137. Nowa nadzieja

12 1 0
                                    

Helios nie mógł się doczekać kolejnej wyprawy na Tomashi No Mado. Wciąż czuł się wyrzutkiem, wciąż czuł na sobie oskarżające spojrzenia, które przeszywały go na wskroś. Nie wszyscy znali prawdę, ale dla wielu był tym, który skrzywdził ich przyszłą Królową, a to wystarczyło, aby go co najmniej nie lubić i traktować z pogardą.

Jednak atmosfera stała ciężka nie tylko z jego powodu. Kinmoku nie była balonem, który powiększyłby swoją powierzchnię na czyjekolwiek życzenie. W szpitalu, w Pałacu, hotelach, prywatnych domach zaczęło brakować zwyczajnie miejsc i podjęto myśl o budowie nowych osiedli, aby móc umieścić tam gości. Zaczęły narastać pewne niepokoje społeczne wraz ze zwożonymi kolejnymi partiami Ocalałych. Jednak to nie było tak niepokojące, jak zachowanie Usagi, która z każdą wyprawą po prostu się zmieniała. Z każdą wyprawą, jakby coś odbierało jej osobowość, jej jestestwo, jakby coś zabierało jej dobroć, szlachetność, czystość, a na ich miejsce dawało arogancję, gniew, wybuchowość, irracjonalność. Przez to narastał też konflikt między Usagi a Seiyą. Helios musiał przyznać, że w tej ich walce było już tylko więcej chęci postawienia na swoim, niż dojścia do jakiegoś porozumienia. A najgorsze było to, że ich konflikt mógł wpłynąć na cały Wszechświat.

- Usagi, nie możemy ich wszystkich zwozić na Kinmoku bez końca – tłumaczył Seiya po rozmieszczeniu kolejnej trzydziestki przybyłych. – Trzeba znaleźć dla nich jakąś alternatywę.

- Dobrze wiesz, że niewiele mamy możliwości. Nie możemy wepchnąć ich innym cywilizacjom bez ich zgody.

- Ale możemy ich zagospodarować na planetach niezamieszkałych...

- ...do których mogą sobie rościć prawo inne cywilizacje.

- Wszechświat ma miliardy planet! Wiele milionów zdatnych do życia, a przynajmniej setki tysięcy jeszcze niezamieszkałych...

- ...do których mogą sobie rościć prawo inne cywilizacje! – powtórzyła Usagi, krzycząc.

- Zachowujesz się jak matka kwoka, która nie potrafi wypuścić swoich dzieci z gniazda – fuknął Seiya.

- A ty jak pozbawiony empatii troglodyta rodem jaskiniowca!

To było jak odbijanie piłki pingpongowej. Helios, niemy obserwator, miał niepohamowaną ochotę potrząsnąć nimi obojgiem.

- Królowo, Królu... - odezwała się doniosłym głosem Prapratynka, która podeszła z bliskimi doradczyniami. – Alici odmawiają udostępnienia swoich budynków na przyjęcie Ocalałych.

- Wydałam rozkaz – sucho oświadczyła Usagi.

- Alici należą plemienia bezpośrednio wywodzącego się od Jinsei. Z racji swojego pochodzenia uzyskali oni na wyłączność południowo-wschodnią część Kinmoku. Nigdy nie próbowali się mieszać w sprawy Kinmoku, ale też my traktujemy ich jako autonomię. Przez tysiąclecia był szanowany ten układ. Żaden władca Kinmoku nie zdobył się na złamanie tej umowy.

- Widocznie żaden nie był tak w podbramkowej sytuacji. Ci ludzie potrzebują schronienia, domu. Wystarczająco długo żyli porzuceni jako półmartwi, jako podludzie. To nasz moralny obowiązek dać im nowe życie.

- Królowo, pożałujesz, jeśli nie uszanujesz ustawionego odwiecznego prawa, który jest świętością większą niż sam Kodeks.

- Już rozpoczęłam pracę nad zmianą Kodeksu – odparła mściwie Usagi.

- Serce z kamienia może się stać twoim marzeniem, jeśli pozwolisz przemówić ciemności – z kolei powiedziała zimno Prapratynka.

- Grozisz mi? – syknęła Usagi.

Wirujące serca 回転するハートOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz