pokochała.
Oklaski się nie kończyły, a głośne bis dało się usłyszeć ze stolików z każdego rogu knajpy. Harry niemal rozpłakał się ze szczęścia, kłaniając się głęboko i z pełnią wdzięczności. Zanim wyszedł, ktoś złapał go za łokieć i zapytał, czy następnego dnia też będzie grał. Plotki w Londynie były szybsze od prasy. Wszyscy mówili o hrabim Stylesie, który porywał serca swoją muzyką. Bar, w którym wystąpił tylko raz, pękał teraz w szwach.
Z każdym kolejnym tygodniem na biurku Harrego piętrzyły się listy z zaproszeniami. Jedni błagali, by występował w ich lokalach na wyłączność, inni obiecywali wielomiesięczne kontrakty. Stylesowi kręciło się od tego w głowie, a uśmiech nie schodził z jego ust.
CZYTASZ
The tune of life || Larry Stylinson
Fiksi PenggemarGraj, by kochać. Kochaj, by grać. Czyli historia o tym, jak dwóch młodych chłopców zatraciło się w uczuciu, gubiąc to, co stawało się ich rzeczywistością. #1 play #1 piano #2 passion #2 XIX