Ciepłe promienie słoneczne smagały twarz dziewczyny, gdy ta wywieszała pranie. "Wyjątkowo piękny dzień" — pomyślała z uśmiechem na malinowych ustach. Jej blada cera komponowała się z bardzo jasnymi blond włosami, przez co zdawała się nieskazitelnie czysta. Ubrana była w biały strój kapłanek, typowy dla południowego regionu królestwa. Czuła rosnący niepokój, ale wolała o tym teraz zapomnieć. Pod nosem nuciła radosną melodię, by zagłuszyć własne myśli. Dawało jej to swego rodzaju chwilę wytchnienia, której potrzebowała w codzienności. Nie miała konkretnego celu, dla którego istniała. Urodziła się w małej wiosce w pobliżu granicy, lecz rodzice posłali ją bliżej stolicy, aby mogła wstąpić do zakonu, gdzie miałaby szansę zdobyć odpowiednie wykształcenie i wiedzę. Teraz jej życie w większości opierało się na pracy. Chwyciła w ręce kolejne prześcieradło, rozwieszając je na sznurze, po czym spojrzała na błękitne niebo, po którym beztrosko płynęły chmury.
Słońce już prawie dotarło do najwyższego punktu na niebie, tak więc w klasztorze wszystko umilknie na parę minut. Matka przełożona zwykła twierdzić, że człowiek nie jest maszyną, a istotą bogatą w przeżycia. Każde wspomnienie sprawia, że zdobywa cenne doświadczenie, dlatego właśnie codziennie nakłaniała, aby w środku dnia przemyśleć wszystko co minęło i zaplanować to co się wydarzy. Dziewczyna przeszła pod rozwieszonym praniem, aby spojrzeć w dal. Przed budynkiem bowiem znajdował się niewielki pagórek, na którym rosło samotne drzewo. Niektórzy nawet nazywali je drzewem życzeń. Wiele razy widywano przy nim starców, którzy nękani przez chorobę próbowali znaleźć pocieszenie w pomarszczonej korze, a krótko po tym wracali do zdrowia. Jednak takiego widoku dziewczyna nie mogła się spodziewać.
Niegdyś zielone trawy, teraz skąpane zostały w czerni. Cała łąka przed klasztorem posłana była kruczymi piórami, a same ptaki chodziły po ziemi, nie chcąc znów wzbić się w niebiosa, jakby uparcie strzegły swojej zdobyczy. Dziewczynę przeszedł nieprzyjemny dreszcz, który w pełni rozbudził jej rosnący już wcześniej niepokój. Coś takiego zdecydowanie było tym, co uczeni nazywali znakiem. Wielkie nieszczęście miało dopaść te ziemie. Od zarania dziejów kruki nie przynosiły dobrych wieści. Już miała biec do klasztoru, aby powiedzieć o swoim odkryciu matce przełożonej, jednak dostrzegła, że pod drzewem ktoś leży. Chwyciła za prześcieradło i pobiegła w tamtą stronę, odganiając natrętne ptaki, które przestały doglądać śpiącego i postanowiły obserwować dalszy przebieg zdarzeń z innej perspektywy.
— Odejdźcie! — krzyczała, wymachując białym materiałem, a ptaki unosiły się w powietrze, spłoszone jej zachowaniem. Kapłanka nachyliła się nad młodym chłopakiem. Wyglądał, jakby spał. Niestarannie przycięte brązowe włosy były w całkowitym nieładzie, a gdzieniegdzie można było w nich odnaleźć jeszcze krucze pióra. Jego ubiór nie przykuwał uwagi, lniana szata, spodnie z brązowego materiału przepasane skórzanym paskiem i wysokie buty myśliwskie. Leżał nieprzytomny, a dziewczyna o jasnych blond włosach przyglądała mu się z zaciekawieniem. Wszędzie nosił mnóstwo ran po walce. Coś jej mówiło, że powinna odpuścić, odejść stad i zapomnieć, jednak teraz było już za późno... Chłopak otworzył swoje złote oczy i spojrzał nimi głęboko w błękitne tęczówki dziewczyny. Na moment wszystko wydawało się zwolnić, jakby sam świat chciał dać im jeszcze czas na ucieczkę. Kto by się wtedy jednak zastanawiał nad innym wyjściem, niż zaspokojeniem ludzkiej ciekawości?
— Kim...? — spytał, podnosząc rękę i urywając. Zaczął przyglądać się swojej dłoni. Była cała w zaschniętej krwi, a on tylko patrzył w nią, jakby nawet nie należała do niego.
— Powinieneś się przedstawić pierwszy, w końcu to ty zawitałeś do klasztoru matki Anny. — Wyjaśniła, podając mu pomocną dłoń, a on tylko spojrzał na nią ze zdziwieniem i ją odtrącił, próbując wstać samemu.
— Vin... — zaczął, ale nie był w stanie skończyć. Przewrócił się na ziemię. Dziewczyna była zmuszona mu pomóc. Jej biały habit zabrudził się krwią.
— Tylko Vin? — Próbowała się upewnić. Widziała, że chłopak uparcie próbuje sobie coś przypomnieć, jednak nie jest w stanie. "Czyżby miał amnezję?" — pomyślała.
— Jestem pewien, że to imię miało dłuższe rozwinięcie. — Westchnął, odwracając wzrok. Pomoc od tej kapłanki musiała być dla niego bardzo żenująca.
— Jak na razie wystarczy. Póki sobie nie przypomnisz, będę ci mówiła po prostu Vin. — Uśmiechnęła się, jednak on nawet na nią nie spojrzał. Zrobili kilka kroków naprzód, przedzierając się przez wysoką trawę.
— Ciągle jednak nie znam twojego imienia. — Warknął, jakby właśnie obraziła go swoim chwilowym milczeniem.
— Eilis — odparła, zaczesując mu ręką grzywkę do tyłu. Chciała jeszcze raz zobaczyć jego przepiękne złote oczy.
— Nie dotykaj! — krzyknął, odpychając ją od siebie. — Znaj swoje miejsce.
— Przepraszam — mówiła z pretensją w głosie. Przecież nie zrobiła nic takiego. Znów podała mu dłoń, a ten ponownie odrzucił pomoc za pierwszym razem.
— Poradzę sobie. — Jego stanowczy głos sprawiał, że nie sposób było się mu sprzeciwić. Taką charyzmą nie mógł się pochwalić nikt, kogo znała Eilis. Niestety, zmuszona była mu pomóc ze względu na to, kim jest. Kapłanki z klasztoru matki Anny musiały pomagać wszystkim.
— Dobrze więc... — Ponownie się uśmiechnęła, lecz znów nic. Kolejny raz nawet na nią nie patrzył. Traktował ją jak mebel, co zaczęło stawać się dla dziewczyny przykre. — Skąd jesteś?
— Z Niebios. — Pokazał palcem do góry, na błękitne niebo.
— Aha. — Na chwilę zaniemówiła, zbierając myśli. Postanowiła dokończyć pytanie, aby się upewnić, czy aby na pewno ma do czynienia z tym, za kogo go miała. — A kim jesteś?
— Bogiem.
W końcu udało mu się wstać na nogi o własnych siłach, a Eilis już wiedziała, że rzeczywiście ma styczność z szaleńcem. Chciała teraz go jedynie zostawić, jak i również kłopoty, które na nią sprowadzi.
CZYTASZ
Śmierć Niebios
FantasyOd wieków mieszkańcy Furantur wystrzegali się znaków. Odkąd tylko aroganccy ludzie wykradli magię, chmara kruków nie znaczyła niczego dobrego. Co jednak może uczynić dziewczyna, która ujrzała w niej rannego człowieka? Eilis bez zastanowienia wzięła...