XLVIII

181 17 1
                                    

Kolejny rozdział zaktualizowany i poprawiony :)


15 czerwca 08:00, Grzesiek:

Obudziłem się i przeciągnąłem odruchowo zanim moje myśli dogoniły moje ruchy. Dopiero gdy moja ręka zahaczyła o coś co musiało być innym ciałem rozchyliłem powieki i rozejrzałem się. Byłem w eleganckiej, okrytej lekkim światłem poranka sypialni, otulony granatową, aksamitną pościelą, na wygodnym materacu. Obok mnie leżał Dawid, na którego ramieniu spoczywała moja ręka, a którego oczy wpatrywały się we mnie ciepło.

- Dzień dobry Promyczku – szepnął z uśmiechem.

- Dzień doooobryyy – odparłem nieskutecznie tłumiąc ziewniecie, które jednak zaraz potem zastąpiłem uśmiechem. – Długo się tak we mnie wpatrujesz?


15 czerwca 08:03, Dawid:

– Długo się tak we mnie wpatrujesz? - Zapytał blondyn słodko zaspanym głosem. 

- Nie – odparłem siląc się na swobodny ton, kryjacy lekkie przekłamanie – kilka minut.

Nie była to bowiem do końca prawda. Obudziłem się ponad półgodziny temu i od tamtej pory wpatrywałem się w spokojną twarz śpiącego obok mnie chłopaka, co jakiś czas gładząc delikatnie jego włosy tak by go nie obudzić. Miałem bardzo pozytywne myśli przyglądając mu się gdy był tak bezbronny i ufny. Naprawdę chciałem wierzyć, że to się uda, że stłumię w sobie to przez co wielu nazywało mnie diabłem, że go nie skrzywdzę. Jednocześnie z tyłu głowy miałem strach i obawy co będzie jak mi się to nie uda. Przed tym czy uda mi się go ochronić, czy pohamuję sam siebie, co powie jego rodzina, bo widać, że była dla niego ważna. Podjąłem jednak zadziwiając przy tym sam siebie ważną decyzję. Nie będę się martwił na zapas i zrobię co w mojej mocy by nie zawieść zaufania blondyna, który zrobił to na tyle, że jest teraz w tym domu ale nie w piwnicy jak wielu jego równolatków wcześniej ale w moim prywatnym łóżku. Było to sprzeczne z moim zwyczajem planowania wszystkiego dwa kroki w przód, ale to, ze chłopak leżał swobodnie tu. a nie związany dwa pietra niżej tez było. 

- Masz ochotę na śniadanie?

- Hym. . . - zastanowił się wpatrując mi w oczy, a ja dostrzegłem pewien błysk, który coś zwiastował ale jeszcze nie wiedziałem co – ale mam warunek.

- Warunek? – Zdziwiłem się.

- Tak jest – odpowiedział, przysuwając się do mnie tak, że nasze twarze dzieliło kilka centymetrów.

- Jaki? - Szczerze zapytałem, bo co można wymyślić za warunek podczas śniadania. 

- Chcę zjeść śniadanie, ale ty mi je zrób. Nie kucharz czy inny pracownik – odparł pewnym siebie tonem, w którym wyczuwałem wyzwanie.

A to się smarku zdziwisz. Pomyślałem uśmiechając się równie zadziornie jak on przed chwilą, ale chciałem coś ugrać.

- Zgoda, ale ja też mam warunek.

- Jaki? – Zdziwił się Grzesiek.

- Jeśli ci posmakuje to spełnisz wieczorem jedno moje życzenie.

- Zgoda – odpowiedział pewnym tonem, po chwilce przemyślenia.


15 czerwca 08:15, Grzesiek:

- Zgoda, ale ja też mam warunek – powiedział Dawid pewnym tonem.

- Jaki?

- Jeśli ci posmakuje to spełnisz wieczorem moje życzenie – cholera, ma mnie. 

Zastanowiłem się chwilę. Sądziłem, że zacznie kombinować, a on nie tylko się zgodził ale jest tak pewny siebie, że jeszcze stawia warunek. Obawiam się, że może moje założenie było błędne. Teraz jednak nie mogłem się już wycofać, wiec nie pokazują tego po sobie odparłem.

- Zgoda – Dawid uśmiechnął się.

- Bardzo się cieszę – odpowiedział i błyskawicznym ruchem zbliżył swoje usta do moich i połączył nas w pocałunku, który chętnie oddałem. 

Całowaliśmy się przez chwilę, aż oderwałem się od starszego i lekko złośliwym tonem szepnąłem:

- Głodny jestem.

- No to chodźmy – odparł nadal pewnym głosem i wstał z łóżka, a ja za nim. 

Zauważyłem, że na stoliku nocnym leżą dwa zestawy czystych bokserek i złożone równo, cienkie, chyba jedwabne szlafroki, które ktoś, zapewne Greg dostarczył w nocy. Zwalczyłem myśl, ze mężczyzna mógł widzieć nas śpiących razem, nago. Ubraliśmy się i Dawid gestem wskazał mi bym poszedł za nim, co chętnie uczyniłem. Wyszliśmy z sypialni i poszliśmy kawałek jasnym, bogato zdobionym korytarzem, który w świetle dnia wyglądał zdecydowanie przyjaźniej niż dzień wcześniej, W końcu mój przewodnik skręcił w kolejne drzwi i znaleźliśmy się w sporej kuchni, była nowoczesna, bardzo czystej i ciepłej, utrzymana w pastelowych kolorach. Na jednej ścianie były okna i wyjście na taras, gdzie stał stolik i krzesła z widokiem na ogród. Pomieszczenie budziło bardzo pozytywne, domowe emocje, aż chciało się tu zjeść.

- Siadaj sobie i zaczekaj – zarządził mój książę, a ja posłuchałem go bez marudzenia choć powoli tradycyjnie, nie idąc w stronę krzesła które wskazał, a siadając na blacie kuchennym, na co zareagował unosząc brwi w zaskoczeniu ale uśmiechając się i wzruszając ramionami. 

Po kilku chwilach dostałem kubek gorącej, czarnej kawy, która przyjąłem z wdzięcznością, po czym przez kolejne minuty przyglądałem się uważnie poczynaniom Dawida. Niestety już po krótkim momencie musiałem sam przed sobą przyznać, że przeliczyłem się i to bardzo myśląc, że praca w kuchni będzie dla niego wyzwanie. On nie tylko się nie pogubił, ale wyglądał jakby był w swoim żywiole, rozbijając jajka, sięgając po masło czy cukier, nucąc pod nosem. Nie wiedziałem co dokładnie robił, bo przez chwilę wyglądało na omlet, ale potem zaczął go na patelni torturować dwoma widelcami. Była jeszcze szansa, że wygram jeśli nie będzie mi smakować, ale jakoś podświadomie czułem, że prawdopodobnie polegnę na całej linii.

- Promyczku, zjemy na tarasie? – Zapytał Dawid sięgając do szafki o talerze.

- Czemu nie – odpowiedziałem, wstając i idąc otworzyć drzwi.

Po chwili siadłem przy stole z widokiem na budzący się do życia w promieniach słońca ogród. Gdzieś w oddali widziałem pracującego ogrodnika. Było ciepło i przyjemnie, idealny letni poranek. Poczułem bardzo przyjemny zapach, a po chwili ciemnowłosy postawił przede mną talerz z porwanym na kawałki puchatym omletem, oblanym jakimś owocowym sosem i posypanym cukrem.

- Omlet cesarski dla młodego pana – powiedział kłaniając mi się teatralnie.

- Dziękuję – odparłem i nabiłem na widelec kawałek dania, biorąc do ust. – Mmmmm – mruknąłem. 

Słodycz ciasta i kwaskowość śliwkowego sosu zmieszały się, dając idealny smak.

- Chyba wygrałem – mruknął z satysfakcją Dawid przypatrując mi się z nad swojego talerza, a ja jedynie kiwnąłem głową zgadzając się z nim i szybko zmieniłem temat.

- Jaki mamy dziś plan?

- Trochę zależy od ciebie – odpowiedział. – Bo wieczorem jeśli masz ochotę chciałbym byś towarzyszył mi na małym bankiecie. 

W oczach diabłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz