rozdział 46

4 0 0
                                    

perspektywa Jacka

Ranek nadszedł szybo i po śniadaniu przenieśliśmy za pomocą kominka to szkoły. Jak się okazało to jesteśmy jako pierwsi. Dlatego też ze spokojem się rozpakowaliśmy i spędzaliśmy czas aż do obiadu rozmawiając. Gdy udaliśmy się na obiad. To okazało się, że wszyscy już są. A Ginny z Lavender zachowywały się tak jakbyśmy my mieli się ich bać. To były wielkim błędzie. O czym mogły się teraz przekonać. Ale to już nie nasza wina. I jak gdyby nigdy nic udaliśmy się z powrotem do Pokoju Wspólnego.


perspektywa Ginny

Muszę przyznać, że wraz z kuzynką myślałam, że tamci się ucieszą na nasz widok. Albo będą okazywać, że się nas boją. A ci w ogóle się nami nie przyjęli. Na dodatek zachowywali się tak jak gdyby nigdy nic. I to mnie jeszcze bardziej denerwowało. Ale nie mogłam teraz z tym nic zrobić, ponieważ dobrze wiedziałam, że to mogło się dla mnie źle skończyć. A tego właśnie nie chcę za bardzo. Ale można było się tego właśnie spodziewać. Dlatego też wraz  z kuzynką nie udałam się na kolację.


perspektywa Luny

Wszyscy wspólnie uznaliśmy po obiedzie, że na prawdę musimy mieć się na baczności. Dlatego też rozmawialiśmy o tym jak to zrobić. I wszyscy mieliśmy takie same zdanie, że czeka nas na prawdę trudne zadanie. Ale można było się tego spodziewać. I z tymi właśnie myślami od razu udałam się do Wielkiej Sali na kolację.

perspektywa Harrisona

Gdy udaliśmy się na kolację to okazało się, że panie się na niej nie pojawili. Najwidoczniej nie chce się okazać. Jedno wiem na pewno, że rzez jakiś czas będą grzeczne, żeby później móc nas zaatakować. I to mi się nie za bardzo podobało. Ale nie mogłem z tym nic już zrobić. I żeby o tym nie myśleć to po kolacji od razu poszedłem spać.



Harrison Black część IIIWhere stories live. Discover now