XXIX

176 15 4
                                    

Rozdział dwudziesty dziewiąty poprawiony :) Zapraszam:)


14 czerwca 10:00, Dawid:

Rozmowa w KFC przebiegła spokojnie, była bardzo szybka i blondyn wykazał się nie tylko cierpliwością ale też sporym zakresem spokoju i tolerancji, o którą go nie podejrzewałem jeśli miałbym być szczery. Cieszyło mnie to bo dawało nadzieję na przyszłość, w której będę przecież musiał powiedzieć mu prawdę, a przynajmniej jej większość jeśli chce traktować go poważnie, a chcę. Jechałem teraz autostradą w kierunku rezydencji, chciałem się przebrać zanim zabiorę się za pracę. Praca jednak znalazła mnie sama, bo właśnie zadzwonił telefon.

- Słucham cię – odebrałem widząc imię mojej asystentki, jednej z nie wielu prawdziwie zaufanych osób w moim gronie.

- Czy zastałam pana samego? – Padło pytanie oficjalnym tonem, choć wiedziałem do czego zmierza.

- Tak Teo, mów.

- Nosz kurwa jego mać, zabije cię! - Krzyknęła totalnie porzucając poprzednia manierę. – Co to ma znaczyć do jasnej cholery?! Znikasz na dobę, bez słowa, bez instrukcji, świat się wali, a ty masz to głęboko w dupie!

- Ale posłuchaj. . .

- Żadne kurwa posłuchaj! – Przerwała mi. – Gdzie jesteś, za ile będziesz i czemu tak długo?!

- Jadę do domu, rozumiem, że czekasz w biurze?

- No a kurwa gdzie!? Mamy spotkanie. Nie mów, że kurwa zapomniałeś bo ci naprawdę jebnę! – Wrócił krzyk, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech.

Tea była nie tylko moją asystentką ale i przyjaciółką, jedną z niewielu jakie miałem, prawdziwych i szczerych. Łączyły nas lata znajomości i wiele wspólnych dobrych i złych chwil. Na palcach jednej ręki policzyłbym osoby, które mogły na mnie krzyczeć i mi ubliżać, a ja się z tego śmiałem. Ona była jednak w czołówce. Poza tym, że była przyjaciółką, była też niesamowitym ekspertem z zakresu historii sztuki, świetną profesjonalistką i umiała przegadać każdego, co sprawiło, że właśnie ona była moją prawą ręką.

- Nie, nie zapomniałem – powiedziałem. Oczywiście, że zapomniałem, miałem potężny rozpraszacz w postaci pewnego blondyna, pomyślałem. – Jadę się tylko przebrać i będę.

- Przebrać? – Wyłapała – gdzieś się szlajał po nocy? Znowu Greg będzie marudził, że się martwi o paniczyka.

- Uspokój się babo jedna – mruknąłem pod nosem, ale usłyszała.

- Słyszałam, oberwiesz potem. Na razie się streszczaj, bo jak cię znam to się spóźnisz, a nie wiem ile zagadam naszych gości bez ciebie.

- Tak jest pani prezes – odparłem i rozłączyłem się zanim zaczęła się kolejna tyrada.

Po kwadransie zjechałem w boczny zjazd i po chwili wjeżdżałem już do garażu. Zostawiłem auto i szybko ruszyłem schodami na górę, faktycznie wolałbym się nie spóźnić. Czas rzeczywiście mnie gonił, bo nawet bez spotkania o którym zapomniałem miałem sporo na głowie, tym bardziej, jeśli chciałem mieć wolny wieczór. W drzwiach przywitał mnie Greg, który uśmiechnął się gdy tylko mnie zobaczył. O dziwo nie pytał o nic, a jedynie powiedział:

- Przygotowałem panu ubranie na spotkanie, czeka w sypialni.

- Dzięki Greg, jesteś niezastąpiony – odparłem i prawie biegiem, choć to nie przystoi ruszyłem na piętro. Rzeczywiście na łóżku czekały na mnie świeżo wyprasowane ubrania, które szybko założyłem, dobrałem do nich zegarek z kolekcji, założyłem też sygnet rodowy z herbem, który na spotkaniach zawsze miałem i popryskałem się perfumami. Tak przygotowany mogłem wejść w rolę jaka dziś była mi potrzebna. W drodze na dół chwyciłem filiżankę z espresso, którą Greg trzymał na srebrnej tacy i z uśmiechem wychyliłem na raz.

- Co ja bym bez ciebie zrobił? – Zapytałem retorycznie z uśmiechem.

- Zginałby pan marnie – o dziwo odparł, też posyłając mi uśmiech i dodał. – Jedzie pan sam czy z obstawą.

- Pojadę sam, ale przekaż Harremu, żeby wziął dwóch ludzi i dojechał do biura za godzinę, mogą się przydać.

- Tak jest – skłonił się kamerdyner. – Które auto przygotować.

- Nie mam czasu czekać, Tea mi łeb urwie – dodałem nie zważając na jego zaskoczoną moją wypowiedzią minę – które są gotowe?

- Jeśli nie planuje pan jechać dalej niż pięćset kilometrów to większość.

- Super, dzięki – rzuciłem i prawie biegiem, czy zaskoczyłem sprzątającą akurat pokojówkę poleciałem na dół, z powrotem do garażu.

W biegu wysłałem smsa:

Jak poranek Promyczku? ; )

Przez chwile patrzyłem w telefon z nadzieję, ze dostanę odpowiedz od razu, ale potem przypomniałem sobie jak Tea zachowuje się kiedy jest wściekła i schowałem aparat do kieszeni. Stanąłem przed zawieszoną na ścianie gablotką z kluczykami i zastanowiłem się chwilę, sam nie wiedziałem na co mam ochotę. Raczej nie będę dziś jechał z nikim więcej niż jedną osobą, a musiałem się spieszyć, to decyzja zapadła szybko. Po chwili wyjechałem na drogę dojazdową do autostrady szafirowym Audi R8, którego warkot działał na mnie bardzo motywująco. W centrum miasta byłem po niecałym kwadransie, choć gdyby zatrzymała mnie kontrola prędkości to teoretycznie trochę by mnie to kosztowało. Moje biuro zlokalizowane było w jednym z wyższych wieżowców w centrum miasta. Z głównej drogi zjechałem w prywatną i w dół do podziemnego garażu. Zerknąłem na telefon, ale niestety nadal nie dostałem odpowiedzi na pytanie. Westchnąłem trochę zawiedziony, ale teraz trzeba było wejść w tryb biznes. Z tym nastawieniem i inną, służbową miną ruszyłem do windy.

Winda zajechała na ostatnie piętro, a ja ruszyłem eleganckim korytarzem mijając drzwi prowadzące do innych biur „rodzinnego" biznesu. Ludzie na korytarzu kłaniali mi się uprzejmie i schodzili z drogi. Rzadko kiedy bywałem tu osobiście, ale zawsze gdy się pojawiałem, na pracowników padał strach. Byłem najwyższym przedstawicielem zarządu i oficjalnie moje słowo było prawem, a że znany byłem raczej z bezpośredniego i chłodnego podejścia miałem szacunek ale i wzbudzałem wspomniany strach. Przekroczyłem drzwi prowadzące go największego biur. Sekretarka poderwała się z miejsca:

- Dzień dobry panie Rayen – uśmiechnęła się. – Pani Karska czeka na pana w gabinecie.

- Dzień dobry – odpowiedziałem z uśmiechem, co sprawiło, że dziewczyna uniosła brwi ze zdziwiona. – Czy mogę prosić o dwie duże, białe kawy?

- O. . . oczywiście, za chwilkę przyniosę. – Sekretarka była w ciężkim szoku. 

Jak się nad tym zastanowić to chyba nigdy wcześniej jej o nic nie poprosiłem, a wymagałem. Uśmiechnęła się ale jakoś tak inaczej niż zwykle. Jakby. . . szczerze? Ciekawa odmiana.

- Dziękuję – powiedziałem i wszedłem do biura gdzie czekało mnie starcie z żywiołem. 



-----------------------------------------------------------------------------------------------

Pojawia się nowa postać, jedna z kilku, które trochę zamieszają w historii ;) Silna i pozytywna, ale też na pewno nie dająca sobie wejść na głowę :D 

W oczach diabłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz