I

620 30 12
                                    

Witam tak dawnych jak i nowych czytelników :) Zacząłem poprawki i delikatne zmiany, więc jeśli coś przeoczyłem, bardzo proszę o uwagi czy to do błędów czy do samej treści :)


2 czerwca, 20:30 - Dawid

Siedziałem z kieliszkiem wina w ręku, w przypominającym tron fotelu i wpatrywałem się w okno. Słońce powoli zachodziło oświetlając podjazd pod rezydencję złotymi promieniami. Chwilę temu podjechał czarny van, którego obecność świadczyła o tym, że czeka mnie dziś bardzo udana noc, czego nie można było powiedzieć o tym kogo przywieziono. Uśmiechnąłem się sam do siebie upijając łyk chłodnego alkoholu wiedząc, że nie będę musiał długo czekać na rozrywkę, której bardzo potrzebowałem. Nie pomyliłem się, nie minęło dziesięć minut i usłyszałem pukanie do drzwi.

- Proszę - rzuciłem zwracając się lekko w stronę wejścia.

- Zgodnie z poleceniem, przesyłka jest na miejscu. Jak go przygotować?

Mój lokaj miał donośny, poważny głos. Pracował dla mojej rodziny, a właściwie dla mnie nawet dłużej niż żyłem i widział tyle, że albo nie przeszkadzało mu to co robię w takie wieczory jak dziś, albo bardzo dobrze grał. Robił wrażanie człowieka, którego totalnie nie interesowało co czeka dzisiejszej nocy młodego chłopaka czekającego teraz, choć jeszcze w niewiedzy na moją decyzję. To był mój mroczny sekret, a przynajmniej jeden z kilku. Na co dzień byłem szanowanym, docenianym i bardzo młodym jak na ten rynek bo zaledwie dwudziestosiedmioletnim biznesmenem. Jak to możliwe by tak młody człowiek zarządzał firmą i majątkiem? Nie jest to łatwe, to fakt. Ale znacząco sprawę upraszczał książęcy tytuł i idąca za tym ogromna fortuna, która pomagała na starcie oraz w czasie co większych inwestycji. Było to jednak życie mocno stresujące, bardzo wymagające i meczące tak fizycznie jak i psychicznie, a tym pomagało mi pewne upodobanie, stricte seksualne. Uwielbiałem dla własnej przyjemności i rozluźnienia torturować młodych mężczyzn, w zasadzie chłopców, nastolatków. Przez lata opracowałem na to różne sposoby. Ich ból, choć nie raz też rozkosz sprawiały mi niesamowitą frajdę i pomagał rozładować codzienne napięcie. Mając zaufanych ludzi i środki ku temu, by co jakiś czas sprowadzać sobie takich młodzików mogłem nie zwariować i na co dzień żyć pełnią życia. A co z nimi? Ich czekała wtedy noc, czasem dwie męki z odrobiną przyjemności, a potem wolność z traumą i sporą sumką w kieszeni. Mając powiem jakieś tam sumienie, by lekko złagodzić im ból jaki przeżyli bym ja miał zabawę wynagradzałem ich finansowo. Mój lokaj, najbardziej zaufany mi człowiek, nigdy tego nie komentował, choć zakładam, że nie pochwalał takich działań, to nie odzywał się. Miałem bowiem swoje zasady i to najwyraźniej mu wystarczało. A jakie to były zasady?

Po pierwsze nigdy nie krzywdziłem nikogo tak by zostały z tego trwałe uszkodzenia, przynajmniej na ciele. Po drugie nie wykorzystywałem dzieci. Szesnaście lat to była granica, której nie przekraczałem nigdy. Po trzecie, nie nagrywałem, nie rozgłaśniałem, nie uwieczniałem tego, nie niszczyłem im całego życia, a jedynie jedną noc, przynajmniej tak to sobie tłumaczyłem. No i po czwarte, co już wspomniałem, rekompensowałem finansowo to co przeżyli, co może było słabe moralnie ale jednak ciut mnie broniło, przynajmniej przed samym sobą.

- Panie? - Głos wyrwał mnie z zamyślenia przypominając o podjęciu decyzji.

- Klasycznie proszę, zejdę za jakieś pół godziny.

Nie odpowiedział mi, a jedynie skłonił się lekko i wycofał w korytarz. Wiedział co ma przekazać obsłudze, ludziom prawie tak zaufanym jak on sam, a do tego dobrze finansowanym by czasem nie puścili farby. Oczywiście poza pieniędzmi miałem na nich też teczki o których nie wiedzieli, a w których czekały odpowiednie inne argumenty niezbędne w razie zdrady, ale nie musiałem z nich nigdy do tej pory korzystać. Dopiłem wino i odstawiłem kieliszek. Też musiałem się trochę przygotować. Wiedziałem kogo mam na dole. Zazwyczaj wybierałem swoje ofiary znacznie wcześniej i wyznaczałem dzień gdy mają do mnie trafić. Zgarniane z ulic, z pod domów czy szkół. Dobrze opłacani ludzie wiedzą jak porwać nastolatka bez cienia podejrzeń, a w piwnicach pałacu, w dźwiękoszczelnym pokoju nie musiałem się już o nic martwić. Wziąłem szybki prysznic i przebrałem się w luźne, szybkie do zdjęcia ciuchy, po czym wyszedłem na korytarz i skierowałem się do piwnicy. Ta rezydencja była tylko moja, bardzo oddalona od innych włości rodzinnych więc nie obawiałem się, że ktoś będzie mnie niepokoił, a nawet jeśli, moja prywatna, zaufana służba wiedziała jak ma się wtedy zachować. Spokojnie zszedłem na dół, do głównego holu, nie zwracając uwagi na dobrze mi znane, eleganckie korytarze, obrazy i ozdoby warte setki tysięcy złotych. Kolejnymi schodami, krętymi i podświetlanymi skierowałem się na dół, do części która bardziej przypominała zamek niż pałac. Idąc wąskim, kamiennym korytarzem minąłem piwniczkę na wino i składy, aż dotarłem do ostatnich drzwi w holu. Tam mogłem wejść tylko ja i mój najbardziej zaufany człowiek, który na mnie czekał. Pokoik był mały, znajdował się tam jeden stolik i drzwi do kolejnego pomieszczenia.

-Jest gotowy? - Zapytałem.

-Tak, klasycznie jak pan chciał - odpowiedział bez cienia wahania.

-Dobrze, jesteś wolny, dziękuję.

Sługa skłonił się i wyszedł, a ja zamknąłem za nim drzwi na klucz i podszedłem do stolika pod ścianą. Chwile się zastanowiłem co zrobić czekającemu za drzwiami chłopcu. Nie wiedziałem co dokładnie zastanę, widziałem jego twarz i sylwetkę w ubraniu, bez niego może mnie czymś zaskoczyć. Ze zdobytych dokumentów wiedziałem, że ma siedemnaście lat, znałem też jego imię i kilka informacji, które mogły pomóc gdyby się za bardzo stawiał, choć to i tak nie miałoby sensu. Klasyczne przygotowanie oznaczało, że umyto go dokładnie, zrobiono mu lewatywę i ogolono jeśli był zbyt zarośnięty, choć to rzadko się zdarzało. Sięgnąłem do stolika i założyłem maskę, była czarno-złota i miała eleganckie zdobienia, wbudowano w nią system zmieniający głos i zaburzający dostrzeganie koloru oczu. Tak przygotowany otworzyłem drugie drzwi, gdzie czekała moja ofiara.


2 czerwca, 13:40 - Ignacy

To był całkiem udany dzień, zamknąłem połowę przedmiotów na koniec roku, a przecież okres podsumowań dopiero się zaczął, wieczorem byłem umówiony z Marysią, no po prostu żyć nie umierać. Przynajmniej tak myślałem, wychodząc ze szkoły i kierując się w stronę domu, nawet nie wiedząc jak bardzo się mylę.

Do domu nie miałem daleko, szedłem więc powolnym spacerem korzystając, z późno wiosennej pogody i słońca, słuchając muzyki, nie rozglądając się. Gdy tylko skręciłem w jedną z bocznych uliczek pożałowałem tego, a przynajmniej potem. To co mnie spotkało chwilę po ostatnim kroku wyglądało już jak z filmu akcji. Przede mną jak z pod ziemi wyrosło dwóch ubranych na czarno ludzi, a za mną uliczkę zajechał ciemny van i otworzył środkowe drzwi. W ułamku sekundy gość z przodu dopadł do mnie i przyłożył do twarzy śmierdząca czymś tkaninę, poczułem tylko jak wciągają mnie do auta, a w szyję wbija mi się igła, po czym odpłynąłem. . . 

W oczach diabłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz