16. ten z pragnieniem domu

84 26 307
                                    

Kwiecień był miesiącem, który upłynął Louisowi i Harremu na częstych spotkaniach, podczas których przeważnie grali na pianinie – albo Harry uczył Louisa nowych nut, albo pokazywał mu to, czego nauczył się ostatnio u sir Hallwarda. Oboje bardzo to lubili i czerpali z tego wielką radość, szczególnie dlatego, że z każdym spotkaniem zbliżali się do siebie. Częściej się przytulali, zostawiali drobne pocałunki na swoich policzkach, używali zdrobnień i leżeli blisko siebie, po prostu rozmawiając lub milcząc.

Harry myślał, że właśnie tym była miłość.

- Mama?

Ciało Harrego przebiegł dreszcz. Jego plecy zesztywniały, a dłonie zawisły ciężko nad klawiaturą pianina. Oczy rozszerzyły się w szoku i niezrozumieniu. Nie wiedział, co się właściwie działo.

- Dzień dobry, Haroldzie – uśmiechnęła się swoim wyuczonym uśmiechem, który ani nie był szczery, ani ukrywający to, że udawała. Harry jednak bez chwili zawahania wstał i pocałował ją w policzek.

- Co tu robisz, mamo?

- Przyszłam posłuchać, jak grasz – wzruszyła lekko ramionami. Jej włosy opadały gładko na plecy i poruszały się z każdym jej krokiem. Harry pozwolił sobie obejrzeć jej suknię, zazdroszcząc, że w jego szafie nie mogły gościć tak odważne kolory.

Sir Hallward wyprostował się i cmoknął wierzch dłoni kobiety. - Miło hrabinę widzieć, hrabino Styles.

- Wzajemnie, sir Hallwardzie – skinęła do niego głową. Harremu zrobiło się niedobrze przez to, jaki chłód zapanował w komnacie. – Czy mój syn radzi sobie lepiej?

- Oh, naturalnie – odparł, klepiąc Stylesa po plecach. – Harry daje z siebie wszystko. Ostatnio wzbija się na wyżyny swoich umiejętności!

Brunet poczuł, jak jego policzki rumienieją. Lubił dostawać pochwały, to było oczywiste, ale ostatnio słyszał je tylko z ust Louisa. I to właśnie dzięki niemu starał się dwa razy bardziej, wkładając w każdy utwór całe swoje serce. Grał więcej, staranniej i dłużej niż kiedykolwiek wcześniej. Zapamiętywał wszystko szybciej i płynniej udawało mu się odtworzyć melodię, którą sir Hallward grał dla niego po raz pierwszy. Nawet gdy był sam i marzył tylko o śnie, zasiadał do pianina, by choćby przez chwilę złączyć swoje palce z klawiszami.

Kochał to bardziej, niż myślał, że to w ogóle możliwe.

- Wspaniale, Harry. Wspaniale! – Anne zawołała z elegancją, kładąc sobie rękę na piersi. – Pokaż, czego się nauczyłeś, synu.

Styles chrząknął nerwowo, czując, jak jego dłonie stały się wilgotne od potu. Miał wrażenie, że nagle zapomniał wszystkiego, czego zdążył nauczyć go sir Hallward. Nie pamiętał nawet, jak się oddycha, gdy na miękkich nogach podszedł do pianina, by znów usiąść przed klawiszami.

- Co zagrać, mamo?

- Cokolwiek chcesz, Harry. Może... ostatni utwór, który grałeś wczoraj?

- To Walc e-moll – odparł, sięgając po nuty, które od razu podał mu sir Hallward. Harry miał wrażenie, że nauczyciel był tak samo zdenerwowany jak on. - Solo Fryderyka Chopina – dodał, wpatrując się z lekką dumą w twarz matki. Nie wyrażała wielu emocji. Harry czasem myślał, że była posągiem. Pięknym, zimnym i nieczułym posągiem.

- Proszę – uniosła kącik ust, przysiadając w fotelu.

Chłopak nabrał dużo powietrza do płuc, prostując się na siedzeniu. Wygiął palce, strzelając kostkami, zanim zbliżył dłonie do klawiszy. Przygryzł dolną wargę, przymrużył oczy i zaczął...

The tune of life || Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz