LXXI

147 16 2
                                    

23 czerwca 14:30, Jan:

- Słuchaj uważnie – powiedziałem.

- A do tej pory to co niby robiłem?

Nie odpowiedziałem na tą zaczepkę, choć parsknąłem w duchu. Popatrzyłem jednak na Kacpra takim wzorkiem, że spoważniał. Właśnie planowałem zrobić coś co do tej pory odważyłem się przyznać tylko przed sobą i tylko jako nierealną myśl.

- Mój ojciec nie odpuści – oznajmiłem. – Będzie dążył do realizacji swojego super planu, który za nic ma moje dobro, ale wzbogaci i ustawi rodzinę. Sam z siebie choćbym bardzo chciał nie dam rady mu się przeciwstawić.

- No ale mówiłeś, że zarabiasz sam i to mieszkanie jest tylko twoje. Więc w czym problem? – Zapytał chłopak przejęty, a do mnie dotarło jak moje dzieciństwo odarło mnie z takiej naiwności.

- Teoretycznie tak - zgodziłem się smętnie - ale ojciec nie jest głupi i ma swoich ludzi w wielu miejscach. Jeśli otwarcie mu się postawie najpierw odetnie mnie od rodzinnych kont, potem pozbawi kasy, a to albo sprawi, że nie będę w stanie utrzymać swojego auta czy mieszkania. Może też po prostu odnaleźć to co moje i tak nagiąć prawo by zablokować w jakiś wymyślny sposób ich użytkowanie.  - Dopiero gdy mówiłem to na głos docierało do mnie, że planuję porwać się z motyką na słońce. - Sam nie mam szans z nim wygrać o ile obaj nie chcemy wylądować na ulicy lub szukać pracy w twojej dawnej agencji.

- Miałbyś branie – parsknął Kacper z lekkim uśmiechem, ale potem znów spoważniał i zapytał. – To co zrobimy?

Podobało mi się to „my" jak i to, że próbował choć trochę rozładować napięcie żartem. Choć wiedziałem, że jego wsparcie będzie dla mnie bardzo istotne, to tak na prawdę chodzi nie o nas, a o mnie i to ja musze działać, w dodatku tak, by gniew ojca nie obrócił się przeciwko niemu. A jeżeli się obróci to by uderzenie padło na mnie nie na młodszego Stałem teraz przed wyborem, który łatwy wcale nie był. Albo mogłem poddać się ojcu, ustąpić i kłamać do końca życia bawiąc się w prowadzenie go na dwa fronty. Albo mogłem zbuntować się ze świadomością, że sam nie dam rady wygrać i musze odrzucić dumę i prosić o pomoc i to nie małą. Była tylko jedna osoba, do której mogłem się zwrócić i teraz przyszedł czas powiedzieć to na głos. Wziąłem głęboki oddech i odpowiedziałem na pytanie Kacpra.

- Muszę poprosić o pomoc Dawida.

- Mówiłeś, że to twój przyjaciel. Nie odmówi ci przecież. - Odpowiedział wyższy tak jakby to było zwyczajnie oczywiste. A może było? Może to moje głupie wychowanie i duma utrudniały mi coś prostego? Sam już powoli nie wiedziałem.

Spojrzałem w błękitne oczy chłopaka, w których widziałem ciepło i wiarę. Oh, jakiż on był naiwny, powtórzyłem sobie, a to tym bardziej wzmocniło moje poczucie, że muszę wygrać. Co prawda sam wątpiłem w to by mój mentor i druh odmówił mi wsparcia jednak to nie była mała sprawa. Tu nie chodziło o pożyczkę kasy czy auta, ani o ukrycie jakiegoś małego przekrętu. Tutaj Dawid zaryzykowałby otwarty konflikt z moim ojcem, a także częścią pomniejszych rodzin, go wspierających.

- Pewnie nie – zgodziłem się.- Jednak oznacza to, że po pierwsze musimy się przeprowadzić do niego.

- Co? Czemu? – Przerwał mi młodszy.

- Bo inaczej ludzie ojca szybko nas znajdą i zgarną – odparłem sucho i dodałem choć nie miałem na to ochoty. – Ja skończę tak jak to dla mnie zaplanował, a ty obawiam się, że wrócisz do burdelu.

Chłopak wyglądał na przestraszonego, a ja mówiłem dalej.

- U Dawida będziemy nietykalni. Jego ochrona dosłownie i w przenośni sprawi, że nawet mój ojciec będzie musiał powstrzymać swoje popychadła. Po drugie, musze poprosić Dawida o oficjalną pracę, bo wtedy ojciec nie będzie mógł zająć tych środków.

W oczach diabłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz