LXXVI

117 18 6
                                    

24 czerwca 10:15, Dawid:

Po tym jak musiałem przypomnieć wujowi gdzie jego miejsce, spuścił z tonu i odetchnął. Nie sprawiło mi to przyjemności i nie chciałem z nim rozmawiać w ten sposób, ale wiedziałem, że nie mam obecnie innej opcji.

- Słucham cię synu. O co chodzi? – Powiedział siląc się na spokój, ale jego oczy starały się złamać Janka, który lekko zadrżał.

- O naszą ostatnią rozmowę – zaczął Janek cicho, ale gdy spojrzał na mnie kątem oka i dostrzegł moje kiwniecie głową zebrał się w sobie i powiedział głośniej i pewniej. – Dość mam tego, że próbujesz układać moje życie pod siebie i nie liczysz się z moim zdaniem. Dość mam tego, że chcesz decydować i rządzić jak tyran i nie zgadzam się na to. Od dziś jeśli będziesz chciał coś ze mną ustalić to tylko na równych prawach. Skończyło się grzeczne słuchanie i kapitulacja za każdym razem gdy tak chcesz.

Wyrecytował, z każdym słowem nabierając mocy, a ja dostrzegłem, że mimo atmosfery wuj był pozytywnie zaskoczony siłą swojego pierworodnego. Niestety nie był to efekt, długo się utrzymujący.

- Nie kpij sobie. Niby w czym tak bardzo chcesz mieć prawo głosu.

- Choćby w kwestii małżeństwa.

- To jest już ustalone – zaparł się starszy Czartoryski – to świetna partia.

- Mam to gdzieś.

Ojciec zdębiał na sekundę, a Dawid parsknął.

- Nie masz w tej kwestii nic do powiedzenia – zaperzył się – póki ja cię utrzymuję.

- Już mnie nie utrzymujesz.

Wuj wybuchnął śmiechem, złośliwym i pewnym siebie, a potem rzucił jadowicie patrząc na Janka.

- Myślisz, że te twoje mieszkanka i autka wystarczą, byś sam się utrzymał. Pyskuj dalej, a przejmę je w przeciągu kilku godzin.

To był moment w którym po pierwsze zauważyłem, że wuj był tak wściekły, że nie myślał co mówi, bo jakby zapomniał o mojej obecności, a po drugie, że czas się wtrącić. Nie zważając wiec na to, ze mu przerywam powiedziałem zimno, ale z kpiącą nutą.

- Niestety spóźniłeś się, bo wczoraj wieczorem odkupiłem od Janka oba mieszkania i wszystkie auta. Chyba, że masz zamiar odebrać je mnie, ale uprzedzam, ze nie pozwolę na to od tak sobie.

24 czerwca 10:25, Jan:

Po zdaniu jakie wypowiedział Dawid, w ojcu jakby coś pękło. Dopiero teraz uświadomił sobie, że książę, nie jest tu tylko jako wsparcie psychologiczne i przciwwaga, ale jako mój realny sojusznik.

- Jak to? Jakim prawem?

- Nie bardzo rozumiem pytanie – parsknął ciemnowłosy.

- Nie mogłeś od tak sobie . . .- zaczął, ale Dawid znowu mu przerwał.

- Ja nie mogłem? Czy ty się słyszysz? Ale nie o tym mówimy i nie ze mną miałeś rozmawiać.

To był moment w którym włączyłem się ponownie do rozmowy.

- Dokładnie. Moje nieruchomości to moja sprawa, więc mogę sobie z nimi robić co chce i wara ci do tego.

Twarz ojca wyrażała mieszaninę zdumienia, wściekłości i jakby nutkę. . .sam nie wiem. . strachu? Czyżby po raz pierwszy grunt posypał mu się pod stopami. Nawet jeśli tak, to szybko się opanował i wrócił jego chłodny ton.

- I co? Wynajmiesz coś? Znajdziesz pracę? Jak długo się utrzymasz? Co ze studiami? Bez nas szybko się stoczysz.

- Radzę sobie bez was, a właściwie bez ciebie już od dawna. Pracę już mam, dziękuję za troskę. – Odparłem równie lodowatym tonem co ojciec. – A w innych kwestiach mam na kogo liczyć jeśli będę musiał.

- I co? Zostaniesz jego utrzymankiem? – Parsknął wskazując głową na Dawida, którego bursztynowe oczy w tym momencie błysnęły złowrogo, ale na razie się nie odezwał, a ja odpowiedziałem.

- Zresztą moje studia i praca to nie twoja sprawa. Przyszedłem poinformować cię o trzech kwestiach więc teraz słuchaj co mówię, bo nie będę się powtarzał.

Sam nie wierzyłem, ze takie zdanie w kierunku ojca wyszło z moich ust, on sam chyba też zresztą nie bardzo w to uwierzył bo milczał jakby analizując. Choć może było to związane z tym, że czuł na sobie wzrok siedzącego obok mnie księcia.

- Pierwsza sprawa już za nami. Nie wiem kogo znalazłeś mi na żonę ale mam to gdzieś, choćby była to królowa Anglii możesz jej powiedzieć, że sprawa zamknięta.

Chciał się odezwać, ale nie pozwoliłem mu:

- Po drugie, nie wiem czy wiesz, ale pewnie dotarły do ciebie plotki ale jestem gejem – jeśli wcześniej był blady to teraz zbielał. – I mam gdzieś co o tym sądzisz, ale mam chłopaka i mam zamiar z nim być, nie zależnie od tego co o tym sądzisz. Po trzecie, jeśli dowiem się, ze przerzucasz swoje rządze na kogoś z rodzeństwa to przysięgami ci – mój ton stał się jadowity – że nie spocznę, póki nie zostaniesz sam.

Skończyłem i czekałem na odwet i uderzenie.

24 czerwca 10:40, Dawid:

Musiałem przyznać sam przed sobą, że Janek zmienił się i dostrzegłem to po ostatnim wypowiedzianym przez niego ze stoickim spokojem i chłodem zdaniem. Kiedyś nie potrafiłby utrzymać emocji w ryzach, kiedyś uległby im i zaczął krzyczeć lub poddałby się pod naporem silniejszego charakteru ojca, którego w zasadzie zawsze się obawiał i uważał za swojego rodzaju przewodnika. Teraz się to zmieniło i mogłem być z tego powodu trochę dumny, bo wiedziałem, że jest w tym element mojej zasługi. Te przemyślenia przerwało chrząknięcie wuja, który po minucie ciszy odnalazł wreszcie zdolność używania słów. Było to zdanie zimne jakby wypowiedziane przez maszynę nie człowieka.

- To twoje ostatnie słowa?

- Tak – odparł hardo Janek, a ja już wiedziałem, co zaraz usłyszy.

- W takim razie nie mam już pierworodnego syna – rzekł ze stalowym spojrzeniem, a Jan choć widziałem, że spodziewał się co usłyszy, dał po sobie poznać smutek i żal. Jednak tylko po minie, bo postawa została napięta. Wstał i nie odzywając się do ojca spojrzał na mnie z pytaniem:

- Idziemy?

- Zaczekaj w aucie – odpowiedziałem. – Muszę poruszyć jeszcze jedną kwestię.

Janek wyszedł i zamknął drzwi, a ja zostałem z jego ojcem sam na sam. Nasze spojrzenia zderzyły się i przez chwilę walczyły w ciszy, a potem wygrałem, bo on odezwał się pierwszy.

- Odebrałeś mi już syna. Czego jeszcze chcesz?

- Ja odebrałem? – Parsknąłem ziemnym śmiechem. – Ja nie potrafię go zaakceptować? Ja nie umiem dać mu wolności? Ja cały czas go ograniczam? Czy ty?

- To ty zaraziłeś go tym. ..tym. . – szukał słów, ale pomogłem mu.

- Tym co nazywa się swoje zdanie i pewność. Powiedz mi wuju, tylko raz odrzuć tą maskę i bądź szczery, czy ty w jego wieku nie chciałeś sam o sobie decydować?

- Nie o to chodzi, wiesz że ten świat. . .

- Nie odpowiedziałeś na pytanie, jednocześnie robiąc to – nie dałem mu dokończyć. – Powinieneś być z niego dumny. Potrafił złamać konwenanse i postawić się im, wykazując się odwagą i pewnością. Ty za to zjebałeś totalnie nie umiejąc go wesprzeć i stawiając średniowieczne zwyczaje nad rodzinę.

- To nie tak, on nie może. . .

- Może – znów mu przerwałem. – Ale zanim to zrozumiesz minie jeszcze sporo czasu – wstałem i podszedłem do drzwi. – Mam nadzieję, ze nie będzie jeszcze za późno.

- Dawid – zawołał mnie cicho gdy położyłem rękę na klamce.

- Tak? – Spojrzałem na niego i dostrzegłem jak w jego oczach zaszła pewna zmiana, chyba był to żal.

- Zajmij się nim.

- O to się nie martw.

Wyszedłem, zostawiając go samego z myślami

W oczach diabłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz