Na początku byłem trochę zaskoczony, kiedy później Sora unikał chodzenia na wzgórze na każdy możliwy sposób. Codziennie rano pytałem, co chcę dziś zrobić lub gdzie pójść, a on zawsze odpowiadał, że możemy pójść do lasu, do kur albo do antykwariatu, albo żebym sam coś zaproponował. Na początku nie widziałem w tym nic dziwnego, ale potem zorientowałem się, że coś musi być na rzeczy. Kiedy proponowałem pójście na wzgórze, choćby na chwilę, Sora poruszał skrzydłami i nie krył swojej niechęci, kiedy się zgadzał. A ja... Cóż, nie czułem potrzeby zaciągać go tam na siłę.
Przez resztę wiosny nie chodziliśmy więc na wzgórze. Nie brakowało mi oglądania chmur, chociaż czasem, kiedy wróciliśmy do domu zanim obiad był gotowy, a mama koniecznie nie chciała wpuścić nas do kuchni, siadaliśmy na schodkach przed domem i szukaliśmy obłoków o ciekawych kształtach. To nie było to samo, ale w pełni mi wystarczało.
Zaczęło się lato. Coraz więcej czasu spędzaliśmy na zewnątrz, włócząc się tu i tam aż do zachodu słońca. Nie wracaliśmy późno, bo nie chciałem martwić mamy, ale staraliśmy się maksymalnie wykorzystać dobrą pogodę. Zwłaszcza, gdy niebo było bezchmurne, a każdego wieczora widać było coraz więcej gwiazd.
Tak jak teraz; gdzie nie spojrzałem, widziałem malutkie, świecące punkciki. Siedzieliśmy z Sorą przed domem. Wcześniej rozmawialiśmy o koniach, Sora naprawdę polubił Karina (choć pewnie się do tego nie przyzna), ale teraz od kilku minut było cicho. Lubiłem ciszę. Zwłaszcza, gdy nie oznaczała, że jestem sam, a jestem z kimś, z kim nawet nie muszę rozmawiać, żeby dobrze się bawić.
Westchnąłem cicho i oparłem dłonie za plecami, jednocześnie prostując nogi. Nie wiem, która była godzina i jak długo siedzieliśmy już na schodkach, ale nie byłem zmęczony i nie chciałem przerywać tej chwili. Oglądanie chmur jest fajne, w dzień widać ich kształty idealnie, ale gwiazdy... Mają w sobie coś więcej. Coś magicznego. Jedna gwiazda może być częścią miliona obrazków, a jednocześnie może nie należeć do żadnego z nich. U Mage'a widziałem książki o gwiazdach, konstelacjach i innych takich. Kiedyś jedną przeglądałem z czystej ciekawości i do tej pory nie potrafię zrozumieć, dlaczego Wielka Niedźwiedzica ma taką długą szyję. Na szczęście nigdy nie widziałem żadnego niedźwiedzia na żywo, ale wiem, że ich szyja nie jest tak długa. Ani smukła. Misie są raczej puszyste i bardziej okrągłe, prawda?
- Moglibyśmy pójść na wzgórze? - zapytał nagle Sora. Mruknąłem pytająco, zerkając na niego.
- Na wzgórze? - dopytałem, na co pokiwał głową. Zamyśliłem się na chwilę. - Zapytam mamę. Ale chyba możemy.
Wstaliśmy niemal w tym samym momencie i poszliśmy do domu. Mama akurat siedziała przy stole i piła herbatę, a tata siedział naprzeciw niej i czytał. Skubał strony, przez co były nieco zagięte, a za każdym razem, kiedy przekręcał kartkę, wydawał z siebie melodyjne „hm hm hm".
Odchrząknąłem, zwracając na siebie ich uwagę.
- Możemy iść na wzgórze? - zapytałem. Rodzice wymienili spojrzenia. Miałem nadzieję, że się zgodzą, choć do tej pory raczej nie pytałem o takie rzeczy. Ale cóż, do tej pory nie miałem powodów, by iść gdziekolwiek o tej porze. Teraz... Byłoby miło, gdybyśmy mogli pójść. Oglądanie chmur czy gwiazd ze wzgórza mimo wszystko nieco się różni od siedzenia przed domem.
- Tylko nie siedźcie długo. - powiedziała w końcu mama, na co od razu się uśmiechnąłem. - I może weźcie sobie jakiś koc, żeby nie siedzieć na gołej ziemi.
- I uważajcie na siebie. - dodał tata, nie podnosząc wzroku znad książki.
Pokiwałem głową, niemal biegnąc do gościnnego pokoju, gdzie trzymaliśmy czyste koce. Wziąłem jeden z nich, taki, którego nie byłoby szkoda, gdyby się pobrudził, a potem wróciłem do jadalni. Przytuliłem szybko mamę, podaliśmy sobie z tatą dłonie, a potem razem z Sorą wyszliśmy z domu, kierując się prosto na wzgórze.
CZYTASZ
If I Had A Friend
FantasyKaito uwielbia oglądać chmury i poznawać nowe osoby. Jedną z nich jest Sora - syn przyjaciół jego rodziców, który jako jeden z niewielu widzi w białych obłokach konkretne kształty. Między chłopcami od razu powstaje więź, a ich relacja staje się cora...