79. Kodeks Kinmoku

23 5 0
                                    

Kolejna brama nawet nie zrobiła wrażenia. Pierwsza była ciemność, a dopiero po chwili Seiya dostrzegł mgłę i wynurzające się z niej korony czarnych drzew. Seiya był w żałobie, łaknął ciszy i mroku, ale to miejsce było... wieczną żałobą. Nie trącił ich żaden szmer, nawet ich kroki były stłumione.

Cisza osnuta mgłą jakby nasuwała zagłębienie się we własnych myślach, jakby łaknęła ich melancholii, wysnucia jakiś wniosków.

Z ciemności zaczęła przebijać czerwona poświata, a Seiya z konsternacją stwierdził, że to kolejne pasmo kwiatów, tym mocniej rażące swoim ubarwieniem w otaczającej je zewsząd czerni.

Nie było schodów. Seiya bał się dotknąć nawet stopą nieznanych kwiatów. Tylko że droga pięła w górę i nie można było obejść ich czerwonej ścieżki. Seiya szukał podstępu, starał się nie tracić czujności. Każdy krok był dla niego stąpaniem po polu minowym. Nie wiedział, czy za chwilę nie obudzi się duch kwiatów, ale te wyglądały na nieme, pogrążone w swoim świecie.

W końcu i on pogrążył się w swoim. Wiedział, że na końcu tej drogi będzie zmuszony podjąć decyzję. Nie myślał, że ona będzie tak ciężka.

Odwieczna walka dobra ze zła, altruizmu z egoizmem, ciemności z jasnością, z tym co właściwe a łatwe. Nie było prostej odpowiedzi, wskazówki, która zadowoliłaby obie strony. Kompromisu, który by nie skazał go na zapomnienie.

W końcu wspięli się tak wysoko, owici welonem mgły, że nie było już odwrotu. I tak jak przypuszczał na samym szczycie pasmo kwiatów zakończyło się, a Seiya i Fighter byli tak wysoko, że zrównali się z koronami drzew.

Sam szczyt był płaską powierzchnią, na której nie było niczego poza ogromnym lustrem. Zaskoczony Seiya podszedł bezpośrednio do niego i zamarł, kiedy z lustrzanej powierzchni wynurzyła się złota łuna dymu. Wytrzeszczył oczy i czuł, że za chwilę jego serce wyskoczy, kiedy przed jego oczyma zaczęło się przewijać ponownie jego życie. Zrozumiał, że kolejny raz musi się zmierzyć z własnymi wyborami. W lustrze wpierw zobaczył swoich rodziców, uszczęśliwionych jego narodzinami, potem był świadkiem jego porwania jako zaledwie dwuletniego chłopczyka. Był świadkiem rozpaczy matki, popadającej coraz bardziej w szpony depresji, widział bezradność w oczach króla. Zacisnął dłonie w pięści, kiedy Hyung znalazł przy bramie dziewczynkę, która miała zająć jego miejsce, jakby to było takie proste. Kiedy w lustrze pojawiła się twarz jego ciotki, zrozumiał, że ono miało mu coś przekazać, choć póki co nie rozumiał co i dlaczego. Widział każdą wypłakaną za nim łzę Usagi. Zobaczył jej samotność, desperację, poczucie wstydu przed rodzicami, brak oparcia w kimkolwiek tak, że łatwo wpadła w sidła Mamoru. To nie było nic nadzwyczajnego. Już to wiedział, a jednak... oprócz smutku było w tym coś magicznego, kiedy zobaczył rodzącą Usagi, usłyszał płacz jego córeczki... Usłyszał szeptane raz za razem słowa Usagi... córeczka Seiyi... owoc miłości... jej każdy żal, że nie było go przy niej w tak ważnym momencie... desperację, rozdarcie między chęcią bycia przy córeczce, a zerwaniem się ze szpitalnego łóżka, aby go szukać... Nie zarejestrował lecących własnych łez, kiedy widział pierwsze lata życia Chibiusy i Usagi, która nie mogła w pełni cieszyć się tym, bo wciąż za nim tęskniła i opłakiwała go. Był świadkiem desperackich wypraw Sailor Moon, wielokrotnie na skraju utraty mocy Srebrnego Kryształu, za każdym razem zagłębiającej się w coraz to dalsze obszary Kosmosu. Zaniedbywała ich córkę, aby go odnaleźć. Nie traciła nadziei, a Chibiusa raz za razem pytała „Gdzie jest mamusia?". Szukała go nawet wtedy, kiedy i upadła nadzieja. Nie zapomniała o nim, kiedy musiała bronić resztek człowieczeństwa w walce z zarażonymi wirusem agresji i śniła o nim, zamknięta w kryształowej trumnie, kiedy Ziemia zamarzła. Nigdy się nie poddała w jego poszukiwaniach, wciąż wierzyła, że on wróci. Za dnia udawała silną dla córki, dla przyjaciół i poddanych, w nocy płakała w poduszkę. Był przy jej próbie samobójczej, kiedy sekundy oddzielały ją od połknięcia śmiertelnej dawki niebieskich pastylek. Gdyby nie reakcja Endymiona... A chwilę potem czuł jej radość i ulgę, kiedy rozpoznała w nim Seiyę. Wzruszenie, niedowierzanie, tysiące myśli, które aż krzyczały jej szczęściem. Potem to szczęście zaczęło zanikać wraz z każdym rozczarowaniem. Najmocniej zabolały go jej łzy, ponieważ wcześniej płakała z tęsknoty za nim, a teraz przez niego. Właściwie powinien być uszczęśliwiony. W końcu tego chciał, aby ona tak samo cierpiała jak on. Pragnął widzieć ją pokonaną, złamaną na pół, żałującą, wyrządzonych mu krzywd. Nie rozumiał, dlaczego każde słowo było nożem, który wbijał się w niego raz za razem. Czuł ostrze, zagłębiające się w jego ciało. Potrafił określić jego fakturę, kształt. Bo Usagi nie błagała o litość, ona prosiła tylko o jedno.

Wirujące serca 回転するハートOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz