138. Utracone życie

17 3 0
                                    

To nie był pierwszy raz, kiedy Daiya zastanawiała się nad sensem ich pobytu na Kinmoku. Powinni wrócić do swojego domu. Odbudować to, co stracili. Nie czuć się jak intruzi. Przecież mogli się odwdzięczyć za gościnę z odległości.

Tak naprawdę była zawiedziona. Myślała, że pomocą w szpitalu choć trochę spłaci swój dług. Jednak to nie było przyjazne miejsce. Na każdym kroku odczuwała, że jest obca.

– Powinniśmy wrócić do domu – powiedziała wieczorem do męża. – Nasza planeta nas potrzebuje. Nasi poddani również. Zabieramy miejsce, a moglibyśmy oddać więcej noclegów Ocalałym. Staliśmy się dla Kinmoku obciążeniem.

– Rozumiem cię doskonale, słonko. Sytuacja zaczyna im się wymykać spod kontroli. Jednak nie możemy odejść. Zrozum, że moja pomoc jest w tym momencie absolutnie konieczna. Ta cała Makoto kompletnie sobie nie radzi i nie ma kompetentnej osoby na jej miejsce. To dobra dziewczyna, jest zaangażowana, ale jeśli chodzi o pracę biurową, to ma w niej dwie lewe ręce. W szpitalu teraz też jest potrzebna każda para rąk.

– Moje niekoniecznie... – mruknęła cicho Daiya. Wciąż czuła napięcie minionego dnia.

– Coś się stało, że brzmisz tak pesymistycznie? Królowa wciąż ciebie chwali.

– Po prostu... nie odpowiadają im moje metody. Na początku byłam pełna nadziei i chęci do pracy. Jednak chciałabym mieć pewność, że uczyniłam wszystko, aby ratować ludzi. Tego jednak nie mogę osiągnąć, jeśli blokuje się moje możliwości, mój talent. Wiesz, że potrafię leczyć swoją mocą przy użyciu dłoni. Jednak zabroniono mi stosowania tej metody. Wyobraź sobie, że...

Wróciła wspomnieniami do minionego dnia pracy...

Daiya zmarszczyła brwi, studiując kartę zdrowia chłopca, który został pogryziony przez jakieś dzikie zwierzę. Chwila nieuwagi rodziców i wymknął się, wybierając jedno z najbardziej niebezpiecznych miejsc. Puszczę. Ami opowiedziała jej podobną historię jej dzieci, ale one miały więcej szczęścia niż ten chłopak, którego rany wciąż się jątrzyły. Nie wiedzieli, jakie zwierzę go ugryzło, nie potrafili więc znaleźć dla niego właściwego lekarstwa, a czas uciekał.

Daiya proponowała zastosować jej metody leczenia, jednak Ami stwierdziła, że jest to zbyt ryzykowne. Kategorycznie zabroniła jej używać swojej mocy na jakimkolwiek pacjencie. Twierdziła, że jej moc może być alergenem dla ich organizmów.

Jednak stan chłopca się pogarszał i nie trzeba było nawet zaglądać w jego kartę, aby to wiedzieć. Daiya nie zamierzała czekać, aż chłopiec umrze.

Wyszła szybko na korytarz. Musiała porozmawiać z Ami i ją przekonać. Czas uciekał. Coraz mocniej ogarniał ją lęk, a jak na złość nigdzie nie mogła jej znaleźć. Przypomniała sobie, że dwa dni temu widziała znikające plecy Ami w części szpitala, która zwykle była zamknięta. I bardzo mocno zaskoczyło Daiyę to, że Ami nie chciała udostępnić Ocalałym właśnie tamtego sektora. Oczywiście Daiya nie powinna się tym interesować. Znała swoje miejsce. Była tu tylko, aby pomagać w leczeniu.

Zanurzyła się w ciemny zaułek oświetlany jedynie żółtą poświatą. Czuła dreszcze. Nie powinna tu przychodzić. Wszystkie pokoje po drodze były puste, uprzątnięte dla Ocalałych.

Pomyślała, że traci czas. Nikogo tu nie było. Może faktycznie Ami była przezorna i chciała mieć puste sale na wypadek umieszczenia tam pacjentów obłożonych chorobą, a nie Ocalałych którym już nic nie dolegało poza traumą? Już miała zawrócić, kiedy zobaczyła uchylone drzwi. Spojrzała przez szparę i zamarła, dostrzegając Ami i Chibiusę.

Wirujące serca 回転するハートOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz