Rozdział 25: Kuzynka

18 6 1
                                    

Coś połaskotało mnie w nos. Mruknąłem cicho i przetarłem twarz dłonią, próbując odgonić upierdliwą muchę. Ale ona wróciła. Jeszcze kilka razy odganiałem ją i próbowałem ochronić przed nią swój nos, ale w końcu poddałem się i przekręciłem na drugi bok, przykrywając się kocem po czubek głowy.

- No obudź się wreszcie.

Słysząc głos Avel, od razu odwróciłem się z powrotem do niej, rzucając jej zdezorientowane spojrzenie.

- Hej. - jej głos całkowicie się zmienił, a twarz od razu się rozjaśniła, kiedy zobaczyła, że nie śpię. Poczochrała moje włosy, które po całej nocy wiercenia się z boku na bok pewnie i tak nie wyglądały zbyt ładnie.

- Co tu robisz? - zapytałem, powoli podnosząc się do siadu.

- Moja mama koniecznie chciała przyjść do twojej na plotki. A wiesz, że nam jako ich dzieciom zabronione jest słuchać, jak obgadują wszystkich po kolei, więc przyszłam do ciebie. - wyjaśniła, na co pokiwałem w skupieniu głową. Nie spodziewałem się, że ciocia odwiedzi nas tak wcześnie rano, choć teraz pamiętam, że wczoraj mama zapowiadała mi i tacie jej wizytę. Cóż, pewnie i tak nie miała nic innego do zrobienia, więc przyszła wcześniej... Bo nie chce mi się wierzyć, że spałbym do południa.

- No już, już, wstawaj! Idziemy na spacer. Musimy porozmawiać. - klepnęła mnie w udo i wstała, przy okazji ściągając ze mnie koc. Nie byłem na to przygotowany, więc nawet nie próbowałem jej powstrzymać. - No dalej, Kaito. Czekam na dole. Poprzeszkadzam trochę naszym mamom.

Wywróciłem z uśmiechem oczami. No tak, cała Avel. Kiedy ona zbiegała po schodach na parter (oczywiście nie zamykając za sobą klapy, co musiałem zrobić za nią), wstałem i zacząłem się ubierać. Poprawiłem pościel na moim łóżku, otworzyłem okno i spokojnym krokiem zszedłem na dół.

Przywitałem się z mamą i ciocią, zjadłem na śniadanie kawałek truskawkowego ciasta i popiłem je mlekiem, a potem w końcu poszedłem z Avel na spacer. Dziewczyna była jakaś... Pobudzona. Rozemocjonowana. I z tego, co widziałem, miała raczej dobry humor, więc nie musiałem się martwić, że stało się coś złego. Co nie zmienia faktu, że byłem ciekaw, o co chodzi.

Mimo tego, że mieszkamy w jednej, niezbyt wielkiej wiosce, w ostatnim czasie niewiele mieliśmy ze sobą kontaktu. Cóż, byłem zajęty Sorą, a ona też miała swoje sprawy, no i nie dowiadywaliśmy się niczego z plotek, bo one nas nie interesują. No dobra, interesują, ale nie wtedy, gdy dotyczą naszej dwójki, a opowiada je osoba trzecia.

Poszliśmy na wzgórze. Z początku wydawało mi się, że będziemy sami, było tak cicho i spokojnie, ale szybko dostrzegłem Vile'a i Saleyę siedzących pod drzewem. Byli tylko we dwójkę, siedzieli i rozmawiali. Rzucili nam krótkie spojrzenie, ale szybko wrócili do swoich spraw.

Avel zaprowadziła nas w przeciwną stronę. Dzisiaj nie było słonecznie, ale pochmurnie też nie – było tak średnio. Z jednej strony na niebie było dużo chmur, ale z drugiej nie zlepiły się one w jedną, szarą plamę, tak jak na jesień czy wczesną wiosnę. Usiedliśmy na trawie, przodem do wioski, która widniała niezmiennie w dole.

- Coś się stało? - zapytałem w końcu, widząc w oczach kuzynki ten charakterystyczny błysk niecierpliwości, który jasno wskazywał, że nie zdradzi mi powodu swojego dobrego humoru, dopóki sam nie zapytam.

Poruszyła skrzydłami i westchnęła cicho, już nie próbując ukryć uśmiechu.

- To nic takiego. - rzuciła, machając lekceważąco ręką. Szturchnąłem ją łokciem w bok. - No dobra, może tak jakby wczoraj w nocy Zava bardzo upierał się, żebym przyszła do niego i Elijaha, nawet jeśli chyba mieli zaplanowane nocowanie tylko we dwoje... A potem się dowiedziałam, że Zava zrobił sobie gniazdo i koniecznie mnie w nim potrzebował, bo kocha mnie tak samo bardzo jak Elijaha i nie chciał wybierać, które z nas zaprosi tam jako pierwsze.

Z początku nie rozumiałem, gdzie leży radość Avel. Zava ją kocha, to oczywiste. Omegi są bardziej otwarte w okazywaniu uczuć; dla nich powiedzenie, że się kochają, nie jest niczym dziwnym czy niezwykłym. Tak samo jak wspólne spanie i robienie gniazd, do których zapraszają swoich bliskich.

Dopiero później domyśliłem się, że może nie chodziło tylko o to, że jest dla Zavy równie ważna co jego chłopak – co nie jest żadnym zaskoczeniem, bo od zawsze byli najlepszymi przyjaciółmi. Może chodzi o to, że zaprosił ją tam w tym samym czasie, w którym był tam Elijah, a to mogło oznaczać, że nie czuje potrzeby separowania tej dwójki tylko dlatego, że kiedyś byli razem. On po prostu ufa im, że żadne z nich nie zechce nagle wrócić do tego, co między nimi było. Może to tak bardzo cieszyło Avel. W końcu, swego czasu tak okropnie bała się, że teraz, kiedy jej chłopak zerwał z nią dla jej najlepszego przyjaciela, cała ich przyjaźń we trójkę popsuje się, a oni już nigdy nie wrócą do tej bliskości, jaką mieli.

- Czyli między tobą i Elijahem jest już okej. - bardziej stwierdziłem, niż zapytałem.

- Jasne, już dawno! Na początku może było mi trochę przykro... - posłałem jej znaczące spojrzenie, na co wywróciła oczami. - No dobra, może bardzo, ale potem zrozumiałam, że Zava pasuje do niego o wiele bardziej. Są razem tacy uroczy. A poza tym... - jej policzki nagle zalały się rumieńcem. - Może tak jakby już ktoś inny mi się podoba...

Przysunąłem się bliżej, wbijając w nią wyczekujące spojrzenie, tak, żeby poczuła presję i powiedziała mi więcej.

- Nie mów mojej mamie, bo na pewno będzie zła, ale kojarzysz Raviego? - zapytała, ściszając głos niemal do szeptu.

Zamyśliłem się. Ravi, Ravi... Kojarzyłem to imię. O ile dobrze pamiętam, to jedna z Alf pomagających przy zwierzętach. Raz chyba nawet dawał mi i Sorze ziarna, żebyśmy mogli dać je kurom. Był miły. I nie patrzył na nas z niechęcią, tak jak większość dorosłych męskich Alf. Domyślałem się jednak, w czym może tkwić problem i możliwy powód dla cioci do tego, by go nie polubić – Ravi miał dwadzieścia trzy lata, a Avel w przyszłym miesiącu kończy osiemnaście. Cioci chyba nie spodoba się to pięć lat różnicy...

Ale Avel chyba się tym nie przejmuje. Kiedy tylko powiedziałem, że tak, wiem, o jakiego Raviego chodzi, od razu rozgadała się na jego temat – mówiła, że kilka razy poszli razem do lasu, że jest taki miły i szarmancki, że nie jest jak inne Alfy, które uważają się za najlepsze i najważniejsze... A kiedy przypomniała sobie, że podczas jednego z ich spacerów powiedział, że ładnie wygląda, przez następne kilka minut mówiła tylko i wyłącznie o tym.

Słuchałem tego wszystkiego z lekkim uśmiechem, cierpliwie znosząc jej szarpanie mojego ramienia za każdym razem, kiedy podekscytowała się za bardzo.

Avel jest szczęśliwa. Nie tylko dlatego, że jej przyjaźń z Zavą i Elijahem przetrwała tak dużo i dalej jest tak samo silna. Na jej szczęście ma też wpływ to, że jest zauroczona, o ile nie zakochana.

Zazdroszczę jej. Tak bardzo jej zazdroszczę. Ona nie musi bać się, że zostanie wyrzutkiem tylko dlatego, że jest zakochana. Nie musi bać się, że będzie dziwakiem, że starsze panie z wioski wcale nie będą kryły się z tym, że nie mówią o niej dobrze. Jej największym zmartwieniem jest to, że Ravi jest trochę starszy od niej i ciocia może różnie to przyjąć. Ale nie musi mieć wyrzutów sumienia, że zakochała się w kimś, w kim nie powinna, że coś jest z nią nie tak, a ona, choć bardzo by chciała, nie może tego zmienić, nie ważne co.

Ona może być sobą. W przeciwieństwie do mnie. 

If I Had A FriendOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz