Rozdział 37: Szansa

15 6 1
                                    

Nie wiedziałem, czy powinienem zabrać Sorę na wzgórze, do zwierząt, do lasu czy może zapytać mamę, czy możemy pójść nad rzekę. Teoretycznie za wioskę można chodzić samemu od trzynastego roku życia, ale jednak rzeka jest bardziej niebezpieczna niż las. To w końcu woda, i to dość rwąca, a nie spokojnie stojące drzewa i szeleszcząca trawa. Nie chciałem robić czegoś, co mogłoby zmartwić albo przestraszyć moją mamę, a nie wiedziałem, jak zareagowałaby na wiadomość, że poszliśmy nad rzekę bez opieki żadnej osoby dorosłej.

Powinienem po prostu zapytać Sorę, co chciałby zrobić i gdzie pójść. Obstawiam, że najchętniej poszedłby do kur, ale... Sam nie wiem, trochę boję się tam iść. Zawsze ktoś tam był i zawsze ktoś nas obserwował, czy nie robimy kurom krzywdy. Tak to już jest, jak dzieciaki nienależące do rodzin hodowców przychodzą do zwierząt... Więc o prywatności nie było mowy.

Odkąd wszyscy dowiedzieli się, co czytałem i co Delilah powiedziała Saleyi, ciągle czułem się tak, jakby ktoś się na mnie gapił. Najpierw byli to rodzice, wyczuleni na każdą najmniejszą zmianę w moim nastroju, która mogła zwiastować kolejny wybuch płaczu (zdarzyło mi się to kilka razy podczas zimy, kiedy w ogóle nie wychodziłem z domu), potem czułem na plecach spojrzenia dorosłych, a w szczególności plotkujących staruszek, które doszukiwały się w moim zachowaniu jakiegokolwiek najmniejszego sygnału, że plotki są prawdziwe, a ja jestem dziwadłem i naprawdę lubię Alfy. Na wzgórzu to Saleya, Vile, Kaveh i Delilah ciągle na mnie zerkali i coś do siebie szeptali. A czasem po prostu wpadałem na Avel, która później odprowadzała mnie wzrokiem wszędzie, gdzie tylko szedłem. Ciągle ktoś na mnie patrzył. Raz były to spojrzenia pełne troski i miłości, innym razem tliły się w nich ciekawość i głód pozyskania ciekawych informacji o czyimś życiu. Miałem dość ich wszystkich.

Bałem się zabierać Sorę na wzgórze z wiadomego powodu, więc najbezpieczniejszą opcją był las. Ale czy Sora chciałby pójść ze mną do lasu? W tamtym roku czasem chodziliśmy tam sami lub z Delilah, ale oprócz chlapania się w strumieniu, na co teraz jest zdecydowanie za zimno, siedzieliśmy tylko na trawie i rozmawialiśmy albo siedzieliśmy w ciszy i wypatrywaliśmy lisów. Wciąż nie jestem pewien, czy Sora się wtedy nie nudził, bo kiedy pytałem, mówił, że było okej, ale i tak mam wrażenie, że powinienem zapewnić mu ciekawsze rozrywki niż zwykłe siedzenie w lesie...

Powinienem zapytać. Wtedy Sora powie mi, co chciałby porobić i będę mieć pewność, że nie będzie się wtedy nudził. Jeśli wybierze kury to trudno, jakoś poradzę sobie z czujnym spojrzeniem jednej osoby. Jeśli wybierze wzgórze... Mam tylko nadzieję, że reszta nie zrobi czegoś głupiego...

Szturchnąłem bruneta skrzydłem, zwracając na siebie jego uwagę. Jedliśmy śniadanie w moim pokoju. Chyba wszyscy zgadzaliśmy się co do tego, że dorośli nie potrzebowali nas przy stole podczas każdego posiłku. Wspólny obiad i czasem kolacja w pełni nam wystarczały. Nawet później, kiedy rodzice Sory już poszli, my wciąż jedliśmy śniadania sami, bo tak było po prostu wygodniej dla nas wszystkich.

- Co chcesz dziś robić? Abo gdzie pójść? - zapytałem, zaraz po tym wpychając do ust ostatni kawałek kanapki. Sora zamyślił się na chwilę, ostatecznie wzruszając lekko ramionami.

- Możemy obejrzeć chmury.

Pokiwałem głową, próbując pozbyć się stresu ze swojego żołądka już teraz, zanim zdąży się rozwinąć i doprowadzić do tego, że będę bał się ruszyć, bo w końcu ruch przyciąga uwagę, a ja nie chcę niczyjej uwagi.

- Okej. Pójdziemy na wzgórze. - odpowiedziałem.

***

Nie zdziwiłem się, kiedy na wzgórzu zauważyłem całą czwórkę swoich rówieśników, którzy jak na zawołanie odwrócili się w naszą stronę, przerywając wszystko, co robili do tej pory i przez chwilę przyglądając się nam. Od razu skręciłem w stronę swojego miejsca, z dala od pozostałych. Sora podążył za mną.

If I Had A FriendOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz