Rozdział 38.

2K 85 142
                                    

Witam Was w kolejnym rozdziale!!! Powiem tyle, Luce trochę odwaliło hahaha

Miłego czytania <33

***

    Mówi się, że ciągnie swój do swego, a w przypadku Luki jest to zdecydowanie prawda, ale co w tym wszystkim robię ja? Może w powiedzeniu, że przeciwieństwa się przyciągają, tkwi ziarno prawdy, ale że na aż tak dużą skalę?

    Czuję się cholernie niekomfortowo, kiedy znajduję się na pokładzie samolotu z jednym z jego ludzi. Mężczyzna jest wysoki i postawny, ma krótkie włosy, jego skóra jest pokryta tatuażami, a spojrzenie jego niebieskich oczu jest wręcz przeszywające. Udało mi się wyłapać, że ma na imię Savio, ale na razie nie odezwał się ani słowem. Będąc z nim sam na sam, zaczynam prosić w myślach o szybki powrót jego capo, który jest dzisiaj wyjątkowo przystępny. Nie licząc kilku zdań, które do mnie powiedział i tego, że pobił Christiana.

    — Umiesz rozmawiać po angielsku? — pytam, posyłając mu wymuszony uśmiech, którego nie stara się nawet odwzajemnić. Patrzy na mnie tak, jak dzika bestia, która szykuje się do ataku na bezbronną ofiarę, którą w tym przypadku jestem ja. — Ciao. Sono Gwen. Piacere di...*

    — Skończ — przerywa mi lodowatym tonem głosu. — Niemowlęta kaleczą mniej ten język, niż ty.

    Czyli jednak nie jest niemową i co więcej, umie mówić po angielsku. Jego słowa były jednak dość krzywdzące, ponieważ przez ostatnie dwa lata uczyłam się włoskiego na Duolingo i moim skromnym zdaniem jestem w stanie się dogadać na podstawowej stopie.

    — Mi chiamo Savio. Sono il esecutore del mio capo, ma probabilmente non hai idea di cosa sto parlando** — mówi niezwykle dźwięcznie, przez co kiwam z uznaniem głową, choć nie mam pojęcia, co właśnie powiedział oprócz tego, że faktycznie ma na imię Savio.

    Niedługo później dołącza do nas Luca, który siada po mojej lewej stronie i proponuje mi kieliszek szampana, który bez słowa przyjmuję i szybko wypijam jego zawartość. Mężczyzna przygląda mi się uważnie, szczególnie długo zatrzymując wzrok na mojej ręce, na której znajdują się już cztery tatuaże. Ten najstarszy, choć poprawiony, przedstawiający orchideę, motyl na nadgarstku, księżyc z gwiazdkami na ramieniu i dość ironiczny napis „memento mori" na zgięciu łokcia. Oprócz nich mam jeszcze wytatuowaną gałązkę z pojedynczym owocem granatu przy prawym obojczyku. Nie mogłam oprzeć się przed zrobieniem go, ponieważ owoc ten jest atrybutem Persefony.

    — Możesz nas zostawić — odzywa się Luca, przez co drugi z mężczyzn bez słowa podnosi się z miejsca i idzie do sąsiedniej strefy. — To będzie twoja trzecia wizyta w Palermo.

    — O trzy za dużo — odburkuję, nie odrywając wzroku od niewielkiego okna, za którym i tak nie widać nic prócz migających świateł prywatnego samolotu Luki. — Naprawdę będę mogła uczęszczać na specjalizację do szpitala? — pytam, ponieważ nie mogę uwierzyć w to, że zachowam resztkę normalności.

    — Zgadza się. Będziesz robić wszystko to, co w Dallas, ale pod stałą ochroną moją i moich ludzi. — Łapie mnie delikatnie za podbródek i zmusza do spojrzenia w jego kierunku. — Musisz tylko się mnie słuchać.

    Gładzi mnie po twarzy, a ja przyglądam mu się jak zahipnotyzowana. W końcu przyciąga mnie do siebie, przez co opieram głowę o jego klatkę piersiową. Pochyla się nade mną i zaczyna całować mnie po głowie, jednocześnie przeczesując palcami moje włosy.

    — Brakowało mi tego — szepcze wprost do mojego ucha.

    — Czego dokładnie? — pytam zdławionym od emocji głosem. Wydaje mi się, że nie jestem w stanie w pełni zrozumieć, co się dzieje. Mężczyzna wysyła mi tak wiele sprzecznych sygnałów, że nie mogę się w tym połapać. Nigdy nie mogłam.

DEVIL'S TIME [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz