Witam witam!! Dzisiaj znowu będzie gorąco ;)))
Sama nie wiem, ale jakoś lubię ten rozdział i mam nadzieję, że Wam też się spodoba <33
***
Otwieram oczy i tuż przed twarzą zauważam wytatuowaną klatkę piersiową. Krzywię się z niedowierzaniem, zdając sobie sprawę z tego, że spałam, będąc wtulona w ciało Luki.
Trzymam ręce przy sobie, a mężczyzna jedną rękę trzyma na mojej tali, a drugą pod moją szyją. Nasze nogi są ze sobą splecione i stykamy się całą długością ciał. Czuję jego przyjemny męski zapach oraz oddech na włosach. Staram się przekonać samą siebie, że powinnam jak najszybciej się odsunąć, ale z drugiej strony jest mi tak dobrze w jego silnych objęciach. Może jest to już cholerny syndrom sztokholmski, a może po prostu straciłam resztki zdrowego rozsądku.
Unoszę wzrok na twarz bruneta, który wciąż pogrążony jest we śnie. Spoglądam na poduszkę, na której leżę i zaczynam zastanawiać się nad tym, czy udałoby mi się udusić go nią przez sen. Cóż, miałabym przynajmniej jeden i zarazem główny problem z głowy.
Z punktu widzenia etyki taki czyn jest zawsze niemoralny, niezależnie od okoliczności, ponieważ złamane jest podstawowe prawo do życia drugiej osoby. Prawnie jest to poważne przestępstwo, niezależnie od motywacji. Natomiast z punktu widzenia moralności osobistej... Każdy ma swoje wewnętrzne przekonania i wartości, które kształtują jego moralność. Dla większości ludzi taki czyn byłby nie do przyjęcia i sprzeczny z ich sumieniem, ale wydaje mi się, że okoliczności, w których się znajduję, są łagodzące.
— Nie śpisz już? — pyta mnie głosem zabarwionym poranną chrypą, a plan uduszenia go poduszką we śnie ginie w zarodku.
— Nie — odpowiadam i ponownie spoglądam na jego twarz, na której dostrzegalny jest ślad zarostu. Do tej pory zawsze widziałam go tylko wtedy, kiedy był idealnie ogolony, ale w takim wydaniu także prezentuje się nie najgorzej. — Albo tak. Nigdy nie wiem, jak odpowiedzieć na pytania z góry przeczące.
Luca się ode mnie odsuwa, za co jestem mu w duchu wdzięczna, ponieważ sama bym tego nie zrobiła. Przyglądam mu się, kiedy siada na łóżku i sięga po swój telefon, leżący na szafce nocnej. Zaczyna coś na nim robić, marszcząc przy tym brwi. W końcu wzdycha, odrzuca urządzenie i powoli wraca do mnie spojrzeniem.
— Wrócisz dziś do celi, Gwen — oznajmia mi bezbarwnym tonem głosu, a ja żałuję, że ostatecznie nie udusiłam go tą poduszką.
Wczoraj się ze mną pieprzył, uśmiechał się do mnie i pozwolił mi spać w swojej sypialni, a dzisiaj każe mi wracać do podziemi. Nigdy nie chciałam na własnej skórze poczuć się tak, jak dziwka, ale ostatnio coraz łatwiej daję mu się podejść.
Sięga dłonią do mojej twarzy, jakby chciał pogłaskać mnie po policzku. Albo uderzyć. Z nim to nigdy nie wiadomo. Gwałtownie się od niego odsuwam i siadam na materacu. Łapie mnie za nadgarstek, więc staram mu się wyrwać, ale wykorzystuje swoją przewagę fizyczną i mnie do siebie przyciąga. Wolną dłonią uderzam go w klatkę piersiową, przez co mnie puszcza i ląduję plecami na materacu. Chcę wstać, ale unieruchamia mnie, nakrywając swoim ciałem moje.
— Złaź ze mnie! — syczę, napierając dłońmi na jego tors. Bluzka mi się podwinęła, przez co jestem na widoku od pasa w dół.
— Nie tym tonem. — Marszczy brwi, posyłając mi zirytowane spojrzenie. Jeśli myśli, że mnie tym przestraszy, to się nie myli. — Zapominasz się.
Także posyłam mu groźne spojrzenie, a przynajmniej mam wrażenie, że na takie wygląda. Odpycham jego dłoń, kiedy stara się dotknąć mojej twarzy. Otwiera usta, żeby coś powiedzieć, ale ostatecznie nic się z nich nie wydostaje, ponieważ pluję mu w twarz. Zamyka oczy, a jego nozdrza się rozszerzają. Odsuwa się ode mnie i siada na skraju materaca, zaciskając dłonie w pięści. Przeciera twarz wierzchem ręki, po czym odwraca się do mnie i posyła mi kpiący uśmiech.
CZYTASZ
DEVIL'S TIME [+18]
RomansI CZĘŚĆ DYLOGII DEVIL Gwen Palmer nie spodziewała się, że przez to, że znalazła się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie, wydała wyrok na swoje życie, które od tej pory będzie ciągnąć za sobą smutek, ból, śmierć oraz coś jeszcze mroczniejsze...