Piątek, 30 czerwiec 2023
-Mamo, co się dzieje - mówiłam spanikowana. - Mamo, jestem tu, proszę obudź się!
-To nie ma sensu - powiedział zrezygnowany Patryk.
-Czy ty słyszysz co mówisz?! - odwróciłam się do niego. - Patryk, to nasza mama! - krzyknęłam.
-Siedzimy tu cztery godziny, jak nie więcej! Cały czas na nas krzyczy, a ty? Głupio siedzisz nad nią!
-Bo ją kocham! Idź sobie! Nikt cię tu nie trzyma! - szatyn chwycił za klamkę drzwi, odwrócił się do mnie ostatni raz rzucił spojrzenien na mnie i mamę i wyszedł.
Wyjęłam swój telefon i napisałam do osoby, która może mi pomóc.
Faustyna: Co ja mam zrobić? Moja mama zemdlała na śniadaniu, upadła na podłogę i uderzyła się mocno w głowę. Siedzę sama z nią w szpitalu jakieś cztery godziny, nie budzi się. Jeszcze pokłóciłam się z Patrykiem, według niego to nie ma sensu. Bartek kochanie, co ja mam zrobić?
Wysłałam wiadomość i wróciłam do mojej rodzicielki.
-Patrz mamo, wtedy byliśmy na nartach. Pamiętam, że Patryk się za każdym razem wywalał i się wkurzał, a ja się z niego śmiałam - pokazywałam zdjęcia z telefonu mamie. - O, a tu ubieraliśmy choinkę. Ty przekładałaś bombki, które powiesiłam w inne miejsce, bo uważałaś, że nie pasują tam - zaśmiałam się, a na mój telefon przyszła wiadomość, na którą czekałam.
Bartek: Jeju Faustynka, nie wiem, jak mogę ci pomóc, to musi być straszne. Wołałaś jakiś lekarzy albo chociaż pielęgniarki? Co z twoim tatą? Gdzie on jest?
No właśnie, gdzie on do cholery jest?!
Faustyna: Bartek, ja nie wiem gdzie on jest.
Bartek: Nie wiesz? Nie mówił, że gdzieś idzie chociaż?
Faustyna: Nic nie mówił, idę poszukać jakiegoś lekarza.
Wyszłam z sali. Akurat jakiś lekarz przechodził korytarzem, zatrzymałam go.
-Przepraszam, można prosić pana do sali?
-Tak, oczywiście - weszliśmy do wyznaczonego miejsca. U mojej mamy nic się nie zmieniło, cały czas leżała w tej samej pozycji.
-Więc w czym problem? - usiadł na krześle, które stało obok łóżka mamy.
-Mógłby pan sprawdzić czy wszystko z moją mamą okej? - popatrzył na mnie trochę z niezrozumieniem. - Mama się nie budzi od jakiś czterech godzin, martwię się o nią.
-Proszę pani, pani mama zemdlała i upadła na głowę, jest w śpiączce - nie myślałam, że będzie aż tak poważnie z nią. - Również z tego co widzę, pani Renata ma raka płuc od jakiegoś czasu, bardzo mi przykro, ale jest tu napisane, że zostały jej teraz około 2-3 miesiące życia - zamarłam, łzy napłynęły mi do oczu.
-To nie pomyłka? - spytałam z nadzieją.
-Renata Fugińska? - powiedział lustrując papiery.
-T-tak - zająkałam się.
-No to niestety, ale to nie pomyłka. Przepraszam, muszę iść do innego pacjenta - wyszedł, a ja szybko wyjęłam telefon i zadzwoniłam do pewnej osoby.
-Hej Faustyś, jak mama? - spytał głos dochodzący z telefonu.
-Ona.. ona ma raka... - załkałam.
-Boże, Faustyna, nie wiem co mam powiedzieć.
-Nic nie mów, po prostu, bądź ze mną duchowo.
-Zawsze jestem. Faustyna, dasz radę, ty, Patryk i twój tata. Twoja mama będzie silna! Musisz po prostu uwierzyć. Jeżeli będzie potrzeba, mogę tam do ciebie przyjechać nawet teraz.
-Kocham cię Bibi, nie wiem co bym bez ciebie zrobiła.
-W którym jesteście szpitalu?
-Bartek, nawet sobie nie żartuj.
-Nie żartuję, w jakim jesteście szpitalu? - powtórzył.
Podałam mu dokładną nazwę tego szpitala, w którym się znajdujemy razem z mamą.
-Bartek-
Na wiadomość, że mama Fausti jest chora na raka, przyszła mi tylko jedna myśl.
Spakowałem wszystko, co potrzebne do plecaka, powiedziałem mamie, że wyjeżdżam do Gdańska do Faustyny i jej mamy i poszedłem na najbliższy pociąg, który jedzie tam. Kupiłem bilet i usiadłem na wyznaczone miejsce.
Podróż zajęła mi na tyle długo, że zdążyłem przemyśleć swoje całe życie. Wyglądałem za okno z celem znalezienia odpowiedzi na moje pytania utworzone gdzieś tam z tyłu głowy.
Wysiadając z pociągu, sprawdziłem godzinę, 18:20. Udałem się do wyznaczonego szpitala, a recepcjonistka wyznaczyła mi salę, w której znajduje się Fausti i pani Renata.
Złapałem za klamkę i powoli uchyliłem drzwi. Moim oczom ukazała się jedna kobieta, która leżała na łóżku i druga kobieta, która siedziała przy niej.-Fausti - powiedziałem cicho, tak aby jej nie przestraszyć.
-Bartek! - wstała z niewygodnego krzesła, podbiegła do mnie o wczepiła się we mnie jak rzep do włosów.
-Jesteś... - popatrzyła mi w oczy.
-Zawsze - szepnąłem muskając jej usta. Ona wtuliła się we mnie, jeszcze mocniej płakając. Moja koszulka robiła się powoli mokra, ale czy to jest teraz ważne? Nie, więc po co się tym przejmować?
Lekko kołysałem nas na boki, aby choć trochę móc uspokoić moją blondynkę.Usiadłem na krześle, które wcześniej zajmowała moja ukochana. Ona zaś położyła połowę swojego ciała na łóżko jej mamy, tak aby jej nie przeszkadzało, a drugą połowę, czyli od pasa w górę, położyła na moich nogach.
-Nie chcę, żeby się męczyła - popatrzyła mi w oczy.
-Też nie chcę, ale losu sobie nie wybierasz kochanie - musnąłem jej usta kciukiem.
-Cieszę się, że cię mam - powiedziała zcierając łzy spod oczu.
-Ja też - tym razem to mi łzy napłynęły do oczu. - Ja też kochanie - pociągnąłem nosem i odwróciłem głowę, tak, aby nie zauważyła, że płaczę.
-Hej, płaczesz? - ujęła moją twarz w swoją dłoń.
-Nie - odpowiedziałem.
-Widzę przecież - starła samotną łzę, która spływała po moim policzku.
-To po co pytasz? - powiedziałem głupio.
-Głupku ty! - zaśmiała się.
Ponownie byliśmy w tej samej pozycji, ja siedziałem na krześle, a ona leżała w pół na łóżku, w pół na mnie. Głaskałem jej głowę w celu uspokojenia jej po płaczu. Cały czas rozmawialiśmy próbując nie myśleć na razie o chorobie jej mamy. Nasze rozmowy ucichły, spojrzałem na nią, a ona słodko sobie już spała - Biedna... - powiedziałem do siebie.
CZYTASZ
Blossoming love
Genç Kurgu~ Fartek ~ Bartek oraz Faustyna, bo tak nazywają się główni bohaterowie. Zawsze się poniżali nawzajem przy innych, jednak pewnego dnia postanawia się coś zmienić. Może w końcu dorośli?