96. Rozterki Azuro

34 5 0
                                    

Azuro czuł się zmęczony. Walczył z nieznanym wrogiem, mając obraz Rei przed jego oczyma, z jej imieniem na języku i miłością do niej w sercu. Walczył dla niej, bo inaczej nie widział już sensu. Już dawno wszystko, co do tej pory było istotne w jego życiu, przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Liczyła się tylko Rei. Zaprzedał dla niej nawet swoją duszę. Poświęcił honor. Oddał każdą cząstkę siebie. To co składało się na jego osobę. Miłość do planety, dumę ze swojego pochodzenia, poświęcenie dla dobra planety. Zawsze niezależnie od sytuacji cieszył go każdy poranek, kiedy pierwsze promienie słońca leniwie przebijały się przez osłony okna, kiedy każdy promień delikatnie pieścił jego twarz i ramiona. Uwielbiał wstawać przed świtem, aby być pierwszym, który przywita pobudkę słońca.

Teraz witała go jedynie śmierć. Tęsknota za podaniem jej dłoni. Każdego dnia budził się z nadzieją, że to będzie jego ostatni poranek.

Walczył, usilnie czepiając się fiołkowych tęczówek niczym talizmanu, ostatniej nadziei i motywacji. Kiedyś był urodzonym wojownikiem, który od dziecka chwytał za miecz. Był wojownikiem w umyśle i sercu. W walce był niepokonany. Niezmordowany. Niepoddający się do ostatniej kropli krwi. Do ostatniej iskry świadomości.

Tylko że wraz ze śmiercią Rei, stracił serce, a tym samym przestał być w głębi siebie wojownikiem. Stracił natchnienie walki. Poddał się. Nie widział sensu ani celu. W jego umyśle była jedynie mglista szarość.

Ami pokazała mu swoje gwiezdne ziarno. Swoją istotę. Swoją duszę. Swoje wewnętrzne piękno.

Żył tym widokiem, spodziewając się że blask gwiezdnego ziarna jego Rei był jeszcze piękniejszy, dający większą otuchę, większe argumenty do walki o kolejny dzień.

Jednak w końcu ten blask opuścił go, powróciła szarość, powróciło załamanie. Nie potrafił już walczyć całym sobą, nie widział sensu na końcu tej drogi. Każdy ruch pejczem czy mieczem mógł zabić czyjąś żonę, matkę, córkę, czyjegoś męża, syna, wnuka. Miał zadać ból straty bliskiej osoby, a Azuro nie potrafił już w przeciwniku widzieć wroga.

Obiecał, że ochroni Srebrne Millennium, ale w obliczu odpływu energii, a potem napływu nieznanych istot stwierdził, że nie potrafi machnąć pejczem, nie może udźwignąć miecza, a bojowy okrzyk zamarł na jego ustach. Obiecał, ale jego słowo już nie miało znaczenia. Był pohańbiony, pokryty popiołem skruchy, już nie miał nawet czego się wstydzić, bo już wystarczająco nisko upadł.

Jednak musiał dotrzymać obietnicy dla Rei. Dla jej fiołkowych oczu, w których to obraz uzbroił się na cały czas walki.

Teraz jednak ostatni proch bitwy opadł, a wraz z nim Azuro na kolana przed szklaną trumną z ciałem Rei. Miecz wysunął się z jego dłoni i opadł z hukiem. Z jego ostrza wciąż spływała obca krew.

- Nie mogę już... Straciłem swój sens... Walczyłem o ciebie z egoistycznych pobudek. Zrozumiałem to dzięki Ami. Jednak to nic nie zmieniło. Uświadomienie nie prostuje załamania, nie klaruje całego tragizmu. Daje zrozumienie, ale nie może dać siły, nie może przywrócić serca. Nie oferuje rozwiązania. Walczyłem o twoje życie, ponieważ wiedziałem, że bez ciebie ja sam nie będę umiał żyć. Moje płuca się zamkną tak jak serce, umysł przestanie pracować, a prosta linia poprowadzi mnie do zaborczej dłoni śmierci. Nie walczyłem więc o ciebie tylko o siebie. I tak się stało. Twoja śmierć odebrała mi kręgosłup moralny. Ubrałem oczy w bielmo i stałem się ślepy na wszelkie zasady. Ale już tak nie mogę... Muszę pozwolić ci odejść po raz kolejny. Tyle razy już próbowałem. Tym razem się uda, ponieważ moja dusza pójdzie z tobą.

Azuro wyciągnął ukryty sztylet z buta i przystawił do serca, kiedy przerwał mu niespodziewany krzyk:

- Azuro! Przestań natychmiast! Rei by nie chciała, żebyś dla niej popełnił samobójstwo.

Wirujące serca 回転するハートOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz