Zauważyłem, ze poprawiając staram się do każdego rozdziału dopisać tyle, by miały choć po 1000 słów ;)
Zapraszam na zaktualizowany dwudziesty ósmy.
14 czerwca 8:30, Dawid:
Wolałbym, żeby ten poranek wyglądał zupełnie inaczej ale niestety na takie przyjemności jak ten domek i kolacje z promyczkiem trzeba tez było zarabiać, a tym razem jak na złość obowiązki dosłownie się do mnie dobijały. Co gorsza od rana dostałem już dwa smsy i wiedziałem, ze nie mogę tego zignorować, bo sytuacja była trochę zbyt poważna. Kiedy więc Grzesiek wrócił z pod prysznica już ubrany we wczorajsze ciuchy ruszyliśmy do auta, a ja odnotowałem w pamięci, że muszę zadbać by miał w miejscach, w których nocujemy jakieś ubrania. Gdzieś w głębi miałem co prawda chwilę wahania czy to nie za szybkie myślenie, ale bardzo szybko je stłumiłem. Szybko zdałem klucz i zleciłem sprzątnie, a po chwili siedzieliśmy już w aucie kierując się do miasta, po drodze mając w planie śniadanie w pobliskim KFC, na które uparł się mój chłopak, a które przynajmniej w przeciwieństwie do hot dogów wiedziałem czym było. Swoją droga, myśl "mój chłopak", jak to dziwnie brzmiało, ale podobało mi się. Do zjazdu mieliśmy kilka minut. Poranek był ładny, a droga dość pusta, więc jechało się przyjemnie, a biorąc pod uwagę towarzystwo mógłbym nie wysiadać z auta. Grzesiek bawił się radiem jak to już powoli miał w zwyczaju, gdy nagle coś mnie tknęło.
- Grzesiek?
- Co tam?
- Masz prawo jazdy?
- Tak – odparł zadowolonym tonem, co świadczyło zapewne o tym, że sprawa jego uprawnień jest świeża i jest z siebie bardzo dumny.
Już miałem zapytać i połechtać mu ego gdy zadzwonił mój telefon. Normalnie bym nie odebrał, ale że był połączony z autem, a blondyn właśnie coś klikał niechcący zaakceptował połączenie. Zanim zdążyłem zareagować odezwał się głos:
- Nareszcie udało mi się dodzwonić mój książę – padło. – Dziękuję, że tak szybko odebrałeś.
Kurwa jego mać. Mina Grześka była trudna do opisania, ale nie mogłem się już rozłączyć, musiałem też zachować się odpowiednio, bo był to jeden z bardziej znaczących klientów.
- Dzień dobry panie hrabio. Czy mogę oddzwonić później? Chwilowo jestem trochę zajęty.
- Ależ oczywiście, oczywiście, chciałem tylko zapytać jak tam szanse na pojawienie się intersującej mnie rzeźby antycznej na następnej aukcji, ale to może chwilę zaczekać jeśli nie masz teraz czasu.
- Jak mówiłem ostatnio, robię co w mojej mocy żeby ją dla pana bezpiecznie sprowadzić - na prawdę starałem się by w moim głosie nie dało się wyczuć irytacji, ale nie wiem jaki był efekt. - Sądzę, że do następnej aukcji powinno się udać.
- Bardzo mnie to cieszy, bardzo – odpowiedział wesoło mój rozmówca. – W takim razie, drogi książę już ci nie przeszkadzam. Miłego dnia życzę.
- Tobie również hrabio – odparłem, a w głowie dodałem „obyś kurwa spłonął w piekle" i rozłączyłem się.
Przez chwile panowała cisza, nie spojrzałem na Grześka, ale czułem na sobie jego wzrok, aż w końcu przerwał tą ciszę w chwili gdy zjeżdżałem na parking KFC.
- Dawid? – Głos miał niepewny.
- Promyczku, obiecuję, że odpowiem na twoje pytania, ale możemy usiąść najpierw ze śniadaniem? Proszę.
- Dobrze – odparł.
Zaparkowałem i ruszyliśmy do lady złożyć zamówienie. W ciszy, choć na szczęście nie strasznie przenikającej złożyliśmy zamówienie i po kilku minutach siedliśmy przy jednym z wolnych stolików, których ze względu na porę było sporo. Wybraliśmy taki przy oknie, oddalony od innych klientów. Rozpakowaliśmy swoje zamówienia, co nie ukrywam dla mnie było nowością i ciekawostką, bo nie przywykłem do kanapek zawiniętych w papierki, braku naczyń i sztućców, czy jedzenia palcami. Grzesiek nie miał takich problemów, dosłownie wchłonął całego stripsa, popił colą i spojrzał na mnie badawczo. Lekceważąc leżące przede mną jedzenie zacząłem:
- Pytaj, słucham.
- Denerwujesz się i to widać - cholera, zakląłem w duchu, od kiedy moje emocje da się tak łatwo przejrzeć. - Znamy się na prawdę krótko, więc po pierwsze, chcę żebyś wiedział, że nie oczekuję, iż powiesz mi wszystko ani, że zrobisz to od razu - zaczął z lekkim uśmiechem, a ja kiwnąłem głową. Zaskoczył mnie trochę, choć bardzo pozytywnie - Jednak chyba nie dziwisz się, że mam lekki mętlik.
- Nie, nie dziwię się - przyznałem
- W takim razie zapytam na razie o jedno. Czy możemy pogadać o tym co usłyszałem?
- Tak - odpowiedziałem - i tak miałem ci powiedzieć czym się zajmuję i. . . eee. . . kim jestem.
- Zakładam, że to nie najlepsze miejsce na taką rozmowę? - Zapytał, czym po raz kolejny zaskoczył mnie błyskotliwym myśleniem.
- Masz rację, nie najlepsze.
- W takim razie nie przejmujmy się tym, a kiedy czas i miejsce będzie lepsze opowiesz mi o tym. Zgoda?
Co raz bardziej zaczynałem rozumieć, co kosmos miał do osiągnięcia, że stanęliśmy sobie na drodze i nasze oczy spotkały się wtedy w galerii.
- Zgoda promyczku - odparłem z uśmiechem, a on odpowiedział mi tym samym.
- Super. To jedzmy.
14 czerwca 10:00, Grzesiek:
Po szybkim śniadaniu w KFC w czasie którego zgodnie z ustaleniem nie poruszaliśmy poważnych tematów rozmawialiśmy już na luzie o planach na następne dni chcąc tak dogadać się by móc się widzieć przynajmniej raz na dzień. Dla mnie było to prostsze, w końcu miałem wakacje, choć i tak nie wiedziałem jak wyjaśnię to w domu, ale jasne było, że to mi łatwiej było odwiedzać Dawida niż zaprosić jego do mnie. Na razie jednak starałem się nie zajmować myśleniem na ten temat, miałem w głowie mnóstwo innych rozkmin. O naszej poprzedniej rozmowie, o całym poprzednim wieczorze, o nocy i tym co się w jej czasie działo. To wszystko były pozytywne wspomnienia, ale nie koniecznie łatwe do analizy. Jakby nie było w pewien sposób w ciągu kilku godzin zmieniło się dość mocno prawie całe moje życie, którego tak jak teraz mogło się potoczyć nie planowałem nigdy. Miałem jednak też donieść papiery na Uczelnię, posprzątać i zaplanować wakacje, które przecież też pewnie teraz trochę się zmienią. Nie wiedziałem jak zareagują moi przyjaciele i rodzina gdy w końcu dowiedzą się o tym co zaszło dzień wcześniej.
W domu byłem sam, przebrałem się szybko w świeże ciuchy, nastawiłem pranie i przygotowałem mięso na obiad do rozmrożenia. Prace porządkowe i przygotowanie potrzebnych mi potem dokumentów zajęły ponad dwie godziny. Kolejna godzinę zajęło mi przygotowanie obiadu na który składało się spaghetti bolognese. Cały czas poruszałem się po domu w słuchawkach więc ledwo zauważałem upływ czasu. Nie myślałem też za wiele nad innymi kwestiami, niż te którymi się w danym momencie zajmowałem. Rozproszyła mnie dopiero wibracja telefonu w kieszeni.
CZYTASZ
W oczach diabła
Storie d'amoreZapewne nie wiele osób zastanawia się czy wielkie i potężne rody szlacheckie, które kiedyś rządziły Europą nadal istnieją. Jeszcze mniej osób wie, że nie tylko nadal istnieją ale mają realny wpływ na politykę, gospodarkę i codzienne życie, nieświad...