Całe zamieszanie, jakie panowało tego dnia w pałacu Helium, od czasu do czasu przerywały szybkie, aczkolwiek stanowcze i równe kroki, których dźwięk odbijał się echem pomiędzy ścianami z białego marmuru. Gdzieniegdzie nadal wisiały błękitne zasłony, jakich pokojówki nie zdążyły zdjąć przed Festiwalem Nowiu i wymienić na czerń — kolor symbolizujący święto mające mieć swój moment kulminacyjny już za parę godzin — ale Violet nie miała im tego za złe. Porównując liczbę osób pracujących tutaj, a w rezydencji Antoniego Beauharnaisa znajdującej się w stolicy, z pewnością podczas takich wydarzeń miały niemałe problemy z wywiązywaniem się ze swoich obowiązków. Przez lata pracy dla tego mężczyzny kobieta zdążyła przyzwyczaić się, iż uwagę zwracać musi na wszystko, ale nie o wszystkim musi mówić na głos. Wiele z rzeczy, które dostrzega, powinna zostawić jedynie dla siebie, a reagować ma dopiero gdy naprawdę będzie to konieczne.
Violet zatrzymała się przed drzwiami do jadalni, palcami zaczesała grzywkę czarnych loków i wygładziła delikatną, fiołkową suknię przed wejściem do środka.
Wewnątrz, tak jak zakładała, czekał Antonie, kończąc swój posiłek. Gdy tylko ją zobaczył, odłożył sztućce, usta przetarł kremową chusteczką, a służbie dał znać, że na tę chwilę to wszystko. Wstał i podszedł do kobiety, która ukłoniła się nisko, a następnie przepuściła go w drzwiach i ruszyła pół kroku za nim, nie zrównując linii ich ramion.
— Gdzie Kilich Balie? — zapytał, nie zwalniając tempa. — Czy czeka już w mojej komnacie?
— W rzeczy samej. Dotarł do Ornory dzisiejszego ranka — mówiła, poprawiając okulary, które spadły jej na czubek wąskiego nosa. — Dodatkowo czeka na pana jeszcze dwóch gości.
— Kapłan Helium wspominał mi o tym. Ktoś, kto ma zamiar przemawiać w imieniu pozostałych, prawda? — upewnił się, na co Violet kiwnęła potwierdzająco głową i wręczyła mężczyźnie rozpieczętowany list.
Antonie nie miał nic przeciwko temu, by jego osobista asystentka czytała korespondencje skierowane do niego. Tak naprawdę osobiście zlecił jej tego typu rozwiązanie, ponieważ sam nie mógł znaleźć przynajmniej połowy tego czasu, który wymagałoby poświęcić każdej z osób zwracających się do niego o pomoc. Uśmiechnął się, chcąc tym samym podziękować Violet za trud, jaki wkłada w swoją pracę, a ta, co kompletnie go zdziwiło, odwzajemniła gest. Nigdy wcześniej tego nie robiła. Zawsze starała się zachować pełen profesjonalizm. Odkąd tylko dostała tę posadę, robiła wszystko, co w jej mocy, by być postrzegana jako doskonała machina, stąd sam Antonie nigdy nie postrzegał jej w pełni jak człowieka. Aż do teraz, gdy zaczęła przypominać mu żonę, kiedy ta jeszcze była młoda.
— Macie bardzo podobne uśmiechy... — szepnął do siebie, ale nie powiedział tego na tyle głośno, by Violet mogła usłyszeć. Sama również nie prosiła, żeby Antonie powtórzył swoje słowa, bo wiedziała, że nie były skierowane do niej.
Dawniej, zanim mężczyzna poznał cesarzową, kochał swoją żonę. Przynajmniej taką miał nadzieję, bo ten moment z historii swojego życia pamiętał dość niewyraźnie . Nieważne, jak bardzo starał się przypomnieć, co to uczucie względem niej oznaczało, ostatecznie w jego głowie, jak i w sercu, pozostawała wielka pustka. Wszystkie wspomnienia o niej, które mu zostały, to te, w jakich ciągle jej unikał, odmawiał spotkań oraz zasłaniał się pracą dla dobra cesarstwa. Zepchnął ją na dalszy plan, przestał odwiedzać i interesować się jej osobą. Doszło do tego, że nie wiedział już nawet, czy nadal żyje. Ostatnią wiadomość, jaką otrzymał, był list od jednej z jej pokojówek, w których wyznała, że pani Beauharnais leży ciężko chora i możliwe, że nie dożyje następnego roku. To był bardzo pięknie napisany list, pełen emocji i współczucia, jaki do dziś znajduje zaszczytne miejsce w specjalnym kuferku na tego typu wiadomości, ale nigdy nie doczekał się odpowiedzi. Tak samo, jak jego żona nigdy nie doczekała się odwiedzin, a minęły od tamtego dnia już cztery lata. Antonie po prostu nie mógł zmusić się, żeby spojrzeć jej w twarz. Był przekonany, że gdzieś głęboko nadal ją kochał i tylko jedno spojrzenie w jej fiołkowe oczy mogłoby przypomnieć mu o tym gorącym uczuciu. A na to nie mógł pozwolić.
CZYTASZ
Śmierć Niebios
FantasyOd wieków mieszkańcy Furantur wystrzegali się znaków. Odkąd tylko aroganccy ludzie wykradli magię, chmara kruków nie znaczyła niczego dobrego. Co jednak może uczynić dziewczyna, która ujrzała w niej rannego człowieka? Eilis bez zastanowienia wzięła...