Rozdział 2.

22.7K 1.1K 97
                                    

Zmotywowana wyszłam z domu owinięta w puchowy szal, który dostałam od Alana w poniedziałek w ramach przeprosin.

Nie mogłam go nie przyjąć, mimo iż wszystko było między nami w najlepszej harmonii już po upojnym seksie pod prysznicem.

To miłe z jego strony. W dodatku ma zajebiste pompony!

Choć wiem, że zrobił to z troski o moje zdrowie.

Nawet, gdy wstaję bezszelestnie z łóżka i ubieram się na uczelnię, on jakimś cudem staje na równe nogi, gdy chwytam za klamkę. Naciąga czapkę na uszy i daje ciepłego buziaka w czoło i zaraz po tym siarczystego klapsa na dobry dzień. Tak zrobił również dziś. Na to ostatnie nie miałam ochoty, więc w zamian nie dostał całusa. Czasami jest naprawdę natrętny.

Uroczo natrętny.

Chodzę, jak na szpilkach przez nadchodzący egzamin. Zaopatrzona w trzy paczki chusteczek, byłam prawie gotowa, by go zdać. Alan nie wiedział, że męczy mnie tak solidny katar. Od razu zabrałby mnie do lekarza i kazał leżeć w łóżku, a na to niestety nie mogę sobie teraz pozwolić.

Od uczelni dzieliło mnie zaledwie kilka przecznic, a od kolokwium pół godziny. Owinięta niczym muzułmanka w Hidżab, weszłam do kawiarni po tę jedną, ulubioną gorącą czekoladę. Dobrze, że nie miałam ze sobą plecaka. Mogliby pomyśleć, że jestem zamachowcem w takim wydaniu. Podziękowałam serdecznie przemiłej pani i opuściłam w pośpiechu przytulne miejsce.

Mogłabym tutaj zostać całą wieczność, jakbym miała wybór.

Zapach parzonej kawy działa na mnie kojąco, nic więcej nie potrzebuję. No chyba, że Alana u swego boku. Czekała mnie jeszcze szybka powtórka materiału do pisemnego testu, kończącego semestr.

— Moja kochana Adele!

Uśmiechnęłam się szeroko, gdy tylko przekroczyłam próg budynku.

Danielle powinna podziękować Bogu za to, że ma tak wspaniałą przyjaciółkę, która nie myśli tylko i wyłącznie o sobie. Podałam jej drugi kubek, tym razem z czarną kawą, o którą prosiła przed wyjściem z domu. W ramach podziękowań otrzymałam całusa w nos. Jakże uroczo.

— I jak Ci poszło? Mów! — zapytałam zestresowana.

Sądząc po jej entuzjazmie, znałam odpowiedź. Uczyła się do tego egzaminu o wiele więcej, niż ja. Do nauki miałyśmy takie samo podejście.

Lepiej nauczyć się na pierwszy termin, niż na poprawkę. Trzeba przemęczyć się i zarwać kilka nocek, jednak jest to opłacalne. No, jedynie zdrowie może troszeczkę na tym ucierpieć, jak żywi się człowiek głównie energetykami i kawą.

Patrzyłam na nią zniecierpliwiona. Uwielbia utrzymywać mnie w niepewności.

— Gadaj, idiotko!

— No chyba dobrze! Odpowiedziałam na wszystkie pytania, nie czepiali się. A pisemny jeszcze prostszy. Powinnam zdać!

Zaczęła podskakiwać, jak małe dziecko. Pokręciłam rozbawiona głową i złapałam ją za ramię, bo za chwilę gorąca kawa mogłaby wylądować na jej klatce piersiowej.

— Mówiłam, że nie masz się czym stresować. — Przybiłam jej piątkę i wyciągnęłam z kieszeni kurtki notatki. Zazgrzytałam zębami i popatrzyłam na Danielle, która puściła mi oczko.

— Skoro ja zdam, to ty też musisz. Każdy wie, że to ja jestem ta głupsza... Tylko dlaczego? — Zawinęła na palec włosy, co miało wskazywać na kolor jej włosów. Zaśmiałam się szczerze. — Trzymam kciuki, cały czas. Patrz! — Zacisnęła palce i wyszczerzyła zęby.

Never Say NeverOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz