Witam w kolejnym rozdziale!!!!
Miłego czytania życzę kochani <333
***
Dwa lata później...
Zaciskam dłonie w pięści i biorę głęboki wdech, żeby się uspokoić. Staram się tłumaczyć sobie, że przechodziłam już przez o wiele bardziej stresujące sytuacje, ale tak czy siak, człowiek nie codziennie kończy studia.
Dziekan wydziału medycznego naszej uczelni wygłasza motywujące przemówienie, które ma skłonić nas do refleksji, ale efektem jego starań jest to, że jak najszybciej chcę opuścić salę, w której odbywa się uroczystość.
— Mógłby się streścić — odzywa się półgłosem Dinara, siedzącą na drewnianym krześle po mojej prawej stronie. Dziewczyna zgarnia swoje długie włosy na jedno ramię i poprawia swój kapelusz oraz togę.
— Cieszę się, że mamy to za sobą — odpowiadam szeptem i posyłam jej uśmiech pełen ulgi.
— No jeszcze trzy lata do uzyskania uprawnień do samodzielnego wykonywania zawodu lekarza — wtrąca się Ethan, przez co karcimy go spojrzeniami.
— Daj mi nacieszyć się chwilą — mówi Dina i szturcha go w ramię.
Po raz kolejny poprawiam frędzle znajdujące się na kapeluszu i wbijam wzrok we wciąż produkującego się dziekana. Zaraz po nim krótką przemowę wygłosi absolwent naszej uczelni i zacznie się rozdawanie dyplomów. Nerwowo obrysowuję kciukiem kształt tatuażu przedstawiającego motyla, który znajduje się na moim lewym nadgarstku. Przez jakiś czas myślałam o tym, żeby go usunąć, ale ostatecznie uznałam, że jest na tyle ładnie zrobiony, że szkoda mi go niszczyć.
Poza tym za tym jednym symbolem kryje się znacznie więcej, niż ktokolwiek mógłby zakładać. Motyl ten jest jedynym rzeczowym potwierdzeniem na to, że nie oszalałam i mimo tego, że nikt mi nie wierzy, wiem doskonale, co przeżyłam.
— Dinara Levin — wyczytuje dziekan, a my zaczynamy głośno bić brawo.
Odwracam się w przeciwnym kierunku i zauważam uśmiechających się do mnie rodziców, brata i Christiana, który energicznie do mnie macha. Nieco się krzywię, ale mu odmachuję. Szkoda, że nie ma z nimi mojej babci, która zmarła ponad dwa lata temu na zawał dwa miesiące po moim porwaniu.
— Gwendolyn Sorrel Palmer — odzywa się tubalnym głosem mężczyzna, więc podnoszę się ze swojego miejsca i w akompaniamencie braw podchodzę do sceny na środku sali. Dziekan ściska krótko moją dłoń, po czym wręcza mi upragniony dyplom. Przesuwam frędzle na kapeluszu, co oznacza symboliczne przejście z etapu studiów do etapu pełnoprawnego absolwenta.
Udało się, Erin. Mówię w myślach, ponieważ zostanie lekarzem było naszym wspólnym marzeniem.
Po drodze z powrotem na swoje miejsce mijam księgę absolwentów, do której wpisałam się w dosłownie ostatniej chwili. „Potwory są prawdziwe, duchy również. Żyją w nas i czasami wygrywają." Właśnie ten cytat z książki „To" autorstwa Stephena Kinga postanowiłam umieścić w księdze. Tłumaczyłam się potem tym, że jestem fanką jego twórczości.
Ciekawe, czy Luca także jest jego fanem, skoro to właśnie cytatem z jego książki postanowił nastraszyć mnie po raz pierwszy.
— Doktor Gwendolyn — mówi Ethan, kiedy zajmuje miejsce obok nich. — Brzmi nieźle.
— Zajebiście — ekscytuje się Dina, która zarzuca mi ręce na ramiona, przez co zamieram w bezruchu. — Musimy to uczcić.
— Wieczorem nad jeziorem White Rock? — proponuje Ethan, na co chętnie przystajemy.
CZYTASZ
DEVIL'S TIME [+18]
RomanceI CZĘŚĆ DYLOGII DEVIL Gwen Palmer nie spodziewała się, że przez to, że znalazła się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie, wydała wyrok na swoje życie, które od tej pory będzie ciągnąć za sobą smutek, ból, śmierć oraz coś jeszcze mroczniejsze...