Zanim zaczniecie czytać, chciałabym tylko uprzedzić, że mam nowego laptopa i nie przyzwyczaiłam się jeszcze do tej klawiatury. Więc mogą pojawiać się błędy, których nie udało mi się w między czasie wyłapać. Z góry za nie przepraszam.
Rozdział dedykuję kochanemu NieSpermNaMnie, a kolejny pojawi się 16 sierpnia
Prawie pocałunek, do którego prawie doszło pomiędzy nim a Draco, sprawił, że w głowie Harry'ego rozpoczęła się gonitwa myśli, której nigdy wcześniej nie miał. Owszem, wyobrażał sobie jakby to było całować się ze Ślizgonem, ale wyobrażenie a potencjalnie realne wydarzenie, to zupełnie dwie różne rzeczy.
Z jednej strony chciał z nim o tym porozmawiać. Wyjaśnić sobie co to właściwie było i czy to coś znaczy, czy może przeciwnie nic nie znaczy, a on sobie niepotrzebnie wszystko wyolbrzymia w głowie. Chciał się upewnić, że ich przyjaźń nie jest zagrożona, ale, z drugiej strony, nie mógł się na to zdobyć. Czuł, że to oznaka tchórzostwa, jednak nie był gotowy na odpowiedź Draco. Niezależnie od tego jaka by nie była.
Dlatego postanowił zdać się na los i udawać, że nic się nie stało. W końcu nie pocałowali się, więc można powiedzieć, że naprawdę nic się nie wydarzyło. To, że ktoś planuje morderstwo, nie czyni go mordercą, dopóki nie doprowadzi planu do końca. Pocałunek nie jest pocałunkiem jeśli do niego nie doszło.
- Strasznie to komplikujesz. - powiedział Ron, przeciągając się na ławce i patrząc z zazdrością jak jego bracia zakładają ochraniacze.
Byli na boisku, przygotowując się do kolejnego treningu prowadzonego przez Szaloną Angelinę (jak ją zaczęto nazywać za jej plecami). Harry skończył opowiadać przyjacielowi o tym co miało miejsce dzisiejszego poranka, a Ron jak zawsze podszedł do tego całkowicie na chłodno. Wolałby zwierzyć się Hermionie, ale ta gdzieś zniknęła od razu po lekcjach. Ron był dobrym przyjacielem i bardzo go wspierał na każdym kroku, ale jego porady można było od razu po wysłuchaniu wyrzucić do kosza. Jeśli chodzi o doradzanie w jakiejkolwiek sprawie poza nauką grania w szachy, młody Weasley był beznadziejny.
- Powinieneś wziąć byka za rogi i tyle. Komu let's temu go. Powiedz mu, że cię kręci albo coś i wyjebane.
- Komu let's temu go? Mówimy o moim życiu uczuciowym, a nie o rozwiązaniu zadania na transmutację. To nie jest takie proste jak ci się wydaje, mogę stracić przyjaciela.
Ron machnął od niechcenia ręką.
-Jest nim od kilku miesięcy. Nawet nie odczujesz, że zniknął, gdy coś nie wypali.
Harry przewrócił oczami. Wiedział, aby z nim o tym nie rozmawiać, a jednak, jak na złość, coś go podkusiło. Miał właśnie wyświadczyć Ronowi przysługę i po raz setny od początku ich przyjaźni wspomnieć, że rudzielec jest idiotą, ale Angelina zagwizdała w gwizdek i cała drużyna zaczęła ustawiać się w jednej linii.
Profesor Sprout, sprawująca opiekę nad ich treningiem poprawiła się na krześle. Kapitanka drużyny mimo nadzorujących ją nauczycieli i tak wszelkimi sposobami próbowała ich wykończyć. Od nieszczęśliwego wypadku nad jeziorem, dwa razy dostała upomnienie od obserwatorów, a raz zagrożono jej zwolnieniem ze stanowiska. To jej nie przeszkadzało i za każdym razem, gdy tylko rozpoczynali trening, Gryfoni mentalnie przygotowywali się na to, że Angelina dostanie kolejny opiernicz.
- Mam zamiar poćwiczyć dzisiaj z wami zrobienie pętli w śnieżycy. - zawołała. - Niewiadomo jaka będzie pogoda w kolejnym meczu, ale możliwe, że będzie padał śnieg. Nie pozwolę, aby taka pierdoła jak śnieg zniszczył nam plany. Dlatego - machnęła różdżką w stronę pokrywającego boisko śniegu. - zrobimy sobie własną śnieżycę na wszelki wypadek.
CZYTASZ
Sentire tuum gustum #drarry
FanfictionAkcja opowiadania dzieje się głównie piątym roku. Rodzice Harry'ego nie żyją, ale Lord Voldemort nie przetrwał tamtej nocy. Od piętnastu lat świat zapominał o Czarnym Panu, a Harry jest wychowywany przez Syriusza. Jego życie było prawdziwą sielanką...