Rozdział 23.

2.3K 86 52
                                    

Dzisiejszy rozdział to w sumie taki dodatek +18

Mam nadzieję, że się spodoba <33

***

Rozglądam się po przestronnym salonie pogrążonym w ciemności, którą rozpraszają tylko małe lampki znajdujące się na szafkach i w otwartej kuchni. Willa jest urządzona w moim wymarzonym stylu, czyli połączeniu elegancji, nowoczesności, ale i dopracowanych dekoracji, dzięki którym jest tu tak ładnie.

— Gwen, to prawie jak Gen, a Gen to prawie jak Gem — odzywa się Raphael, przez co się wzdrygam, ponieważ już przysypiałam. — Gemma nie zawsze jest taką...

— Suką? — podsuwam, przez co kiwa twierdząco głową.

— Nie ja to powiedziałem. — Wzrusza ramionami i siada na kanapie, przez co zrzuca na podłogę pustą butelkę po winie. — Kiedyś taka nie była.

— Co się zmieniło?

Także się podnoszę i przeciągam, czując spięte mięśnie. Najwyraźniej leżałam w bardzo nienaturalnej pozycji, ponieważ plecy i szyja cholernie mnie bolą.

— No... owdowiała — odpowiada brunet, przez co dławię się wdychanym powietrzem i zaczynam kaszleć.

— W wieku dwudziestu czterech lat? — dopytuję i kręcę z niedowierzaniem głową.

W życiu nie wpadłabym na to, że Gemma jest młodą wdową. Co prawda czytałam kilka romansów mafijnych i wiem, że kobiety pochodzące z wysoko postawionych rodzin mafijnych w bardzo młodym wieku wychodziły za mąż, ale nie wiedziałam, że ma to swoje odzwierciedlenie w świecie rzeczywistym.

— W wieku dwudziestu trzech lat. Jej męża zastrzelili na misji rok temu — tłumaczy mi, sięgając po pustą butelkę. — Był przede mną kapitanem i zarządzał żołnierzami w naszej rodzinie.

— Współczuję jej. Kiedy się pobrali?

— Jak Gem miała dziewiętnaście lat, ale byli narzeczeństwem od pięciu lat. Bardzo się lubili, ale za długo razem nie pożyli.

Powoli podnoszę się z kanapy, czując lekkie zawroty głowy. Nie czuję się pijana, a mój stan można określić jako... al dente. Jestem lekko wstawiona, ale nad wszystkim panuję i czuję się rozluźniona.

Idę za Raphaelem do kuchni i siadam na stołku barowym. Przyglądam mu się, kiedy wyciąga pudełko z tortem z lodówki i otwiera wieko kartonu, po czym się krzywi.

— Zawsze mogło być gorzej. — Wyciąga tort i układa go na dużym okrągłym talerzu.

Spoglądam na wierzch ciasta i marszczę brwi. Nie prezentuje się on specjalnie zachęcająco. Podchodzę do lodówki i zaczynam szukać w niej owoców. Wykładam na blat kilka pomarańczy, fig, brzoskwiń, gruszek, garść winogron i czereśni.

— Musisz się popisać umiejętnościami manualnymi — stwierdzam, kiedy staję obok mężczyzny.

— Żaden problem. Umyj, obierz i pokrój owoce, a ja je poukładam — zarządza, więc przystępuję do roboty. 

Przygotowane kawałki owoców układam mu na talerzu, a Raphael ozdabia nimi wierzch tortu, uśmiechając się przy tym jak dzieciak. Na koniec wbija w ciasto świeczkę i z dumą przygląda się rezultatowi swojej pracy.

— Może tym razem go nie wyrzuci. — Drapie się po twarzy, przez co zostawia sobie na policzku trochę bitej śmietany.

— W ubiegłym roku tak zrobił? — dopytuję, opierając się o szafki kuchenne.

DEVIL'S TIME [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz