Mimo tego, że pora deszczowa już się zaczęła, jakoś udało mi się przekonać mamę, żeby pozwoliła mi pójść do Delilah. Czarnowłosa zaprosiła mnie do siebie kilka dni temu, tak, żeby mieć pewność, że żadne z nas nie zmieni nagle planów w ostatniej chwili. Muszę przyznać, że było to miłe. Ostatnio jakoś tak nie mogliśmy się dogadać, jeśli chodzi o spotkania; albo ona była już z Saleyą, albo ja z Kavehem. Zaplanowanie spotkania z kilkudniowym wyprzedzeniem było więc dobrym ruchem.
Dziewczyna usiadła na swoim łóżku, a ja niewiele myśląc, położyłem się na jej miękkim, zielonym dywanie. Lubiłem na nim leżeć, kojarzył mi się z trawą na wzgórzu, na której, tak się składa, też lubiłem leżeć.
Delilah wychyliła się z łóżka tak, żeby móc na mnie spojrzeć. Ja też spojrzałem na nią. Wbrew temu, czego się spodziewałem, nie odwróciła się, choć z łatwością mogłem dostrzec w jej oczach tę dziwną niepewność. Przez chwilę gapiliśmy się na siebie, aż w końcu dziewczyna usiadła na łóżku tak, że nie mogłem jej zobaczyć. Nie zamierzałem jednak ruszać się z dywanu.
- Tak się ostatnio zastanawiałam... - zaczęła. Mógłbym przysiąc, że właśnie poruszyła lekko skrzydłami. - Nie przeszkadza ci to, że znowu przyjaźnię się z Saleyą? - zapytała.
Wzruszyłem ramionami mimo tego, że mnie nie widziała.
- Nie bardzo. Znaczy, to trochę dziwne, że tak nagle się odobraziła i w ogóle, ale jeśli tobie to nie przeszkadza, to mi też nie. - odpowiedziałem. Myślałem o tym trochę. To życie Delilah. Tak długo, jak czuje się dobrze w swojej relacji z Saleyą, ja też czuję się dobrze. Tylko wciąż martwię się, że starszej dziewczynie zaraz znów się odmieni i zostawi Delilah z głupiego powodu. To nie byłoby fajne, ale przecież jej o tym nie powiem. Nie chcę, żeby myślała, że nie ufam Saleyi (choć tak właściwie to jej nie ufam).
- Nawet jeśli ostatnio nie widzieliśmy się zbyt często, bo byłam z nią? - pytała dalej.
- Nawet wtedy. Przecież nie musimy spędzać razem każdej godziny każdego dnia. Poza tym wiesz, że nie widzieliśmy się zbyt często też dlatego, że byłem z Kavehem. Ale to nie znaczy, że przyjaźnimy się mniej, prawda?
Usiadłem, wlepiając w nią podejrzliwe spojrzenie. Osobiście nie uważam, by ilość wspólnie spędzanego czasu miała w przyjaźni jakieś znaczenie. W końcu, najbardziej liczy się to, jak czujemy się przy drugiej osobie, prawda? A ja czuję się przy Delilah dobrze. Nawet jeśli znów zarumieniła się i poprawiła włosy, kiedy tylko na nią spojrzałem. Ostatnio nie widzieliśmy się zbyt często, ale to chyba nie ma większego znaczenia, prawda? Dalej jesteśmy przyjaciółmi. To tylko taki czas. Potem wszystko się ułoży i znajdziemy idealną równowagę w spotkaniach ze sobą nawzajem i z innymi.
Delilah wzięła swoje skrzydło i zasłoniła się nim, dłubiąc w swoich piórach.
- Wiesz, że i tak ciebie lubię najbardziej, prawda?
Położyłem się z powrotem na dywanie, żeby nie mogła zobaczyć, że jej słowa trochę mnie przeraziły.
- Wiem. - odpowiedziałem krótko. Powinienem coś dodać? Powiedzieć, że też ją lubię? Bo chodzi o to przyjacielskie lubienie, prawda? Nie zrobię jej nadziei, jeśli powiem, że ja też lubię ją najbardziej? Ale czy to nie będzie kłamstwem? W końcu, najbardziej lubię Sorę, ale nie wiem, czy ona o tym wie... Powinienem jej powiedzieć? Ale czy to nie będzie dziwne? Nie domyśli się, że lubię go tak, jak Alfy lubią Omegi, prawda?
Pokręciłem głową, robiąc z własnych skrzydeł kokon. Powinienem się uspokoić. Tęsknię za dniami, kiedy potrafiłem w ogóle nie myśleć. Albo chociaż myśleć o takich nieskomplikowanych, prostych rzeczach, które rozumiałem. Czy mogę zrobić cokolwiek, żeby do nich wrócić? Tak bardzo chcę do nich wrócić...
Drgnąłem przestraszony, kiedy Delilah tak nagle stanęła nade mną. Dywan, na którym leżałem, znajdował się tuż obok jej łóżka, to normalne, że bałem się, że mnie nadepnie. Ona jednak przeszła nade mną, uważając, żeby nie uszkodzić mnie w żaden sposób, a potem położyła się obok mnie. Rozłożyłem nieco skrzydła, tak, żeby móc na nią spojrzeć. Gapiła się w sufit.
- Wiesz, czemu chciałam, żebyś przyszedł? - zapytała.
- Bo dawno się nie widzieliśmy?
- To też. Ale wiesz, dlaczego jeszcze?
Było dziwnie. Sam nie wiem, co dokładnie sprawiało, że czułem się dziwnie, ale z jakiegoś powodu miałem złe przeczucie. Nie podobało mi się to, jak poważnie Delilah teraz brzmiała. Jak mówiła cicho i powoli, jakby chciała mieć pewność, że powie właśnie to, co chciała powiedzieć i nic innego. Jak czekała, aż coś powiem, a ja nie wiedziałem, co takiego ma to być.
- Nie wiem. - rzuciłem więc w końcu. - Czemu?
Wypuściła ze świstem powietrze i przekręciła się na bok, tak, żebyśmy leżeli twarzami do siebie. Też zrobiła kokon ze swoich skrzydeł. Chyba wszyscy skrzydlaci zgodzą się co do tego, że taka bariera chroniąca przed otaczającym nas światem jest naprawdę miła i ciepła, i dodaje komfortu w sytuacjach, w których zaczyna nam go brakować.
- Chciałam ci powiedzieć, że lubię cię tak, wiesz... Wiesz o co mi chodzi.
Mogłem się tego spodziewać. Wiedziałem przecież, że zachowanie Delilah zmieniło się w ostatnim czasie. Że zaczęła patrzeć na mnie inaczej, że między nami zaczęło być inaczej. Problem polegał na tym, że nie miałem pojęcia, jak powinienem zareagować w tej sytuacji. Co powiedzieć. I jak ubrać to w słowa tak, żeby Delilah nie było przykro.
- To... - zacząłem niepewnie, czując się tak, jakby ta okropna cisza miała zaraz wywrócić mój żołądek do góry nogami. - Wiem, o co ci chodzi. - palnąłem głupio.
Zaczynałem się denerwować. Stresować. Co jeszcze mam powiedzieć? Znaczy, wiem, co mam powiedzieć, ale jak to zrobić? Nie chcę jej ranić. Najchętniej po prostu bym sobie poszedł i zakopał się w swoim łóżku albo napisał o tym w kolejnym niby-liście do Sory, ale nie mogłem tego zrobić. Jak Delilah by się wtedy poczuła? Wystarczy, że nie lubię jej w ten sam sposób. Ale powinienem przynajmniej mieć odwagę powiedzieć jej to prosto w oczy, zamiast odcinać się i udawać, że to nie mój problem.
Widząc, że nadzieja w oczach dziewczyny powoli gaśnie z każdą kolejną chwilą ciszy, a wyraz wyczekiwania i niecierpliwości na jej twarzy zamienia się w niepewność, czy na pewno chce usłyszeć moją odpowiedź, wziąłem głęboki wdech i odliczyłem w głowie do trzech. Lepiej będzie, jeśli po prostu to powiem. To nie może być tak trudne, prawda? Muszę tylko powiedzieć kilka słów, to przecież proste.
- Ja też cię lubię. Jako przyjaciółkę.
Opatuliła się skrzydłami całkowicie, tak, że nie mogłem zobaczyć jej twarzy. Jej kwiatowy zapach nieco się zmienił, stał się bardziej gorzki. Wiedziałem, co to oznacza. Nie czułem się z tym dobrze.
Powinienem ją lubić. Bardziej niż jako przyjaciółkę. Ja też powinienem się w niej zakochać. Wiem to. Jestem w końcu Alfą, a ona Omegą i nie jesteśmy dla siebie przypadkowymi osobami, znamy się i jesteśmy blisko, ale dlaczego to nie wystarczy? Dlaczego nie mogę zakochać się w niej, zamiast w Sorze? Dlaczego nie mogę jej wybrać?
To takie okropne. Coś jest ze mną nie tak i z jakiegoś powodu polubiłem właśnie Sorę, ale Delilah nie powinna przez to cierpieć. Nie powinno jej to w ogóle dotyczyć. Ale dotyczy. Bo właśnie przez to, że zakochałem się w drugiej Alfie, nie mogę zakochać się w niej, nie ważne, jak bardzo bym tego chciał. To po prostu niemożliwe, a ja czuję się z tym okropnie, bo to moja wina, choć tak właściwie nie mam wpływu na swoje uczucia.
Bo gdyby to naprawdę zależało ode mnie, wybrałbym Delilah. Zawsze i wszędzie. Wybrałbym ją, gdybym tylko był normalny i nie kochał Sory.
CZYTASZ
If I Had A Friend
FantasyKaito uwielbia oglądać chmury i poznawać nowe osoby. Jedną z nich jest Sora - syn przyjaciół jego rodziców, który jako jeden z niewielu widzi w białych obłokach konkretne kształty. Między chłopcami od razu powstaje więź, a ich relacja staje się cora...