Harry poczuł, jak jego ciało zdrętwiało, gdy Rosalie przekazała, że jego rodzice chcieli poważnie porozmawiać.
Ostatnie tygodnie minęły jakoś poza jego świadomością. Nie zauważył nawet, że zima, którą kochał jeszcze bardziej, odkąd to dzięki niej – no cóż, w trakcie jej trwania – poznał Louisa, minęła wiele miesięcy temu. Nawet wiosna, którą lubił podziwiać, kiedy nieśmiało przejmowała kolorem jego ogród, nie wywołała u niego zachwytu. Był już prawie czerwiec, ale Harry czuł, jakby od poznania jego przyjaciela minęły jednocześnie dni i całe lata.
Louis był w jego głowie cały czas. Nieważne, co akurat robił, z kim był i gdzie przebywał. Jego umysł krzyczał Louis, Louis, Louis, i chłopak nie miał nic przeciwko temu. Gromadził swoje myśli i zamykał je głęboko w sercu, czasem spisując je na skrawkach pergaminu, które później chował w sekrecie między starymi, nieużywanymi nutami. Czuł, że jest pretensjonalny, rezygnując z użycia zwykłego papieru, ale to wszystko sprawiało, że każde słowo miało dla niego ogromną wartość.
Bujał w obłokach, próbując w kilku krótkich zdaniach ująć to, jak cudowny był Louis. Starał się być dokładny, a jednocześnie niebanalny. Wiedział, że mimo wszystko brzmiało to głupio, ale tak czuło się jego serce, a on z nim nigdy się nie kłócił. Wierzył, że zawsze dobrze mu doradzi.
Jego oczy...
Zapisał to któregoś wieczora, wlepiając swój wzrok w ciemność za oknem. Zawahał się, zanim zamoczył pióro w atramencie. Zerknął na swoje dłonie i szeroko się uśmiechnął, pamiętając, jak gładka była skóra na policzku Louisa, gdy musnął po niej opuszkami palców. Wpatrywał się wtedy w jego magiczne spojrzenie. Przepadł w nim tak bardzo, że nie znał słów, by opisać je wystarczająco dobrze.
Zostawił więc to zdanie niedokończone, obiecując sobie, że gdy spojrzy w oczy Louisa następnym razem, na pewno znajdzie odpowiedź.
Ale nigdy jej nie zapisał.
Nie skończył też notatki o sercu Louisa. Było ciepłe i dobre, z pewnością błyszczałoby złotem, gdybym tylko mógł je ujrzeć. Napisał, zagryzając dolną wargę. Nie znam nikogo o takim sercu. Czy mógłbym w nim zamieszkać? Czy...
Harry gwałtownie wstał wtedy z ciężkiego krzesła, sam zaskoczony swoimi słowami. To było nie na miejscu, gdy myślał o tym kilka sekund później. Ale brzmiało tak dobrze i... Harry musiał się ogarnąć, jeśli nie chciał zwariować, jedynie myśląc o Louisie.
Następnych kilka notek było prostych. Odwaga Louisa sprawia, że mógłbym nie bać się nawet najciemniejszej nocy – Harry był zarumieniony, gryząc końcówkę swojego pióra, kiedy wpatrywał się w schnący atrament.
Louis sprawia, że jestem lepszym człowiekiem... przynajmniej tak czuję...
Louis chciał się uczyć, choć wiedział, że nie jestem idealny... Myślę, że to we mnie polubił?
Miłość Louisa... Zaczął i nigdy nie chciał kończyć. Marzył, by zostawić to zdanie takim, jakim je stworzył, pijąc ukradziony z bankietu kieliszek szampana. Smak alkoholu mrowił go w język, którym cały czas oblizywał spierzchnięte wargi. Chciał wtedy wiedzieć, czy Louis pocałowałby go tylko po to, by spróbować szampana w jego ustach...
Swoje myśli zrzucił na alkohol, którego działania nie zdążył nawet poczuć, sącząc jeden kieliszek przez pół nocy. Leżał całkiem nagi między prześcieradłami, tylko czasem zerkając w okno z nadzieją, że Louis mógłby się tam pojawić.
Był zawstydzony, dotykając dłonią swojej rozgrzanej klatki piersiowej. Ciężko przełykał ślinę, nie potrafiąc powstrzymać wyobrażenia, w którym jego przyjaciel pojawia się w jego sypialni i nic nie mówi, po prostu kładąc się obok. Tak samo zawstydzony, tak samo zarumieniony i tak samo nagi, z ciepłą piersią naprzeciw rąk Harrego...
CZYTASZ
The tune of life || Larry Stylinson
FanfictionGraj, by kochać. Kochaj, by grać. Czyli historia o tym, jak dwóch młodych chłopców zatraciło się w uczuciu, gubiąc to, co stawało się ich rzeczywistością. #1 play #1 piano #2 passion #2 XIX