Rozdział 36: Nerwy

13 6 1
                                    

Okropnie się stresowałem. Wiem, że powiedziałem tacie, że chciałbym, żeby Sora również w tym roku przyszedł do nas na wiosnę i lato, i naprawdę chciałem znów spędzić z nim czas, ale im mniej czasu zostało do wizyty bruneta, tym bardziej niepewny byłem. Co, jeśli Sora się dowie? Znaczy, nie wierzę, żeby się nie dowiedział – Saleya, Vile albo Kaveh na pewno nie odpuszczą sobie tej okazji i od razu, gdy tylko go zobaczą, opowiedzą mu całą sytuację z zimy, połowę dorabiając z własnej głowy, a połowę naciągając do granic możliwości, tak, żeby tylko pogrążyć mnie bardziej. To, że Sora dowie się o wszystkim, jest nieuniknione. Więc... Bardziej zastanawia mnie, jak to przyjmie. Uwierzy im? A może wypyta mnie, jak to było naprawdę? Czy od razu się zniechęci, stwierdzi, że nie chce mnie znać i wyśle do rodziców list, żeby po niego przyszli, bo nie chce spędzić kilku miesięcy z kimś, kto jest dziwadłem.

Złapałem się za bolący z nerwów brzuch i jęknąłem cicho, opatulając się skrzydłami. Tak jak poprzednio, rodzice wygonili mnie z domu do czasu obiadu, a ja leżałem na wzgórzu i znów za dużo myślałem. Dlaczego tym razem nie mogli pozwolić mi zostać? Pomógłbym w przygotowaniach. Nie przeszkadzałbym. No i byłbym w domu, gdzie mógłbym czymś się zająć, a nie gapić się na chmury, które pierwszy raz w całym moim życiu nie przypominały mi kompletnie niczego, bo nie mogłem się na nich skupić, ciągle zastanawiając się, kiedy Sora dowie się o mojej tajemnicy i jak bardzo mnie wtedy znienawidzi.

Nie mogę tak. Mam dość. Jeśli będę myśleć o tym choćby minutę dłużej, w końcu się załamię i schowam w swoim pokoju na resztę życia. Podniosłem się i powolnym, spokojnym krokiem skierowałem w stronę schodów. Może rodzice nie będą źli, że przyjdę wcześniej. Znaczy, na pewno nie będą źli i chyba nie będą kazać mi wrócić na wzgórze, zupełnie tak, jakby to, czy jestem w domu czy nie, kiedy robią obiad, miało jakieś znaczenie.

Zszedłem ze wzgórza i poszedłem do domu. Kiedy wszedłem do środka, mama właśnie rozstawiała na stole talerze.

- Oh, już jesteś? Obiad nie jest jeszcze gotowy. - powiedziała. Westchnąłem męczeńsko i poszedłem do kuchni, gdzie tata mieszał w garnku jakiś sos. Bez słowa wyjąłem z szuflady widelce, wziąłem kubki i wróciłem do jadalni.

- Za dużo myślę. - rzuciłem tylko, czując na sobie palące, ciekawskie spojrzenia rodziców. - Stresuję się. Co, jak przestanie mnie lubić, kiedy się dowie?

Mama westchnęła cicho i podeszła do mnie, układając dłoń na moim ramieniu.

- Nie przestanie, Kaito. Może na początku trochę się pogubi i obaj nie będziecie wiedzieć, co robić i jak się zachować, ale jestem pewna, że po jakimś czasie wszystko wróci na swoje miejsce.

Spojrzałem na mamę, która uśmiechnęła się pokrzepiająco. Może ma rację. Może za bardzo panikuję. Może Sora nie zostawi mnie tylko dlatego, że lubię go bardziej, niż powinienem. Może wszystko będzie dobrze.

***

Rodzice robili co mogli, żeby rozładować napięcie i umilić naszym gościom czas, ale mimo moich szczerych chęci, nie mogłem się uspokoić. Bałem się. Tak bardzo, że podając mamie Sory kompot, zadrżała mi ręka i gdyby nie szybka reakcja taty, byłaby katastrofa. Kilka razy przypadkiem szturchnąłem siedzącego obok mnie chłopaka łokciem i choć nie wyglądał tak, jakby był z tego powodu zły, było mi okropnie głupio, że nie uważam na to, ile przestrzeni zajmują moje ręce. Przez przypadek kopnąłem mamę pod stołem. A na sam koniec wziąłem na siebie wyniesienie talerzy do kuchni, co skończyło się tak, że naprawdę mało brakowało, a wszystkie by mi wyleciały. Udało mi się tego uniknąć, ale i tak obiłem naczynia o blat, co było dość głośne, a tata aż zapytał mnie, czy wszystko w porządku.

W końcu jednak dorośli stwierdzili, że ja i Sora możemy pójść do mojego pokoju. Mogłem odetchnąć z ulgą. Im mniej osób było wokół mnie, tym mniej się stresowałem. Zresztą, nie raz zachowywałem się przy Sorze w taki sposób, który mógł widzieć tylko on. Tym razem nie byłoby więc inaczej.

Usiedliśmy na moim łóżku, niemal jednocześnie cicho wzdychając. W końcu poczułem, jak nerwy powoli opuszczają moje ciało. Teraz jesteśmy sami. Jesteśmy w moim pokoju, moim bezpiecznym miejscu. No i, Sora jeszcze nie wie. Między nami jest tak, jak zawsze, nic się nie zmieniło, jest normalnie...

- Fajnie, że znowu mogłem przyjść. - stwierdził Sora, opierając się na rękach za swoimi plecami.

- No. Fajnie. - odpowiedziałem, kiwając powoli głową. Teraz, kiedy Sora już tu był, cała niepewność dotycząca tego, czy zapraszanie go tutaj było dobrym pomysłem, zniknęła. Co ja bym robił przez te kilka miesięcy całkiem sam? Z tym dręczącym natłokiem myśli chodzenie na wzgórze nie byłoby już tak przyjemne, jak kiedyś. Bez przyjaciół bałbym się chodzić do lasu. A Avel i rodzice mieli już swoje zajęcia i nie chciałem im przeszkadzać. Bez Sory chyba bym zwariował.

Chłopak spojrzał na mnie, a ja spojrzałem na niego. Nie potrafiłem nazwać tego dziwnego wyrazu w jego oczach, ale byłem spokojny. Tak jak wtedy w lesie, kiedy wyznał mi, że chciałby zostać ze mną dłużej – wiedziałem, że to nie jest nic, czym powinienem się martwić. Że Sora nie patrzy na mnie źle.

- Jak minęła ci zima?

To pytanie nieco mnie zaskoczyło, ale udało mi się tego nie okazać. Chyba. Albo Sora po prostu nie zwrócił na to uwagi. Wziąłem głęboki wdech i poruszyłem skrzydłami.

- Tak sobie. - przyznałem. Zastanowiłem się przez chwilę, próbując przypomnieć sobie, o czym naprawdę napisałem brunetowi w listach, a co trafiło do pudełka pod łóżkiem. - Miałem rację, że Kaveh zaraz znowu mnie zostawi. I pokłóciłem się z Delilah.

Sora zmarszczył nos. Nigdy wcześniej tego nie robił, ale od razu to polubiłem.

- Niefajnie. - rzucił. Wzruszyłem tylko ramionami. Tak, to co się stało nie było fajne. Ale... Chyba już się z tym pogodziłem. Najwyraźniej tak miało być. Nie mam zamiaru płakać i tęsknić za kimś, kto potraktował mnie tak, jak to zrobili oni.

Zrobiło się cicho. Wciąż na siebie patrzyliśmy, czułem, jak z każdą kolejną chwilą tego osobliwego kontaktu wzrokowego, moje serce przyspiesza. Mi się wydaje, czy jego oczy jakoś tak pociemniały przez tę zimę? Wciąż przypominają mi świerk, ale...

Prawie się przestraszyłem, kiedy nagle poczułem coś na swoich plecach. Odwróciłem się, żeby zobaczyć co to i tym razem naprawdę się przestraszyłem.

To było skrzydło.

Skrzydło Sory.

Przełknąłem ciężko ślinę (mam tylko nadzieję, że chłopak tego nie słyszał) i znów usiadłem prosto. Nie miałem odwagi ponownie spojrzeć na Sorę, ale kątem oka widziałem, że on też już nie patrzył na mnie. To było... Dziwne uczucie. On... Objął mnie swoim skrzydłem. Ale dlaczego? Do tej pory tak nie robił. Do tej pory tylko... Ja go przytuliłem. I złapałem go za rękę. A on położył głowę na moim ramieniu. To były jedyne trzy razy, kiedy pozwoliliśmy sobie być tak odsłoniętymi, bezbronnymi, po prostu szczerymi ze swoimi uczuciami. Nie sądziłem, że to się powtórzy. Nie robiłem sobie nadziei, żeby potem się nie rozczarować.

Pióra Sory były miękkie. Czułem bijące od nich ciepło bruneta. Wstrzymałem oddech, powoli przysuwając się bliżej mojego towarzysza i ostrożnie opierając głowę o jego ramię. Ma takie szerokie ramiona. Wygodne. Objął mnie skrzydłem mocniej.

Bałem się ruszyć, żeby nie zepsuć tej chwili. Sora naprawdę nie wyglądał na takiego, który lubiłby się przytulać albo okazywać uczucia w podobny sposób. Nie wyglądał na takiego, który w ogóle okazywałby je tak otwarcie. Ale myśl, że tylko ja mogę zobaczyć tę stronę bruneta jest tak cholernie przyjemna, że nie mogę nie zrobić sobie nadziei, że może... Zupełnym przypadkiem, oczywiście, ale może... Może jestem dla niego wyjątkowy. I... Nie obraziłbym się, gdyby lubił mnie w ten sam sposób, co ja lubię jego. 

If I Had A FriendOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz