LXV

138 18 9
                                    

23 czerwca 10:30, Dawid:

Po rozmowie z matką byłem wściekły. Choć podświadomie od chwili gdy Tea oznajmiła mi, gdzie mam zadzwonić wiedziałem, że to nie będzie miła i przyjemna rozmowa, nie spodziewałem się, że pójdzie w tym kierunku. Efekt motyla, jaki wydarzył się od chwili gdy padło nazwisko „Kilian", zaczynał być niepokojący, a najbardziej wkurzyło mnie to, że nie przewidziałem takiego rozwoju sytuacji. Dostrzegłem po raz pierwszy, że nasz związek przynosił nie tylko pozytywne rzeczy, ale też potencjalnie negatywne i niebezpieczne. Bo choć ludzie wokół mnie uznali, że pod wpływem Grześka zmieniłem się na lepsze, to nie powinienem zapominać, ze żyjemy w takim, a nie innym świecie i nie zawsze mogę sobie pozwolić na spuszczanie gardy. Byłem roztrzęsiony na takim poziomie, że pierwszy raz odkąd mam mojego blondyna, moje myśli uciekły do pomieszczenia w podziemiach. Potrzebowałem się rozładować, a przecież Grześka do tego nie wykorzystam. Może trzeba kazać kogoś złapać? No ale co na to mój chłopak? Przecież to dla jego dobra, trzeba go chronić, jak trzeba to nawet przede mną samym? Nie dowie się. A jak się dowie? Nie wybaczy mi. – Takie i inne myśli przechodziły mi przez głowę, a mój wzrok stawał się zimny i nie wyrażający emocji jak jeszcze kilka tygodni temu na co dzień.

- Dawid, mówię do ciebie! - Z zamyślenia wyrwał mnie krzyk Tei, która wpatrywała się we mnie z niepokojem.

- Co? – Warknąłem.

- Nie warcz na mnie – fuknęła, choć nie była zła. – Co się stało?

- Nic.

- Nie kłam, znam cię.

- Nie chce o tym gadać – mruknąłem.

- A potem co zrobisz? – Spojrzała mi w oczy. – Znam to spojrzenie. Wiem, do czego zazwyczaj prowadziło, tylko teraz masz Grześka, nie możesz iść szaleć w miasto i zaliczać kogo popadnie jeśli nie chcesz go skrzywdzić.

Kurwa. Znała mnie, to był fakt. Co prawda nie wiedziała w jaki sposób do tej pory się rozładowywałem. Myślała, że jeżdżę w miasto, do klubów, burdeli czy coś, ale generalnie wiedziała, w jakim kierunku poszły moje myśli. Wziąłem głęboki oddech.

- Chyba nadchodzi wojna.

- Czekaliśmy na nią od dawna – odpowiedziała, czym mnie zaskoczyła, po czym dodała – tym jednak zajmiemy się potem, bo dziś nie nadejdzie. A teraz masz spotkanie.

Kiwnąłem głową, wiedząc, że ma rację. Co więcej, choć wydawało się to nieczułe, to właśnie stabilne finanse i silna pozycja biznesowa były jedną z najpotężniejszych borni jaki miałem w walce z rodziną. Musiałem teraz się uspokoić. 

23 czerwca 13:00, Grzesiek:

Odruchowo wziąłem kluczyki od Janka. Pożegnałem się i wyszedłem, szybkim krokiem korytarzem, potem windą do garażu w podziemiu. Odnalazłem nowe, błyszczące i wyraźnie odpicowane BWM, nawet nie wiem, jaki model, do którego wsiadłem i dopiero gdy zamknąłem drzwi wziąłem głęboki oddech i na chwile zamknąłem oczy by uspokoić myśli. Dotarło do mnie, co się właśnie stało, dotarło do mnie, że Jan, którego tak się bałem okazał się przyjacielem nie wrogiem. Gdy teraz byłem w potrzebie wyciągnął rękę i wsparł mnie. Musiałem ułożyć w głowie słowa i tematy jakie chciałem poruszyć z Dawidem, bo że powinienem do niego jechać i powiedzieć mu o rozmowie z Anną nie miałem już żadnych wątpliwości. Chciałem też by pokazał mi co miała na myśli i co on niejednokrotnie sam wspominał między wierszami, kiedy mówił, że nie jest jednym z tych dobrych. W końcu odpaliłem auto i odnajdując pilota do bramy wyjechałem z garażu, obierając za cel biurowiec w centrum miasta. Trasa nie zajęła mi długo, choć jechałem bardzo ostrożnie i na prawdę wolno jak na możliwości jakie dawała mi prowadzona maszyna. Zaskoczyło mnie w pierwszej chwili, że gdy tylko podjechałem pod wjazd do garażu, bramka automatycznie się otworzyła, potem jednak przypomniałem sobie czyje to auto i uznałem, że pewnie jest w systemie kamer. Zaparkowałem, wysiadłem i skierowałem się do windy, którą od razu wysłałem na najwyższe piętro. Wyszedłem i dopiero gdy przed moimi oczami pojawił się jasny, długi korytarz, ludzie w garniturach i bijące w oczy bogactwo dotarło do mnie co ja właściwie robię. Gdzieś głęboko jednak rozbudziła się we mnie pewność siebie i siła, której ostatnio w obecności Dawida, mniej używałem. Ruszyłem przed siebie pewnym krokiem.

W oczach diabłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz