Rozdział 10: Dzieci

35 8 1
                                    

Ta zima była jakaś... Dziwna. Przez pierwsze dwa miesiące nie padał śnieg ani nawet deszcz, mrozu też nie było, a kilka pojedynczych dni było tak ciepłych i słonecznych, że wydawało się, że to jeszcze wczesna jesień. To uśpiło naszą czujność, bo wszyscy myśleli, że w tym roku zima będzie po prostu łagodna i kiedy nikt nie trudził się zakładaniem wełnianych czapek i szalików, nagle bum! Śnieg padał i padał, wszędzie porobiły się zaspy, a samo odśnieżanie wioski nie miało sensu, bo zaraz i tak na nowo ją zasypywało. I w ten sposób nikt nie wychodził z domu, jeśli nie była to ostateczna ostateczność, a drewno do kominków schodziło o wiele szybciej, niż powinno.

Od kilku dni opady jednak były dość... Łagodne. Padało bez przerwy, ale płatki były małe i szybko się topiły, więc śniegu nie było już tak dużo. Kilku mężczyzn odśnieżyło ścieżki w wiosce, zaspy stopniały. Właściwie było całkiem przyjemnie. Padający śnieg nadawał otaczającemu nas światu wyjątkowego klimatu, policzki i nos w końcu robiły się czerwone z zimna, ale nie było to nieprzyjemne zimno, tylko taki miły, zimowy chłód... Choć wątpię, żeby ktokolwiek, kogo o to zapytam, zgodził się ze mną. No cóż, nie potrzebowałem niczyjej zgody, żeby cieszyć się zimą. Bo cieszyłem się zimą. Może wolałem wiosnę albo jesień, ale zima też miała swoje uroki.

W każdym razie, teraz, kiedy śnieg padał tylko symbolicznie, no i zrobiło się już trochę cieplej, mama znów zaczęła odwiedzać panią Ellenę, choć ostatnio robiła to jakoś radośnie i jakby... Jakby to już nie był jej obowiązek, tylko przyjemna odskocznia od szarej rzeczywistości. To znaczyło, że mama Delilah wyzdrowiała i czuła się już lepiej, a to była dobra wiadomość dla wszystkich.

Cieszyłem się, że ten ciężki czas dla mamy Delilah i samej dziewczyny już się skończył. Naprawdę miałem dość patrzenia, jak moja najlepsza przyjaciółka zamartwia się o mamę, próbując znaleźć czas i dla brata, i dla samej siebie. Może i dzięki temu spędziliśmy razem więcej czasu, ale naprawdę wolałem, żeby Delilah była uśmiechnięta niż taka smutna i przygaszona. Choć ostatnio coraz częściej widzę ją w tej pierwszej odsłonie. I dobrze.

Dzisiaj mama pozwoliła mi odwiedzić panią Ellenę z nią. Upiekła dużo ciasta, a mi dała figurkę konia, którą tata ostatnio skończył rzeźbić. Miałem wręczyć ją Dahliemu w imieniu taty, bo on miał za dużo pracy, żeby osobiście to zrobić... No cóż, przynajmniej dzięki temu szansa na to, że Dahli mnie polubi znacznie wzrosła. Dzieci chyba lubią dostawać nowe zabawki, prawda? I lubią tych, którzy im te zabawki dają.

Delilah otworzyła nam drzwi. Ona i mama zajęły się przygotowywaniem herbaty (i ciepłej wody z sokiem dla mnie), a ja dostałem bojowe zadanie polegające na pokrojeniu ciasta i przełożeniu go na duży talerz. Rozłożyłem na stole też mniejsze talerzyki i łyżeczki, a potem zaniosłem też kubki z parującymi napojami.

- Oh, Kaito! Jak ja cię dawno nie widziałam!

Odwróciłem się w stronę schodów. Pani Ellena z szerokim uśmiechem podeszła do nas, oddała Dahlia Delilah, a sama dopadła mnie, chwytając moją twarz w dłonie. Nigdy wcześniej tak nie robiła, ale muszę przyznać, że było to całkiem miłe.

- Dzień dobry. - przywitałem się.

- Dobry, dobry! Chłopcze, jak ty urosłeś! - uszczypnęła moje policzki, a ja, choć trochę to zabolało, nic nie powiedziałem. - Teraz musisz odwiedzać nas częściej. Niby pół roku, a jednak tak się zmieniłeś...

No nie wiem, czy się zmieniłem. Może urosłem o kilka centymetrów, no i mama dawno nie przycinała moich włosów, ale poza tym wyglądałem jak zawsze. Chyba. Chociaż... Faktycznie, przez pół roku nie widziałem pani Elleny. A sześć miesięcy to dużo. Ona też się zmieniła. Miała bardziej rumianą skórę i chyba zrobiła się bardziej pulchna... Ale to nic złego! Wcześniej była taka chuda i drobna, to dobrze, że w końcu znów jadała normalnie.

If I Had A FriendOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz