Mam nadzieję

478 20 0
                                    

Sobota, 24 czerwiec 2023

-Faustyna - poczułam szturchanie mojego przedramienia. - Faustyna - moje imię zostało powtórzone. - Wstawaj, za niedługo wyjeżdżamy.

-Co? - spytałam zdezorientowana.

-Za niedługo wyjeżdżamy - powtórzył, a ja obróciłam się i przetarłam oczy.

-Wstawaj! - walnął mnie poduszką.

-Która godzina?

-Piąta czterdzieści sześć.

-Patryk, daj mi spać - zamknęłam oczy z nadzieją, że szatyn da mi spokój.

-Chyba nie chcesz, żeby mama cię budziła krzycząc? - faktycznie, jeśli teraz bym nie wstała, to potem mama by mnie budziła z krzykiem.

-Masz rację - odpowiedziałam po chwili. - Już wstaję - szatyn odwrócił się z zamiarem wyjścia z mojego pokoju. - Dziękuję - byłam mu wdzięczna, że uchronił mnie od porannego krzyku mamy. Szatyn uśmiechnął się i wyszedł.

Ubrałam na siebie najwygodniejsze kolarki z mojej szafy i koszulkę Bartka, którą zostawił. Jeśli nie mogłam go mieć w postaci żywej, to będę go miała w takiej. Uśmiechnęłam się pod nosem, ale tę chwilę ktoś mi przerwał.

-Faustyna - zaczął mój tata. - Weź walizkę, już wyjeżdżamy... Co ty masz na sobie? - nie wiem o co mu chodzi. - Wydaje mi się, że to męska koszulka, a ty chyba w takich nie chodzisz - strasznie się zestresowałam, co ja miałam niby mu powiedzieć?

-To.. To jest koszulka Patryka - wyjąkałam.

-Nadal mi to nie mówi czemu w niej jesteś.

-A, bo chciałam coś luźnego i wygodnego założyć, to pożyczyłam od niego - spociły mi się ręce ze stresu.

-Wydaje mi się, że Patryk nie ma takiej koszulki, kręcisz coś.

-To nowa.

-Załóżmy, że ci wierzę. Wracając, weź walizkę i zejdź już na dół. Za 5 minut wyjeżdżamy - obiecałam Bartkowi, że przed wyjazdem zjem coś, ale chyba już nie zdążę.

-Gotowi? - powiedział mój tata wsiadając jako ostatni do samochodu.

-Jak nigdy - odpowiedziała mu moja mama.

-A wy dzieciaki? - spytał odwracając się do tyłu, czyli do nas.

-Tak - powiedział Patryk.

-Mhm - dopowiedziałam trochę markotnie.

-A tobie co? - spytał tata.

-Po prostu, smutno mi, że nie będę się widziała z Hanią i Wiką... - powiedziałam odkładając mały plecak na siedzenie obok.

-To tylko dwa tygodnie, zobaczysz, nie zdążysz się obrócić i znowu będziemy w domu.

-...No i Bartkiem - powiedziałam cicho.

-Co ty tam mruczysz? - spytał.

-A, już nic. Możemy jechać?

-Oczywiście moja królewno - zaśmiał się i odpalił auto.

Wraz z odpaleniem silnika w aucie, ja odpaliłam sobie muzykę na słuchawkach. Pogoda była różna, czasem słońce raziło tak, że nie dało się spojrzeć na nic, a czasem deszcz padał tak, jakby żalił się nam ze wszystkiego.

Przeglądając Tiktoka, na moim ekranie pojawił się dymek czatu, Bartek pisze. Włączyłam konwersację z nim i czekałam, aż trzy kropki sygnalizujące, że ktoś coś pisze zamienią się w wyrazy.

Bartek: Hej Faustyś, jak się czujesz? Jadłaś coś? Mam nadzieję, że tak 💕

Nie chcę go okłamywać, że coś jadłam, ale nie chcę też, żeby martwił się, czy zjem coś. Po chwili namysłu co mu mogę odpisać, wystukałam wiadomość.

Faustyna: Hej, jeszcze nic nie jadłam, ale zaraz pewnie się gdzieś zatrzymamy na jakiejś stacji. Mam nadzieję, że nie martwisz się niepotrzebnie, kocham cię Bibi💞

Aż sama się zdziwiłam, jeszcze do niedawna miałam ochotę zwymiotować patrząc na takie typu wiadomości albo zwroty do drugiej połówki typu misiu, słońce, kochanie. A teraz? Kiedy sama mam drugą połówkę jest jakoś... inaczej.

-Chcecie coś? - zapytał tata szukając portfelu. Zatrzymaliśmy się na stacji paliw, czyli tak jak myślałam. Obiecałam Bartku, że zjem coś, kiedy się gdzieś zatrzymamy. Nie byłam głodna, ale nie chciałam go też okłamywać.

-Weź mi jakąś drożdżówkę, proszę.

-I wodę - dodał mój brat.

-Okej, to wszystko? - spytał z zamiarem wysiadania z samochodu.

-Nie, weź mi proszę tabletki na ból głowy - powiedziała moja mama trzymając palca na skroni.

-Nie ma tu leków, będziemy musieli pojechać do apteki. Co się dzieje kochanie? - to słodkie, są małżeństwem od ponad dwudziestu lat, a nadal używają do siebie zdrobnień takich jak kochanie, czy słonko. Gdy tata wyszedł do sklepu, postanowiłam spytać mamę co się dzieje pomijając to, w jakich relacjach teraz jesteśmy.

-Mamo - zaczęłam.

-Co tam? - dziwnie miło odpowiedziała, jak nie ona.

-Co ci się ostatnio dzieje?

-Nic kochanie, nic, nie martw się.

-Od paru dni jesteś po prostu jakaś inna i ciągle boli cię głowa. Mamo, byłaś z tym w przychodni chociażby?

-Zamierzam się wybrać za niedługo, ale wiesz jak długo trzeba czekać na taką wizytę.

-Okej, mam nadzieję, że przejdzie ci ten stan bardzo szybko - powiedziałam i wrócił tata z moją drożdżówką i wodą Patryka.

Wzięłam pierwszego gryza drożdżówki i od razu wysłałam zdjęcie Bartkowi mnie oraz wypieku, żeby dłużej się nie martwił. Szybko pod zdjęciem napisałam;

Faustyna: Patrz Bartuś, jem drożdżówkę!

Kliknęłam wyślij i wzięłam drugiego gryza. Nie musiałam czekać długo na odpowiedź mojej sympatii.

Bartek: Bardzo się cieszę, jestem z ciebie dumny! Oby tak dalej słonko! 💗💗

Uśmiechnęłam się pod nosem i wróciłam do przeglądania mediów społecznościowych.

-I.. jesteśmy! - powiedział tata parkując przed hotelem, w którym będziemy spędzać najbliższe noce. Wysiedliśmy z auta i wyjęliśmy nasze walizki. Tato zameldował nas w hotelu i ruszyliśmy do naszego pokoju.

-Ładnie tu - powiedział Patryk wchodząc do wyznaczonego pokoju.

-Noo może być - położyłam się na łóżku i automatycznie poczułam na sobie bardzo przyjemny dotyk pięknego szatyna, który jest mą miłością i kradnie moje serce za każdym razem gdy go widzę.

Mimo, że to dopiero pierwszy dzień, to mi go już brakuje. Niby będziemy codziennie do siebie pisać, ale to nie to samo. Co innego wystukiwać literki i składać je w wyrazy w telefonie, a co innego jest mówić coś na żywo. Bez niego jest tu jakoś tak... pusto?

Blossoming loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz