Rozdział 1: Goście

102 14 6
                                    

Następnego dnia rodzice wygonili mnie z domu do czasu obiadu. Chciałem zostać i im pomóc, na przykład posprzątać, zrobić z nimi coś do jedzenia albo chociaż coś na deser. Chciałem się jakoś przydać, ale oni byli nieugięci. No więc skończyło się tak, że znów siedziałem na wzgórzu. Chyba pierwszy raz od dawna, od zawsze właściwie, spędzanie czasu w ten sposób nie było dla mnie już tak przyjemne, jak do tej pory.

A może to przez Kaveha i Vile'a. Chciałem tak jak zwykle położyć się na trawie i popatrzeć w niebo, ale oni przyszli na wzgórze zaraz po mnie i zaczęli ganiać się i krzyczeć. Czasami do nich dołączam, bo bieganie i krzyczenie też potrafi być zabawne, ale teraz chciałem spędzić czas w ciszy i spokoju. Ale nie powiem im przecież, żeby przestali krzyczeć - kiedyś to zrobiłem i powiedzieli, że to nie jest moje wzgórze i mogą tu robić co chcą. Od tamtej pory nie zwracam im uwagi, bo i tak nie posłuchają. Zazwyczaj po prostu zatykam uszy albo podsłuchuję, o czym mówią. No co? Gdyby to była jakaś tajemnica, raczej nie krzyczeliby o tym tak głośno, co nie?

Dzisiaj na przykład mówili o robakach. Vile dostał od taty książkę, gdzie było napisane o wszystkich rodzajach owadów, łącznie z obrazkami, więc moi przyjaciele chcieli pewnego dnia pójść do lasu i znaleźć je wszystkie.

Nagle szelest trawy ustał, co znaczyło, że obaj przestali biegać. Przestali też mówić, co od razu mnie zaintrygowało. Usiadłem, żeby lepiej ich widzieć. Gapili się w stronę schodów prowadzących na szczyt wzgórza, więc ja również spojrzałem w tamtą stronę. Okazało się, że Delilah i Saleya też postanowiły spędzić czas tutaj, z dala od centrum wioski. Teraz już naprawdę nie mam co liczyć na ciszę i spokój. Przynajmniej Delilah też tu jest, więc może uda nam się razem pooglądać chmury.

Saleya, Kaveh i Vile przyjaźnią się bardziej ze sobą, a mnie i Delilah traktują jak dobrych znajomych, z którymi czasem spędzają czas. Szczerze mówiąc, trochę im zazdroszczę. Oni zawsze robią fajne rzeczy, a przez to, że Saleya i Vile mają już trzynaście lat, mogą wychodzić poza teren wioski. Mogą iść do lasu albo nad rzekę, albo gdziekolwiek chcą. I zawsze zabierają ze sobą Kaveha, ale kiedy ja i Delilah chcemy do nich dołączyć, nagle zmieniają plany i zostają na wzgórzu. To niesprawiedliwe, że nie chcą, żebyśmy szli z nimi, a my nie możemy iść jeszcze sami. Dlaczego niby rok robi taką wielką różnicę? Zwłaszcza, że Vile ma urodziny tylko pięć miesięcy przede mną - i on może już wychodzić za wioskę bez dorosłych, a ja nie! Dlaczego to musi działać w taki sposób?

Dziewczyny rozdzieliły się; Delilah podeszła do mnie, a Saleya do chłopaków.

- Zobacz, co mi dała. - czarnowłosa usiadła obok mnie i wręczyła mi białe pióro, które należało do Saleyi. Starsza dziewczyna ma niemal białe skrzydła, tylko przy końcach robią się ciemniejsze. Zupełnie na odwrót, niż te Delilah. W każdym razie, pióra Saleyi są nie tylko jasne i błyszczące, ale też wielkie i puszyste. Też chciałbym takie dostać.

Oddałem przedmiot Delilah, a ona z uśmiechem wcisnęła go między własne pióra. Podarunek odznaczał się na czarnym tle, co wyglądało megafajnie. Spojrzałem w stronę pozostałych. Kaveh i Vile też dostali pióra Saleyi, ale mam wrażenie, że ja nie powinienem czekać na własny prezent. Cóż, to żadna tajemnica, że dziewczyna lubi mnie najmniej i rozmawia ze mną tylko ze względu na Delilah. A dawanie komuś swoich piór to gest zarezerwowany tylko dla najbliższych przyjaciół.

- Oglądamy chmury? - zapytałem, choć znałem odpowiedź. Delilah zawsze się zgadzała, nawet jeśli mieliśmy spędzić na tym zajęciu tylko krótką chwilę. Ale tym razem spojrzała na mnie krótko i poruszyła lekko skrzydłami, co oznaczało niepewność. Zmarszczyłem brwi.

- Kiedy tu szłyśmy, widziałam jakichś obcych przy twoim domu. To chyba ci goście, o których mówiłeś mi wczoraj. - powiedziała cicho.

Zerwałem się na równe nogi i ruszyłem w stronę schodów. Zatrzymałem się gwałtownie i odwróciłem, machając Delilah na pożegnanie, a ona odpowiedziała tym samym. Dopiero po tym rzuciłem się biegiem w dół zbocza, prosto do mojego domu. Nie mogę uwierzyć, że prawie zapomniałbym o gościach. Przecież obiecałem mamie, że zajmę się tym chłopakiem, synem jej przyjaciół. Miałem pokazać mu wioskę, a potem zobaczyć, czy zrozumie, na czym polega oglądanie chmur. I prawie bym o tym zapomniał!

If I Had A FriendOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz