Magicznie

257 15 6
                                    

Piątek, 1 listopad 2023

Szybko zerwałam się z łóżka i nieskładnie zaczęłam się zbierać do szkoły. Na dwie pierwsze lekcje na pewno nie zdążę, ale może na trzecią mi się uda wyrobić. Wybrałam pierwsze lepsze ubrania z szafy i zrobiłam lekki makijaż. Zakryłam korektorem wory pod oczami i dodałam trochę różu na policzki, żeby mieć jakiś kolor na twarzy. Weszłam do pokoju Patryka, bo myślałam że też zaspał. Nie było go. Stwierdziłam, że po prostu wstał na daną godzinę i mnie nie zbudził.

Zaraz zacznie się trzecia lekcja. Biegłam do szkoły, by tylko na nią zdążyć, ale zaczęło padać. Zaczęło lać niemiłosiernie. Stanęłam w połowie drogi i zadałam sobie pytanie, czemu ja się tak śpieszę do tej szkoły? I tak nie mam ważnych rzeczy. Może moja podświadomość mi podpowiadała, żebym tam poszła? Zimny deszcz spływał po moim ciele, a ja stałam jak słup i nie wiedziałam, co mam zrobić. Nie, nie pójdę tam. Nie przyjdę cała przemoknięta do szkoły. Wracałam do domu powolnym krokiem. Nie musiałam się śpieszyć, żeby deszcz mnie nie zmoczył, bo już to zrobił. I tak jestem już mokra, więc nie zrobi mi to różnicy.

W domu przebrałam się w suche ubrania i wysuszyłam włosy. Mam wrażenie, że dziś jest coś ważnego, ale nie mam pojęcia co. Po zerwaniu z Bartkiem totalnie straciłam poczucie czasu. Czas mi leci dużo wolniej.  Jestem ciekawa, czy Bartek powiedział swoim rodzicom o naszym zerwaniu. Ja nie jestem na to gotowa. Szczególnie na reakcję Patryka.

Usiadłam do biurka i wyjęłam książki. Znów zaczęłam się uczyć. Znowu jest ten moment w moim życiu, kiedy nie wiem, co mam zrobić dalej. Nauka potrafi pomóc mi zapomnieć o realnym życiu. To jest moja jedyna droga ucieczki od niego.

Przestałam powoli widzieć literki. Rozglądnęłam się po pokoju, a w nim robiło się coraz szarzej i ciemniej. Zapaliłam lampkę i wróciłam do nauki.

Do pokoju wszedł mój tata.

-Jedziesz z nami na cmentarz? - na cmentarz?

-Po co?

-Wszystkich Świętych dziś jest - faktycznie. Jak ja mogłam o tym zapomnieć?

-Oczywiście, że jadę - tata wyszedł z pokoju, a ja zamknęłam podręcznik i podeszłam do lusterka, by sprawdzić, jak wyglądam. - Nawet nie najgorzej - powiedziałam pod nosem. Wyszłam z pokoju i zobaczyłam ubierających już kurtki dwóch mężczyzn, którzy w tym czasie są mi najbliżsi. Też się ubrałam i wyszliśmy. Wsiedliśmy do auta taty i pojechaliśmy w stronę cmentarza. Na parkingu ciężko było znaleźć jakieś wolne miejsce - niedziwne. Ale trochę nie rozumiem, czemu w dniu Wszystkich Świętych tyle ludzi przychodzi, a w inne dni pusto tu. Rozumiem, że ktoś mieszka daleko od tego cmentarza, ale ludzie, którzy są stąd? Przecież mają blisko.

Cmentarz był pięknie oświetlony. Tak magicznie. Odwiedziliśmy groby osób, których nie znam, ale moj tato mówił, że byli bardzo ważni. Na końcu poszliśmy na grób mamy. Tylko dlatego, że z pewnością u niej będziemy najdłużej siedzieć, a kiedy będziemy wracać, będzie późno. Po zapaleniu zniczy usiedliśmy na ławkę, która stała obok.

-Chciałbym, żeby mama wróciła - powiedział Patryk.

-Kto z nas by nie chciał? - spytał tata. - Była cudowną kobietą. Żadnej innej tak nie kochałem - łzy polały mi się z oczu jak dzisiejszy, poranny deszcz. To jest właśnie definicja miłości. Światełka innych zniczy odbijały się w naszych oczach. A ja nie byłam w stanie czegoś powiedzieć. Po prostu, łzy mi nie dawały. Ale nie szczędziłam ich. Dla mamy warto. Szkoda tylko, że nie dożyła moich osiemnastych urodzin.

Rozglądnęłam się po cmentarzu. Niedaleko ode mnie dostrzegłam Bartka. Znów Bartka. Znów. Bartka. Odwróciłam głowę i miałam tylko nadzieję, że mnie nie zauważył. Jest to strasznie dziecinne i nieodpowiedzialne. Ale co mam innego zrobić? Nie potrafię nawet spojrzeć mu w oczy i czuć się z tym dobrze. Widziałam, jak cierpiał i nadal widzę. Stracił mnie. Dla niego to był koniec.

-To co? Zbieramy się? - spytał tata.

-Tak, chodźmy już może, bo zimno się robi - odpowiedziałam.

Gdy wróciliśmy do domu, ja wróciłam do mojego pokoju, ogarnęłam biurko. Potem poszłam się wykąpać. Może szybko, bo była dopiero dziewiętnasta, ale lubię szybko się pójść umyć, a potem nie musieć się już o to martwić jak mi się nie będzie chciało.

Uchylając drzwi od mojego pokoju zagościł Patryk.

-Przyniosłem ci kanapki.

-To naprawdę miłe, ale nie jestem głodna.

-Proszę, zjedz coś - wcisnął mi w dłonie talerz z kolacją. - Bartek mnie - i tu urwał.

-Co?

-Dobra, nie znajdę już wymówki na to  - westchnął. - Bartek mnie prosił, abym pilnował cię z jedzeniem. Proszę, on chciał dobrze.

-Dziękuję.

-Mam nadzieję, że je zjesz, starałem się - spojrzałam na kanapki. Z plastra sera wykrojony był uśmiech. Sama uśmiechnęłam się pod nosem, a Patryk wyszedł.

Usiadłam na łóżku, który był pościelony białą kołdrą z czarnymi paskami, które tworzyły kratkę i przegryzając kanapkę myślałam nad bardzo ważnymi dla mnie myślami.

Blossoming loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz