Szukanie lisów było o wiele bardziej czasochłonne niż sądziłem. Znaleźliśmy lisią norę niedaleko wielkiej sosny, która była bardzo charakterystycznym punktem. A potem wymykaliśmy się z wioski i biegaliśmy tam, żeby obserwować otoczenie i może znaleźć właściciela tej nory, ale nigdy go nie było, kiedy akurat czailiśmy się w krzakach. Trochę czasu minęło, zanim postanowiliśmy zmienić godziny, o których przychodziliśmy, raz nawet zostaliśmy w lesie godzinę po zachodzie słońca. Ale tylko raz. Naszym rodzicom nie spodobał się ten pomysł, bo jakby nie patrzeć, tylko Vile mógł wychodzić poza wioskę bez opieki dorosłych, był za nas odpowiedzialny, ale i tak byliśmy za młodzi, żeby biegać po lesie w nocy. Więc od tamtej pory pilnowaliśmy czasu i wracaliśmy równo z zachodem słońca.
Trwało to jakiś miesiąc, zanim udało nam się zauważyć lisa, który mieszkał w obserwowanej przez nas norze. Był... Niewielki. Nie był szczeniakiem, ale nie był też całkowicie dorosły. Miał ciemną sierść i biały brzuch. Najpierw oglądaliśmy go tylko w jego norze, jak wychodził i jak wracał, ale później zaczęliśmy chodzić za nim. Patrzyliśmy, jak poluje, jak biega między drzewami bez celu, jak pije z rzeki... I pewnego dnia okazało się, że podczas gdy Kamień (nazwaliśmy go tak, bo często bawił się niewielkim, gładkim kamykiem, a nic innego nie przyszło nam do głowy) biegał za owadami i tarzał się w trawie, do jego nory zawitała lisiczka. Jej futro było gęste i tak rude, że aż prawie czerwone, była dosłownie urzeczywistnieniem wszystkich obrazków lisów z każdej książki, którą mama czytała mi w dzieciństwie na dobranoc. Była piękna i tak też ją nazwaliśmy.
Na początku Kamień i Piękna byli do siebie wrogo nastawieni. Kamień bronił swojego domu i terytorium, a Piękna próbowała znaleźć sobie na tym terytorium miejsce dla siebie. I dopiero po kilku długich tygodniach, kiedy poszliśmy do lasu, okazało się, że Kamień pozwolił swojej nowej towarzyszce spać przy jego norze. Jeszcze nie wpuścił jej do środka, ale trzymaliśmy kciuki, żeby zmieniło się to do pory deszczowej.
Delilah była zaskoczona, kiedy opowiedziałem jej o tym wszystkim. Pewnego dnia powiedziała mi, że wcześniej przyszła na wzgórze, ale mnie tam nie było, a kiedy poszła do mojego domu, rodzice powiedzieli jej, że poszedłem z Vile'm i Kavehem do lasu. Więc opowiedziałem jej o Kamieniu i o Pięknej, i o tym, że na wiosnę pewnie będą już parą. Powiedziała, że chce ich zobaczyć, a ja obiecałem, że kiedyś pójdziemy tam we czwórkę albo nawet w piątkę, jeśli Saleya też zechce do nas dołączyć.
Teraz jednak nie mogliśmy kontynuować naszych obserwacji. W tym roku pora deszczowa zaczęła się wcześniej niż zwykle. Była też intensywniejsza, więc wszyscy unikali wychodzenia z domów jak tylko mogli. Oczywiście dorośli nie mieli tego przywileju i wciąż musieli załatwiać swoje dorosłe sprawy, ale ja i reszta dzieciaków w moim wieku jednogłośnie stwierdziliśmy, że w taki deszcz nie ma co wychodzić. Mokre pióra są ciężkie, a siedzenie po kilka godzin w lesie mogłoby skończyć się poważnym bólem pleców. Poza tym, później skrzydła długo schną, a nieustająca wilgoć wcale nie jest tak przyjemna, kiedy próbujesz zjeść w spokoju obiad albo pójść spać. Do obserwowania Kamienia i Pięknej wrócimy w zimie, kiedy tylko pora deszczowa się skończy i znów będzie można wychodzić z domu.
Usłyszałem skrzypnięcie klapy i odwróciłem się w stronę schodów. Mama zajrzała na poddasze, a widząc, że ją zauważyłem, weszła na górę i poruszyła skrzydłami z nutką ekscytacji. Podeszła do łóżka, a ja usiadłem tak, by moje nogi dotykały podłogi. Do tej pory gapiłem się za okno i myślałem o tym i o tamtym... Ale nie miałem nic przeciwko zrobieniu sobie przerwy i zjedzeniu kilku maminych ciastek... Bo z tego co widziałem, mama przyniosła ze sobą talerz wypieków.
- Jak się czujesz, synku? - zapytała, siadając na materacu obok mnie. Wzruszyłem ramionami.
- Tak samo, jak wczoraj i przedwczoraj, i przed przedwczoraj... Nie lubię pory deszczowej. Dlaczego musi ciągle padać? Czym innym jest częsty deszcz, a czym innym padanie bez przerwy przez jakiś miesiąc. - westchnąłem, zgarniając z talerza jedno ciastko.
Mama zaśmiała się i oparła ręką za plecami. Położyła przysmaki na kolanach i sama wzięła jeden słodycz. Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, po prostu chrupiąc ciastka. Kocham mamę. I wiem, że ona też kocha mnie. Jestem w końcu jej jedynym synem. Rodzice kochają swoje dzieci, prawda? Póki co do głowy nie przyszła mi żadna rzecz, która sprawiłaby, że mama czy tata przestaliby mnie kochać. Jest kilka rzeczy, które by ich rozzłościły (jak na przykład pomysł zostania na noc w lesie), ale mimo tego, że czasem się na mnie złoszczą, wciąż mnie kochają.
Oparłem głowę o ramię mamy, a ona od razu objęła mnie skrzydłem. Nie chciałbym, żeby przestała mnie kochać.
- Mamo... - zacząłem, sięgając po drugie ciastko.
- Tak, synku?
- Czy kiedyś przestaniesz mnie kochać? - zapytałem, siadając prosto i przyglądając się reakcji mamy. Z początku wydawała się być zaskoczona, ale zaraz uśmiechnęła się i przyciągnęła mnie do mocnego uścisku. Naprawdę, naprawdę mocnego uścisku.
- Oh, Kaito, Kaito... Nigdy nie przestanę cię kochać. Nigdy. I ani się waż myśleć, że cokolwiek może to zmienić. - odpowiedziała, głaszcząc moje włosy. Jej zapach zmienił się, stał się bardziej łagodny i słodki. Wypuściła uspokajające feromony. Kiedyś tłumaczyli mi z tatą, czym feromony są, ale nie bardzo pamiętam. I szczerze, mam nadzieję, że jeszcze kiedyś wytłumaczą mi to na nowo. Albo sam ich o to poproszę. Kiedyś. Później. Na pewno nie teraz.
- Nic? - dopytałem, na co mama pokiwała głową.
- Nic.
- Nawet jak... Jak ucieknę z domu? Albo zrobię coś bardzo złego? Nie przestaniesz mnie kochać, jak zrobię coś, co cię zrani?
Mama westchnęła ciężko. Może nie powinienem zadawać takich pytań. Mama chyba nie lubi rozmawiać ze mną na tak poważne tematy; zazwyczaj to z tatą rozmawiam o tego typu rzeczach, ale z mamą też czasami chciałem o tym porozmawiać. Zwłaszcza, że... To takie niesamowite. Rodzicielska miłość jest niesamowita. Może to dlatego, że mam tylko dwanaście (prawie trzynaście, z czego jestem bardzo zadowolony) lat, może to dlatego, że nie mam własnych dzieci, a może dlatego, że jestem Alfą, a Alfy mimo wszystko mają nieco inne podejście do niektórych spraw (chociaż nie wiem, czy to ma znaczenie, jeśli chodzi o rodzicielską miłość, bo co może być tak innego w kochaniu dzieci przez matkę i przez ojca?), ale ciężko mi wyobrazić sobie, jak można kochać kogoś tak bezwarunkową, czystą i szczerą miłością, żeby kochać go zawsze, wszędzie i mimo wszystko, nie ważne co. To takie niesamowite.
Mama złapała mnie za ramiona i odsunęła nieco od siebie. Przez chwilę patrzyła na mnie w milczeniu, a ja nie mogłem niczego wyczytać z jej wyrazu twarzy. Zacząłem myśleć, że może faktycznie powiedziałem za dużo i w jakiś sposób sprawiłem jej przykrość, ale wtedy jej ciepłe dłonie znalazły się na moich policzkach, a ona sama złożyła pocałunek na moim czole.
- Nigdy nie przestanę cię kochać, Kaito. - powtórzyła. - Mogę być na ciebie zła. Mogę nie zgadzać się z twoimi wyborami albo nie być zadowolona z twoich czynów. Ale nigdy, przenigdy nie przestanę cię kochać, synu. Bo jestem twoją matką i nic tego nie zmieni. Chciałabym, żebyś o tym pamiętał.
- Będę pamiętać. - obiecałem, na co twarz mamy się rozjaśniła. Znów mnie przytuliła, a ja opatuliłem się skrzydłami. Lubiłem, kiedy mnie przytulała. Czułem, że mógłbym zasnąć tu i teraz, i właśnie taki miałem zamiar. Ale wcześniej musiałem jeszcze coś powiedzieć.
- Ja też nigdy nie przestanę cię kochać, mamo. Nigdy. - oznajmiłem. Zaśmiała się, choć wiem, że wie, że mówiłem poważnie, po czym znowu pocałowała mnie we włosy.
- Mam taką nadzieję, Kaito. A teraz, co powiesz na małą, popołudniową drzemkę?
Uśmiechnąłem się i pokiwałem głową.
CZYTASZ
If I Had A Friend
FantasyKaito uwielbia oglądać chmury i poznawać nowe osoby. Jedną z nich jest Sora - syn przyjaciół jego rodziców, który jako jeden z niewielu widzi w białych obłokach konkretne kształty. Między chłopcami od razu powstaje więź, a ich relacja staje się cora...