Rozdział 24.

417 21 0
                                    


Pożegnaliśmy się z Chrisem i Natem i podziękowaliśmy za podwózkę. Umówiliśmy się dodatkowo, że chłopak w razie potrzeby przyjedzie po nas, gdy tylko impreza będzie dobiegać końca. Chwilę marudził pod nosem, że miał ogromną ochotę na piwo, ale czego nie robi się dla przyjaciół. Drugą część zdania wypowiedział oczywiście z nieukrywaną ironią, jednak mogliśmy na niego liczyć.

Gołym okiem dostrzegłem, jak Adele jest zestresowana przed wejściem do restauracji. Na parkingu znajdowało się mnóstwo aut, co oznaczało, że matka naprawdę zaprosiła całą rodzinę, bez żadnych wyjątków. W środku już rozbrzmiewała muzyka, a zegarek na moim nadgarstku wybił kilka minut po dziewiętnastej. Dziewczyna popatrzyła na mnie niepewnie, zarzucając na ramię torebkę, choć doskonale wiedziała, że nie ma czego się obawiać. Rodzice uwielbiają ją i traktują, niczym własną córkę.

Z pewnością rodzicielka już opowiedziała zebranym gościom, jaka jest wspaniała.

— No chodźmy, umieram z głodu — przyznałem z pokrzepiającym uśmiechem na ustach.

Objąłem ją ramieniem w talii i delikatnie pchnąłem w stronę drzwi wejściowych, bo stała, jakby miała przygwożdżone stopy do chodnika. Wzięła głęboki wdech, poprawiając ostatecznie fryzurę, gdy otworzyłem przed nią drzwi i zaprosiłem ją do środka, jako pierwszą. Wciąż moja dłoń spoczywała na jej plecach, co miało dodać jej otuchy.

— Kochanie, uspokój się, bo się cała trzęsiesz. Wszystko będzie dobrze.

Odwiesiłem jej futerko na wieszak razem z moją kurtką. Zębami wgryzła się w dolną wargę i stała posłusznie pod ścianą, czekając na jakikolwiek ruch z mojej strony. Pokręciłem głową rozczulony, po czym ucałowałem jej policzek. Rozejrzałem się uważnie po ogromnej sali, ciągnąc za sobą ukochaną, która była zawstydzona do granic możliwości. Wnętrze było ustrojone w kolorach złota oraz czerni, co z pewnością wpasowało się w gusta mojej mamy. Goście, siedzący przy dwóch podłużnych stołach zaczęli przyglądać nam się, a ja próbowałem odnaleźć solenizantkę, jednak nigdzie jej nie było.

— Alan, no w końcu jesteście! Adele, moja kochana, wyglądasz prześlicznie! — Głos matki za naszymi plecami spowodował nagłe poruszenie mojej uroczej osoby towarzyszącej. Roześmiałem się krótko z jej reakcji i odwróciliśmy się równocześnie.

Gwizdnąłem zaskoczony, patrząc na kobietę, która teraz wcale nie przypominała Larissy Braun. Jej niegdyś blond włosy zostały zastąpione ciemnym brązem, co odmłodziło ją co najmniej o dziesięć lat. Zmierzała w naszym kierunku, ubrana w złotą, długą suknię, wyglądając niczym dama.

Dopiero teraz dotarło do mnie, że nie widziałem matki od miesiąca. Cholera, czy to na pewno ona?

— Chodź tutaj, kochanie. — Patrzyłem zażenowany na to, jak kobieta przytula do siebie Adele i całuje czuje jej policzek. Nie ukrywam, poczułem się zazdrosny, mnie nigdy tak nie całowała. Skrzyżowałem ramiona na klatce piersiowej i odchrząknąłem, by zwrócić w końcu łaskawie na siebie uwagę. Moja ukochana dodatkowo pochwaliła nową fryzurę pięćdziesięciolatki i odsunęła się od niej z szerokim, niewinnym uśmiechem, by zrobić jednocześnie miejsce dla mnie.

— Wszystkiego najlepszego, mamo — powiedziałem, przykładając usta do jej policzka, a ona patrzyła na mnie groźnie, jakby chciała poderżnąć mi gardło. Wręczyłem jej torbę prezentową z kolczykami i winem, które zdecydowaliśmy się jeszcze dokupić w trakcie jazdy. Wyraz twarzy wciąż pozostawał niezmienny, więc zamierzałem zapytać, o co jej chodzi, ale zostałem oczywiście przez nią uprzedzony, jakby czytała mi w myślach. Szybkim ruchem przyciągnąłem Adele do swojego boku i puściłem matce oczko, by załagodzić sytuację.

Never Say NeverOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz