116. Goście z przeszłości

22 3 2
                                    


Chwilę wcześniej

Yaten aż drżał z poczucia frustracji. Nigdzie nie mógł znaleźć Minako. Ostatnio los, fatum, przeznaczenie (zwał jak zwał) faktycznie go nie lubiło. Był tak zdesperowany, aby porozmawiać z Minako. Wyjaśnić jej, że dla niego ona liczyła się i nikt więcej. Przeprosić za haniebne zachowanie Aurory. I przede wszystkim zapewnić, że nie ożeni się z Aurorą.

Swoją drogą ostatnio miał zwykłego pecha. Cały czas kłody pchały mu się pod stopy, a on łamaga nie potrafił ich przeskoczyć, tylko ciągle się potykał. Ta cholerna Aurora nie miała kiedy się napatoczyć. Gdyby nie miał hamulców, własnoręcznie wytargałby ją za kudły. I tak została zniszczona młodzieńcza sympatia, został wyprany wszelki szacunek, jaki do niej czuł.

Od samego początku popełniał błąd za błędem i zapłacił za to drogo. Jednak on się nie liczył, jego ból był najmniej ważny, kiedy wszystkie konsekwencje, cały ciężar tego, co się wydarzyło, dotykało innych osób. Kiedy ucierpiała na tym najbliższa jego sercu osoba.

Miał wrażenie, że Aurora zniszczyła ostatnią szansę, wydusiła ostatnią kroplę nadziei, zaprzepaściła jego jedyną możliwość powrotu Minako do jego życia. Minako mu przebaczyła. Zabrakło minut, aby on zapewnił ją o tym, że nie przestał jej kochać, że pragnie, aby wrócili do siebie.

Aurora zdeptała tą chwilę swoją obecnością. Przypomniała Minako o całym bólu. O tym, jakim Yaten okazał się marnym mężczyzną.

To nie mógł być koniec. To nie mogło po prostu się tak skończyć.

Yaten musiał jej wszystko wyjaśnić, że Aurora perfidnie zmanipulowała sytuację. Że nie zamierzał się żenić z Aurorą. Musiał to wszystko jej powiedzieć.

Jednak nie było mu to dane. Zobaczył Minako w oddali. Towarzyszył jej jakiś mężczyzna. Wysoki, muskularny, przystojny. Zaśmiała się głośno, wplatając swoją dłoń w jego ramię, przebijając tym gestem serce Yatena na pół. Zaczął biec, krzycząc jej imię, ale był za daleko. Jego głos uciekał w przestrzeń, nie docierał do celu. Kiedy zniknęła z towarzyszem w aportacji, Yaten z jękiem opadł na kolana i długo tkwił w tej pozycji, nawet kiedy z nieba zaczął padać rzęsisty deszcz. Był załamany. Stracił swoją nadzieję, swoją szansę na odzyskanie Minako. Czuł się taki samotny. Wyalienowany.

I wtedy przez strugi deszczu zaczęli przedzierać się Wojownicy, Cosmos, Fighter, Maker i inni, krzycząc:

- Jesteśmy atakowani!

Yaten z miejsca rzucił się za nimi, w biegu sięgając po Sailor Change Star, wołając w przestrzeń słowa przemiany.

- ! Healer Star Power, Make Up! He-a-ler Star Po-wer, Ma-ke Up! He-a-ler Star Po-wer... Ma-ke Up!

Tak długo krzyczał, aż ochrypł. Tak długo krzyczał, aż jego słowa wypełniły się dźwiękami rozpaczy i rezygnacji. Powtarzał raz za razem słowa przemiany, aż Sailor Change Star wypadła z jego zdrętwiałych, zmarzniętych od deszczu dłoni. Nie przepłynęła nawet iskra mocy. Nie przemienił się. Wykrzykiwał słowa przemiany, zapominając, że jest już zwykłym człowiekiem.

Nawet nikt się nie odwrócił. Nikt nie usłyszał jego desperacji, nikt nie zauważył jego bezsilności. Był sam. W deszczu. Złamany na pół.

Zaczął wrzeszczeć, a jego wycie było skargą, rozżaleniem, pretensją. Zamachnął się uderzył w przestrzeń, zachwiał i upadł zdrętwiały na twarz. Dyszał zmęczony, czując w ustach krew i piasek.

Nie potrafił zrozumieć. Miał obie dłonie i obie nogi sprawne, ale czuł się jakby amputowano mu część ciała. Nie mógł się przemienić, nie mógł walczyć.

Wirujące serca 回転するハートOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz