Rozdział 43.

297 27 5
                                        

ALAN

Cholernie wyczerpany popijam kolejnego drinka, którego jedynie zabarwiłem sokiem. Otacza mnie mrok, wszystkie światła w domu są zgaszone prócz lampy, postawionej w rogu salonu. Wpatruję się tępo w ekran telefonu, a powieki mozolnie opadają, jakby ważyły tonę. Jestem na nogach od czterdziestu ośmiu godzin, a mam wrażenie, jakby minęła cała pierdolona wieczność. Przez pustkę, jaka wypełniła mnie od środka, nawet nie odczuwam głodu, a jedynie żałosne pragnienie, które uzupełniam alkoholem.

Dochodzi trzecia w nocy, a policja wciąż nie ma absolutnie żadnych informacji odnośnie Adele, przez co moje zmysły zaczęły wariować. Urojenia i zwidy pojawiły się, gdy wracaliśmy z Nowego Jorku, od rodziców mojej ukochanej. Wydawało mi się, że widziałem ją na chodniku, przez co Chris musiał zatrzymywać się w trakcie jazdy.

Namawiali mnie na to, bym poszedł spać chociażby na pół godziny, jednak ja nie jestem w stanie zasnąć. Bez jakiejkolwiek wiadomości od Colina, czy jego ojczyma, nie zmrużę powiek nawet na minutę. Siedzenie bezczynne przyczynia się do złego samopoczucia, co w tym przypadku jest nieuniknione. Danielle dla mojego dobra zabrała mi klucze od auta, żeby nie stała mi się krzywda. Kilka razy miałem plan, żeby ponownie wsiąść do samochodu i jeździć po miejscach, do których mogli zabrać Adele. Zdarzało się to najczęściej pod wpływem alkoholu, co faktycznie, nie było dobrym pomysłem i po czasie przyznałem przyjaciołom rację.

Głucha cisza odbija się w mojej głowie, nawet nie jestem w stanie określić, jak długo męczy mnie silna migrena. Wciąż nie mogę zrozumieć, dlaczego trafiło akurat na nią, a nie na mnie.

Dlaczego to ona musi cierpieć za to, jakim człowiekiem kiedyś byłem?

Nagle dzieje się coś, co sprawia, że szklanka wylatuje mi z dłoni, a zawartość wylewa się na dywan. Pot zalewa moje plecy, aż lodowaty dreszcz nie przechodzi wzdłuż kręgosłupa i stawia mnie do pionu. Wciągam powietrze, pocierając dłonią niepewnie usta.

Palec mi drży nad napisem „wyświetl wiadomość", a ja nie jestem w stanie go wcisnąć przez strach, co zastanę w SMS-ie. Łzy stają mi dęba w kącikach oczu i nim sprawdzę telefon, nogi same kierują mnie do sypialni Chrisa i Danielle. Kolana mam jak z waty, wpatruję się przez chwilę w drewnianą powłokę niepewnie. Mrugam, by odpędzić niechciane łzy, jednak nic z tego, bo pojawia się ich coraz więcej.

Klatka piersiowa zaciska się w bolesny sposób, jednak pukam w drzwi zagipsowaną ręką i wchodzę do środka.

— Alan? — Zaspana Danielle przeciera oczy, gdy zapalam światło. Chris mruczy coś niezrozumiałego z nosem w poduszce, jednak gdy blondynka w pełni wybudza się i dostrzega, w jakim jestem stanie, zaczyna szarpać bruneta spanikowana. — Chodź tutaj, no dalej.

Wyciąga ramiona w moim kierunku, a ja szlocham niekontrolowanie. Siadają równocześnie na łóżku, a w ich spojrzeniach maluje się zmartwienie. Zaciskam usta w wąską linię, podchodząc chwiejnie i opadam na materac. Trzymam kurczowo telefon w dłoni, co dziewczyna dostrzega natychmiast. Przysuwa się do mnie ociężale, gdyż ciążowy brzuch nie ułatwia jej tego zadania. Zwieszam głowę, podając jej urządzenie. Chowam twarz w dłoni, by zetrzeć łzy, spowodowane niewyobrażalnym strachem przed nową wiadomością. Boję się, że przeczytam, że ona nie żyje. Że znaleźli ją martwą, że jej już nie ma.

— To wiadomość od ojca Colina — oznajmia zduszonym głosem. Nie spoglądam ani na nią, ani na Chrisa. Katuję się psychicznie, czekając niecierpliwie, aż przeczyta treść SMS-a i przekaże mi to, co jest w nim zawarte. Nawet, jeśli miałoby mi to złamać serce, nie chcę czytać tego w samotności. — Ja pierdolę... — Jej szept przyprawia mnie o gęsią skórkę. — Ktoś napisał do Adele, że poprosiłeś o podwiezienie jej do Nowego Jorku. Miała wejść w przesmyk między fabrykami.

Never Say NeverOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz