X

293 19 10
                                    

Rozdział dziesiąty poprawiony i zaktualizowany :) 


12 czerwca 10:30, Dawid:

Od wieczoru spędzonego z Grześkiem minęło trzy dni, a mój dobry humor choć utrzymywał się całkiem nieźle to przeszedł potężną próbę sił gdy wróciłem do interesów i znów musiałem wyłączyć w sobie emocje i okazać chłód. Chwile temu wysiadłem z samochodu. Tym razem było to eleganckie, czarne audi A7, które prowadził szofer, obok którego siedział jeden z moich ochroniarzy. Teraz zmierzałem korytarzem nowoczesnego wieżowca ze stali i szkła w centrum. Wszedłem do windy, która zawiozła mnie na ostatnie piętro na umówione spotkanie. Nie było to coś niesamowicie ważnego ale przez wzgląd na nazwisko rodziny prezesa pojawiłem się osobiście. Miałem tylko odebrać podpis i dograć sprawę terminu dostaw nawet nie bardzo wiedziałem czego, bo to było zlecenie, które przyszło z Wiednia. Chodziło o jakiś transport sprzętu medycznego czy coś w tym stylu, jedna z wielu odnóg działań firm rodzinnych. Nie moja działka, bo ja zajmowałem się głównie antykami, dziełami sztuki i aukcjami ale czasem trzeba było pomóc, zwłaszcza kuzynowi Pablowi, który dopiero wchodził w interesy i nie umiał odnaleźć się jeszcze w tym świecie, co ja mimo, że byłem od niego nie wiele starszy umiałem doskonale. Charakterystyczny dźwięk dał mi znać, że dojechałem na czternaste, czyli ostatnie piętro. Wyszedłem i ruszyłem korytarzem. Kilka osób zwróciło na mnie uwagę, jedni patrzyli zdziwieni, inni z szacunkiem kiwali głowami. Tylko niektórzy wiedzieli kim jestem, innym wystarczył sam wygląd. Czarne wypolerowane buty, sportowo ścięty, grafitowy włoski garnitur,  czarna koszula, oczywiście z niechlujnie rozpiętymi guzikami pod szyją i luźno zwisającą na ramieniu marynarką, a do tego elegancka ale nowoczesna teczka z czarnej skóry. To co miałem na sobie kosztowało tyle co ubiór wszystkich na tym korytarzu. Chociaż nie byłem u siebie, jedynie łaskawie kiwnąłem głową i razu skierowałem się do biura prezesa, dlatego moje zdziwienie było niebotyczne gdy zostałem zatrzymany.

- Przepraszam, a pan do kogo?

Przystanąłem i zmierzyłem stojącą za biurkiem, młodziutką blond dziunie taki wzrokiem, że aż się skuliła. Czy ona sobie jaja robiła? Czy też jej niekompetentny szef nie wspomniał, kto się dziś pojawi.

- Do prezesa - odpowiedziałem siląc się na uprzejmy, choć lodowaty ton.

- Pana go . . .godność. - Wyjąkała przestraszona dziewczyna, jakby zastanawiała się czy nie uciec.

- Rayen, Dawid Rayen - odpowiedziałem i wewnętrznie odczułem satysfakcję gdy w oczach dziewczyny dostrzegłem przerażenie gdy zorientowała się do kogo mówi i jaką gafę palnęła. Co prawda nie użyłem prawdziwego, rodzinnego nazwiska, ale o tym jakie nosze na prawdę wiedziało zaledwie kilka osób, nie licząc mojej rodziny.

- Proszę wybaczyć, oczywiście, prezes pana oczekuje. . . za. . .zapraszam. . czy . . .czy podać kawę?

Westchnąłem, przynajmniej próbowała naprawić swój błąd, a ja nadal miałem wewnątrz pozostałości dobrego nastroju, uśmiechnąłem się więc do niej pocieszająco choć ciut krzywo i podziękowałem po czym wkroczyłem do gabinetu prezesa. Starszy, łysiejący, lekko otyły facet w ciemnoszarym garniturze, nawet markowym siedział za wielkim biurkiem i coś pisał. Podniósł wzrok z miną jakby się wkurzył, że ktoś mu przerywa, ale gdy zobaczył kto natychmiast poderwał się z krzesła i uśmiechnął sztucznie. Och, jak takie zachowanie mnie wkurwiało. Jak się boisz to się bój, jak się cieszysz to się uśmiechaj, a jak żałujesz, że musisz z kimś gadać to przynajmniej nie udawaj, a nie obleśnie się uśmiechasz.

-Witam panie Rayen, zapraszam - powiedział sztucznie uprzejmym głosem. Może inni się na to nabierali ale moja pasją była psychologia, znałem się na gestach i mowie ciała i gość był dla mnie jak otwarta książka. - Napije się pan czegoś.

- Już mi proponowano, dziękuję - odparłem. - Niestety nie mam czasu, chciałem tylko zobaczyć umowę dostaw.

- Ależ oczywiście, jest gotowa, można od razu podpisać - cos w jego tonie mi się nie spodobało.

- Proszę usiąść - wskazał na fotel przed jego biurkiem, a gdy to zrobiłem podał mi teczkę z umową, otwartą już na ostatniej stronie, gotowej do podpisu. To był drugi znak, że coś jest nie tak, trzeci miałem gdy spojrzałem mu w oczy. W tej chwili odłożyłem teczkę, a umowę otworzyłem na pierwszej stronie. Dostrzegłem zakłopotanie w ruchu faceta.

- Chce pan to wszystko czytać? - Zapytał niepewnie.

- Skoro mam to podpisać to chyba oczywiste - odparłem jakbym mówił do idioty.

- Umowa została przegadana i przygotowana wspólnie z panem Pablem, nie widzę sensu żeby. . .

- Ale ja widzę - przerwałem mu, na co gość lekko się zirytował.

- Widzi pan, nie chce być niegrzeczny ale zaraz mam kolejne spotkanie, nie spodziewałem się że będzie pan chciał?

- Że co będę chciał? Zabezpieczyć interesy rodzinne, a nie pańskie? Mam pan dwa wyjścia. Albo wychodzę w tej chwili i nici z umowy albo siada pan grzecznie i czeka aż skończę.

- Ale. . . - zaczął ale zmroziłem go spojrzeniem i znów przerwałem:

- Jest opcja trzecia. Powie mi pan od razu gdzie zmienił wstępne ustalenia, a ja ocenię czy tak może zostać, bo że zostały zmienione widzę bez czytania.

Facet zastanowił się chwilę, choć gdyby wzrok mógł zabijać, padłbym w tym biurze trupem. W końcu połączył kropki i uznał, że lepiej stracić to co chciał załatwić przekrętem niż cały kontrakt i podał mi numery trzech stron, które miałem przeczytać. Wiedziałem, że nie kłamał. Po pierwsze było to po nim widać, a po drugie gdy dotarłem do owych stron, zrozumiałem, że to tutaj są kwestie dla realizacji umowy istotne. Szybko zacząłem czytać i aż mnie zagotowało, bo wiedziałem co Pablo z nim ustalił. Po kilku minutach spojrzałem na gościa i ten zbladł. Gdy przemówiłem miał ton spokojny i tak lodowaty jak tylko się dało:

- Więc tak. Dostaje pan szansę na świetny kontrakt i pierwsze co chce zrobić to oszukać współpracownika bo jest młody i niedoświadczony.

- Nie, to nie tak . .ja. . .

- Naprawdę myślał pan, że nikt go nie pilnuje i nie sprawdzi? Czy nie mam w tym mieście wystarczającej renomy?

- Ależ panie Rayen proszę dać wyjaśnić. . .

- Wyjaśnić co? Próbę wyłudzenia dodatkowych 10% na zysku? Oszustwa na transporcie czasowym, czy podkupienia nam dostawcy? Bo nie wiem od czego zaczną się wyjaśnienia.

- Ja. ..ja. . .

Wyglądał jak nastolatek, który wiedział, że źle zrobił i został na tym przyłapany. Gdyby to był mój kontrakt, w tej chwili bym go zerwał i tyle by mnie widzieli, jednak to była pierwsza umowa Pabla. Postanowiłem więc pomóc mu trochę, a potem zbesztać w cztery oczy.

- Zrobimy tak - zacząłem tonem, który nie cierpiał sprzeciwu. - Weźmiecie na siebie cały koszt magazynowania, a nie jak do tej pory 70%, Zmienimy też ustalony podział zysków. Oddacie zagrabione na tej umowie 10% i jako rekompensatę dodacie jeszcze 5%. To nader uczciwa oferta.

Moja oferta rzeczywiście była uczciwa, bo nie tylko dawała mu szanse na odpokutowanie swoich win, ale jeszcze zostawiała jego firmie zysk, co prawda mniejszy o kilkaset tysięcy ale jednak zysk, a nie stratę lub równię. Ciężko było mu to przełknąć ale w końcu zgodził się. W kwadrans spisaliśmy nową umowę, której dopilnowałem i podpisaliśmy ją. Wysłałem Pablowi informację, że sprawa załatwiona i trochę mu jeszcze pomogłem, po czym pożegnałem się chłodno i wyszedłem kierując się na parking. Z jakiegoś powodu byłem co raz bardziej poirytowany. Wkurzył mnie facet od umowy, wkurzyła mnie jego sekretarka, wkurzał mnie korek w którym staliśmy do wyjazdu, a przede wszystkim choć nie chciałem tego przyznać sam przed sobą, wkurzał mnie fakt, braku pewnego blondwłosego chłopaka obok. Musiałem się wyładować.

- Jedź do centrum handlowego, tego na obrzeżach - poleciłem szoferowi, a ten bez słowa zmienił pas ruchu obierając nowy cel podróży.




OD AUTORA: 

X część wrzucona :) Dotarłeś, aż tu - Daj znać jak się podoba :) 

W oczach diabłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz