Rozdział 41.

306 27 5
                                    

Nie przespałem w nocy chociażby jednej, pieprzonej sekundy. Miałem nadzieję, że po wypiciu całej flaszki szkockiej sen sam mną zawładnie, lub chociaż umożliwi mi zamknięcie oczu na moment. Po wejściu do mieszkania, Danielle zaopiekowała się mną, jak na dobrą przyjaciółkę przystało. Wymieniała mi wszystkie za i przeciw odnośnie tego, że zamierzałem się upić. Jednak po dłuższym czasie zrozumiała, że ja chciałem jedynie zapomnieć o towarzyszącym mi bólu i nie polemizowała dłużej. Trwała przy moim boku wiernie wraz z Chrisem i patrzyli na to, jak się upijam.

Przepraszałem Danielle za wszelkie bolesne słowa, które wypowiedziałem pod wpływem emocji, a ona zapewniała kilkukrotnie, że mi wybaczyła. Mimo ich towarzystwa, czułem się samotny, jak nigdy dotąd. Nie słyszałem głosu ukochanej, jej śmiechu, przemęczonego ziewnięcia. Po prostu jej nie było.

Płakałem jeszcze długo po tym, jak Danielle wraz z Chrisem poszła do swojej sypialni. Samotność skumulowała we mnie każdą, nawet najmniejszą emocję, która mi towarzyszyła. Nie chciałem walczyć z gorzkim smakiem łez i porażki, po prostu poddałem się temu uczuciu. Przeglądałem nasze wspólne zdjęcia w telefonie, katując się jeszcze bardziej. Wpatrywałem się uparcie w szeroki, zadowolony uśmiech na zdjęciu, które zrobiliśmy na wyjeździe do Brighton. Sama świadomość tego, że mogła stać jej się krzywda, spędziła sen z moich powiek. Trzymałem przez całą noc urządzenie kurczowo w dłoni, czekając niecierpliwie na jakąkolwiek wiadomość. Od niej, od ojca Colina, od Colina, jednak nic z tych rzeczy się nie wydarzyło.

Nie wchodziłem też do naszego pokoju, brakowało mi odwagi. Zapach damskich, słodkich perfum wciąż unosił się w powietrzu. Nie potrafiłbym położyć się w łóżku, w którym jeszcze rankiem leżeliśmy wspólnie, wtuleni w siebie. Zauważyła wtedy, że jestem nieswój, a ja ignorowałem jej podejrzenia, stresując się nadchodzącymi zaręczynami i odpowiadałem wymijająco na każde pytanie. Przytulała się do mojej klatki piersiowej, kreśląc na niej delikatnie kółka kciukiem, od czasu do czasu całując mnie w kącik ust. Obejmowałem ją czule i czułem, że mam w ramionach cały mój świat.

A teraz mój świat zniknął.

— Nie spałeś, prawda?

Podnoszę ociężale wzrok na Danielle, która właśnie przekracza próg salonu, ubrana w koszulę nocną. Jej włosy są roztrzepane, a głośne ziewnięcie uświadamia mnie o tym, że nastał ranek. Nawet nie zauważyłem, że słońce przebija się przez zasłony, zwiastując kolejny słoneczny dzień w Nowym Jorku. Kręcę jedynie głową na boki, sprawdzając godzinę na telefonie.

— O której Chris wyszedł? — pyta, zasiadając obok mnie.

— Pół godziny temu — mówię, przecierając ociężałe powieki.

Chris pojawił się w salonie ubrany i uszykowany do wyjścia, choć powinien przewracać się z boku na bok w łóżku i delektować się wolnymi dniami. Oznajmił jedynie, że przejmie za mnie wszystkie zmiany, a Mona mu w tym pomoże, bym nie musiał zamartwiać się dodatkowo pracą. Mimo moich sprzeciwów, nie było nawet mowy o tym, by odpuścił.

Zamierzałem sam porozmawiać z szefem i wyjaśnić, jak trudną mam teraz sytuację, choć tak naprawdę nie byłem do tego zdatny. Przyjaciel wyciągnął w moim kierunku pomocną dłoń, więc przyjąłem ją z lekkimi oporami. Nie chciałem zrzucać na jego barki odpowiedzialności usprawiedliwienia mnie. Jednakże Chris, to Chris, jak się na coś uprze, nie ma przebacz.

— Chcesz kawy? — Podnoszę się leniwie z kanapy.

Dziewczyna jedynie kiwa głową, spoglądając na mnie zmartwiona. Rozsiada się wygodniej na kanapie, a ja ruszam do kuchni. Potrzebuję niezwłocznie ogromnej dawki kofeiny, by przeżyć ten dzień i nie wyglądać, jak chodzący żywy trup. Ziewnięcie opuszcza moje usta, gdy zalewam kubki wrzątkiem, a zapach kawy momentalnie stawia mnie na nogi. Oddycham z ulgą, niosąc uważnie kubki do salonu. Blondynka uśmiecha się do mnie pokrzepiająco, gdy podaję jej filiżankę i dziękuje skinieniem głowy.

Never Say NeverOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz