LX

131 16 5
                                    

23 czerwca 06:00, Jan:

Szybkim ruchem zdążyłem sięgnąć i wyłączyć budzik zanim ten wpłynął na spokojny sen leżącego obok mnie Kacpra. Chłopak spał jak kamień, co zresztą wcale mnie nie dziwiło bo wczoraj od wieczora prawie do północy spędzaliśmy czas dość intensywnie. Co prawda praktycznie cały czas w tym łóżku, w którym właśnie się obudziłem, ale nadal było to bardzo intensywne. Generalnie ostatni tydzień byłej jednym z tych, które znalazłby się na szczycie mojej listy gdybym miał sporządzić taką pod katem tego co było w moim życiu okej i tego co było chujowe. Kacper po aukcji zaufał mi znacznie bardziej i nawet trochę się przede mną otworzył. Nie poznałem co prawda wszystkich szczegółów z jego poprzedniego życia, nie zdradził też czemu podjął się pracy w agencji ale coś mi jednak zdradził. Od tamtego piątku spędziliśmy też razem wszystkie noce choć co ciekawe wcale nie codziennie uprawialiśmy seks, czasem wystarczyło że po prostu się do mnie przytulił. Jak co rano wstałem wcześniej, tym razem jednak nie po to by zrobić śniadanie. Niestety wzywały mnie obowiązki i choć gdybym mógł bardzo chętnie bym od nich uciekł, to tak nie dało się zawsze. Wziąłem szybki prysznic i ubrałem się, wypiłem kawę i upewniając się, że mój blondyn słodko śpi pocałowałem go odruchowo w głowę i zostawiając krótką notatkę wyszedłem, zamykając drzwi od zewnątrz.

Szybkim krokiem schodami dotarłem do podziemnego garażu, olewając totalnie fakt, że w budynku jest winda. Potrzebowałem z rana trochę ruchu, choć akurat w ciągu ostatni kilkunastu godzin nie mogłem narzekać na jego brak. Okazało się, że jak młody się rozkręcił, to potrafił bawić się długo i to nie tylko jedną rundę. Te pozytywne emocje zebrałem w sobie, bo kiedy wsiadłem do auta i wyjechałem z garażu zadzwonił telefon.

- Słucham? – Odebrałem na głośniku.

- Część synku – usłyszałem głos mamy i lekko odetchnąłem, bo bałem się, że to ktoś inny – za ile będziesz?

- Niedługo, właśnie wyjechałem.

- Cieszę się – odparła wesołym tonem, ale to co dodała miało już inny wydźwięk. – Tata też niedługo będzie. Dawno się nie widzieliście.

Taaa, wiem. Odparłem w głowie, dlatego jadę, żeby mnie czasem nie szukał. Przez ponad miesiąc był w delegacji i ten czas był super, ale niestety wszystko co dobre kiedyś się kończy.

- Jesteś tam? – Zapytała mama, bo chyba za długo milczałem.

- Tak, tak – odpowiedziałem – zamyśliłem się.

- Jedź bezpiecznie. Niedługo się widzimy.

- Tak jest, pa pa. – Rozłączyłem się i przyspieszyłem. Jeśli już mam się mierzyć z tym tyranem to chce się wstępnie przygotować, a nie wpaść spóźniony.

23 czerwca 10:30, Kacper:

Obudziłem się i przeciągnąłem ziewając. Zauważyłem dwie rzeczy. Po pierwsze byłem w łóżku sam, a po drugie cholernie bolał mnie tyłek. Był to efekt wczorajszego wieczoru i nocy, w czasie której Jasiek wziął mnie trzy raz z rzędu i to za każdym razem mocniej. Teraz co prawda był to powód do narzekania, ale w tamtej chwili było mi tak bosko, że nie myślałem o konsekwencjach. Okazało się, że starszy blondyn jest świetnym kochankiem kiedy tylko myśli o przyjemności obu stron, a jedynie własnej. Wstałem, co wyrwało ze mnie przeciągły jęk. Widzę, że dzisiaj będę siedział na poduszce, a o spacerowaniu też raczej mogę zapomnieć. Ale trudno, warto było i gdyby teraz wszedł i zapytał czy mam ochotę na powtórkę, to pewnie bym się zgodził.

- A właśnie, gdzie on właściwie jest? – Zapytałem sam siebie na głos iw stałem zmierzając do kuchni, gdzie liczyłem na śniadanko, do którego zdążył mnie przyzwyczaić.

Niestety w kuchni nie było ani Jaśka, ani śniadania. Była za to karteczka:

Wybacz, ale dziś sam musisz zadbać o swój brzuch,

mam ważne spotkanie. Odezwę się jak będę mógł.

Mam nadzieję, że możesz siedzieć.

Było cudownie :*

J.

Cudownie? Uśmiechnąłem się patrząc raz jeszcze na krótki liścik. Gdyby ktoś powiedział mi jak potoczy się najbliższy czas kiedy pierwszy raz zobaczyłem blondyna, a on mnie wybrał to bym go wyśmiał, a teraz proszę. Chyba mam nie tylko nadzieję, ale też realne szanse na trochę normalności. Teraz jednak czas na długi prysznic. Muszę odmoczyć cztery litery, jeśli chce w miarę funkcjonować przez resztę dnia.

23 czerwca 11:00, Jan:

Dojechałem do domu niedługo po rozmowie z mamą i na całe szczęście, bo nie minęło dwadzieścia minut jak zajechał też mój ojciec. Scena gdybym nie wiedział jak była odegrana mogłaby nawet przekonać kogoś, że on naprawdę tęsknił za mamą, za moim rodzeństwem i za mną. Przywitał się ze wszystkimi, przywiózł nawet jakieś drobne prezenty, a potem prosząc mamę o drugie śniadanie, sam poszedł się odświeżyć po podróży. To nawet nie tak, że nas nie kochał czy o nas nie dbał, tego nie mogę ojcu zarzucić. Jednak zawsze honor rodziny i zasady były dla niego najważniejsze co niestety przejawiało się też w wychowaniu, a co ja jako pierworodny syn odczułem najbardziej. Nigdy nie brakowało mi niczego poza prawdziwym ojcem, do którego mogłem iść pogadać o jakiejś słabości czy zapytać go o radę nie skazując się na wysłuchiwanie o zasadach i protokołach.

- Chodźcie jeść! – Usłyszałem wołanie mamy, na drugie śniadanie. Westchnąłem i ruszyłem do kuchni.

Jedzenie to było coś co zawsze pomagało mi ułożyć myśli, więc przez następną prawie godzinę siedziałem z resztą przy stole i jedząc kanapki słuchałem o podróżach i spotkania naukowych w jakich ojciec brał udział. Muszę przyznać, niektóre były nawet ciekawe. Bo co prawda, mój stary był nadętym bufonem, ale nikt nie mógł mu zarzucić, że jedzie na tytułach i kasie jaką odziedziczył. Od najmłodszych lat był pasjonatem historii i w końcu tak się w tym rozkręcił, że gdy ja się urodziłem bronił doktorat, a teraz był jednym z naczelnych profesorów kraju w dziedzinie historii rdzennych amerykan. Stąd też często podróże w tamte rejonu świata i długie nieobecności. Kiedy kanapki kończyły się, a młodsza część rodziny powoli zaczęła się nudzić, mama dała znak, że możemy iść zająć się swoimi sprawami. Ja jednak zostałem, wiedząc, że nawet jeśli uda mi się wymknąć, to zaraz zostanę wezwany, a wolałem, żeby mama była świadkiem naszej rozmowy. Nie pomyliłem się, kiedy tylko zostaliśmy sami zaczęło się.

- Jak sprawy rodzinne kiedy mnie nie było?

- Spokojnie, giełda stoi jak stała – odpowiedziałem. – Okres spokojny, nie musiałem sprzedawać, a kupować też nie było co.

- Tak, to widziałem kiedy czasem mieliśmy Internet – zgodził się i dodał – dobra decyzja, zwłaszcza z tymi akcjami Marriotta, bałem się, że się skusisz.

- Przez chwilę, miałem taką myśl ale dobrze mi doradzono – przyznałem, bo wiedziałem, że lubi gdy korzystałem z autorytetów.

- Rozumiem – kiwnął głową – coś jeszcze powinienem wiedzieć.

- Tak. Było małe zamieszanie z ostatnim transportem dzieł sztuki. Okazało się, że gdzieś na linii transportowej jest kret.

- Jak to?

- Nie naszej, ktoś od Dawida, więc on się tym zajął. – Padło magiczne imię. Ojciec z jednej strony go nie trawił, bo choć był młodszy, to znacznie wyżej postawiony i jawnie miał gdzieś wszystkie zasady ale z drugiej cenił go za zmysły, żyłkę do interesów i hardy charakter.

- Jeśli zajął się tym osobiście, to już nie nasz sprawa, chyba że poprosi o pomoc. A dla ciebie synu, mam bardzo dobrą wiadomość.

Powiedział to takim tonem i z taką miną, że sam nie wiem czemu, ale napiąłem się jak struna i spodziewałem się, ze zaraz usłyszę wiadomość zupełnie przeciwną do zapowiadanej.

- Jaką?

- Znalazłem ci wspaniałą kandydatkę na żonę. 



----------------------------------------------------------------------------------

Chyba zaraz mi się oberwie, bo zamiast coś wyjaśnić, to gmatwam dalej :3

W oczach diabłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz