101. Ucieczka

22 2 0
                                    

Pustka Wszechświata była jego karą. Cisza okradająca go z ludzkiego głosu. Cisza z wyciągniętym oskarżającym palcem jego winy. Cisza, która mogła się stać jego wiecznością.

Tak tęsknił za ludzkim ciepłem. Za słońcem... deszczem... Za śpiewem ptaków...

Tu nie było nic poza ciemnością, pustką i jedną z jego ofiar. Nie ma okrutniejszej kary, niż zmuszenie do patrzenia przez wieki na ciało osoby, której odebrało się życie i pragnienia do granic szaleństwa, żeby jej klatka piersiowa zadrżała z oddechu. Jednak po takim czasie nie ma nadziei. Pozostała skorupa, ale w tym przeklętym miejscu nie było nawet robali, które by pożarły ciało i zostawiły sam szkielet, który byłby bardziej anonimowy niż zimna maska niegdyś żywej twarzy, niż paznokcie na zamarłych dłoniach, niż zmatowiałe czerwone rubinowe włosy i przerażające puste oczodoły.

Po tym czasie powinien zobojętnieć, po ponad tysiącu latach zatarta jest wszelka wina. Jednak on nie potrafił. Nie mógł przy świadku jego podłości. Zastanawiał się, co go doprowadziło do tego punktu. W którym punkcie życia zdecydował się pójść w tą stronę. Szukał w swoim życiu tych momentów, które w jakiś sposób go ukształtowały, które być może go usprawiedliwiały. Jednak nie. Niech będzie przeklęty dzień kiedy zakochał się w Serenity z rodu Selenów. Był młodym naiwnym chłopakiem, który dał się oczarować harpii. Już wtedy... Już wtedy miała ona wysokie aspiracje. Nie. Nawet młodość nie była wytłumaczeniem. Był żałosny, że tylko czekał na jej skinięcie, połechtany, że taka ponętna i piękna kobieta zwróciła na niego uwagę. Gdyby wiedział, że pragnęła tylko bogactwa jego rodziny i jego mocy. Właściwie to był układ pomiędzy jego rodzicami a jego przyszłą żoną. Oni dawali bogactwo, ona nazwisko starego rodu. O tym jak został sprzedany dowiedział się dopiero po zaślubinach, kiedy znalazł w łóżku żonę z jednym z jej całej rzeszy kochanków. Kiedy on ze łzami w oczach rzucał w nią słusznymi zarzutami, ona kpiąco powiedziała mu o umowie handlowej zwanej kontraktem małżeńskim. Poczuł się tak poniżony, tak zbrukany, choć powinien to odczuć już wtedy, kiedy jeszcze narzeczona odmówiła przejąć jego nazwisko. Sam fakt, że jego rodzice połakomili się na nazwisko wcale go nie zdziwił. Ojciec zawsze miał pod tym względem kompleks. Owszem urodził się jako plebs, ale dzięki ciężkiej pracy i smykałce do interesów wzbogacił się i kupił sobie dosłownie żonę z salonów, ale żadna z porządnym nazwiskiem go nie chciała. Zdobył pieniądze, ale w oczach międzyplanetarnej arystokracji dalej był kimś gorszego sortu. Dzięki sprzedaży syna, mógł się wkraść, z lekkim oporem co prawda ale jednak, w łaski tych snobistycznych dupków.

Najbardziej żałosne było to, że pomimo licznych zdrad on wciąż kochał żonę i spełniał jej każdą zachciankę. Zdradził sąsiadów, zagarniając ich planety dla spełnienia ambicji pani jego serca, która chciała władać całą galaktyką. Tak nazwisko Rodu Selenów zaczęło podupadać, przyjmując złą sławę najeźdźców. Jego rodzice doczekali tej hańby, a potem umarli w poczuciu porażki, ale on nie czuł satysfakcji.

Z każdym występkiem żony obiecywał sobie, że to ostatni raz. Ostatni raz ulega tej demonicznej kobiecie. Ostatni raz napada na sąsiadów. Ostatni raz podnosi broń na niewinną istotę. Ostatni raz pomaga jej się wykaraskać z kłopotów.

Jego córeczka była jego jedynym szczęściem. Czymś najczystszym w jego życiu. Ta miłość była tak bezinteresowna, że każdego ranka puchł z dumy, kiedy widział, jak jego córeczka ma dobre serduszko, ale ono w końcu ją zawiodło. Przez chwilę miał złudzenie, że jej matkę wreszcie ruszyło sumienie, że los córki będzie ważniejszy od jej ambicji. W końcu już dostali od losu po łapach i dlatego skończyli na jałowym Księżycu.

Jednak choroba córki zrodziła kolejny chory plan w jej głowie, a on w swojej słabości po raz ostatni miał jej pomóc. Na swoją obronę mógł powiedzieć, że nie zdawał sobie sprawy z konsekwencji, że ona i tak by to uczyniła z nim czy bez niego. Mógł się bronić, że to nie on wpadł na pomysł porwania tej nieszczęsnej kobiety i jej syna, że zostawił im możliwość ucieczki, ale nie przewidział, że zauważy ich protegowany jego żony i zwyczajnie pozbawi ich życia. Potem planeta Daiyomooondo umarła. A on tchórzliwie zostawił żonę, dziecko i Księżyc, aby uciec jak najdalej przed swoim sumieniem. Jednak klątwa go dosięgła setki tysięcy lat świetlnych od Księżyca, gdzie padł martwy na obcą niezamieszkałą planetę, a potem któregoś dnia ciemności pojawiło się to ciało, w którym to rozpoznał ich ostatnią ofiarę.

Wirujące serca 回転するハートOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz