Rozdział 2 - Dziewczyna z zakonu

8.5K 818 70
                                    

  Eilis siedziała na krześle ze spuszczoną głową. Była dość spięta. Ciągle ubrana w ubrudzony krwią habit, przygryzała dolną wargę, bojąc się reakcji matki Anny.

 Znajdowała się w jej gabinecie. Miejscu, gdzie założycielka zakonu zwykła przyjmować wędrownych kupców i ważnych polityków, którzy za wszelką cenę chcieli zagarnąć jej skrawek ziemi. Klasztor bowiem został zbudowany blisko lasu na południowych peryferiach stolicy, a stąd już tylko kilka dni do granicy królestwa Aurum. Mało tego, w pobliżu znajdowała się dość sporych rozmiarów żyła magiczna będąca źródłem potężnej energii. Jej strażniczką była sama założycielka zakonu. Magowie od zawsze byli cenieni w całym Furantur, ale z maga bez znajomości sił natury nie było żadnego pożytku. Wtedy szukali oni wiedzy, a idealnym źródłem, w dodatku niezgłębionym przez nikogo wcześniej była owa żyła. 

Mówiąc prościej — mag, który posiadał klasztor lub przychylność matki Anny, nie mógł zostać zignorowany na zebraniach rady. Ta kobieta już wiele razy wykorzystała swoją pozycję i zapewne nie zamierzała zaprzestać poszerzania swoich wpływów. Każda rozmowa z jej gośćmi kończyła się serdecznym uśmiechem i odesłaniem ich do domu bez żadnej nadziei na jakiekolwiek szanse w jej udziałach. Zbulwersowanym szlachcicom pozostawało tylko czekać, aż ta kobieta umrze ze starości. Anna mimo wigoru ducha posiadała dość stare ciało. Każda zmarszczka na jej twarzy powstała albo z powodu uśmiechu, albo podczas krzyków, gdy broniła swojej własności. 

Nie ukrywała siwych włosów ani pomarszczonych dłoni. Wyglądała na siedemdziesiąt lat, a tylko nieliczni wiedzieli, że ma ich znacznie więcej. Pokazywała każdemu, że nie zamierza tak szybko odpuścić. Że tak długo, jak żyje, tak długo stać tu będzie jej klasztor. Był jeszcze jeden powód, dla którego tak wiele osób chciało, aby zarówno budynek, jak i jego właścicielka zniknęli z ziem Aurum... Zakon matki Anny nie był poświęcony żadnemu bóstwu, nikogo nie wyznawał, przez co nikt nie brał go za prawdziwe stowarzyszenie religijne. Właśnie z tego powodu zyskała ona przychylność władcy. Król postrzegał jej ugrupowanie jedynie jako przytułek pomagający potrzebującym i zajmujący się osieroconymi dziewczynkami. 

Eilis do dziś zastanawiała się, jak jedna kobieta mogła osiągnąć tak wiele jedynie o własnych siłach. Podniosła głowę, patrząc na zmartwioną twarz swojej przełożonej, wyglądającej za okno. Najprawdopodobniej wkrótce ponownie miał ją ktoś odwiedzić.

— Przepraszam... — wyszeptała, znów wbijając wzrok w podłogę.

— Za co mnie przepraszasz, drogie dziecko? — zapytała Anna, a jej głos był tak dźwięczny i melodyjny, że gdyby ktoś nie mógł jej zobaczyć ani dotknąć, z pewnością dałby jej najwięcej czterdzieści wiosen.

— Sprowadziłam go tutaj bez matki zgody. Nie powinnam była... — wyjąkała, zaciskając dłoń na rękawie swojego białego habitu.

— Ależ nie zrobiłaś nic złego! — Kobieta wstała z krzesła i odłożyła na stół książkę, którą wcześniej trzymała na kolanach. — Przecież wiesz doskonale, że nasz zakon ma pomagać każdemu. Inne zachowanie nawet nie jest dla mnie do przyjęcia. Słusznie postąpiłaś, Eilis. — Na dźwięk swojego imienia dziewczyna podniosła głowę. "A więc nie jest zła." — pomyślała, ale wciąż nie mogła odetchnąć z ulgą. W końcu jej przełożona nadal nie widziała wszystkiego.

— Matko... Chodzi o to, że ten chłopak... — Umilkła, próbując zebrać się na odwagę. — Widziałam znak.

— Jaki znak? — Dziwiła się kobieta, w pełni oddając swą uwagę słowom Eilis.

— Gdy rozwieszałam dziś pranie, on... — Wciąż się wahała, próbując zebrać myśli. — Znalazłam go pod Drzewem Życzeń. Leżał tam ranny, nieprzytomny, lecz nie to jest w tym wszystkim najdziwniejsze. Otoczony był chmarą kruków stąpających po ziemi, nie latających w powietrzu. Kruki nie należą do ptaków, które lubią dotykać ziemi. Wolą raczej obserwować wszystko z wysokości i szeptać między sobą... — mówiła z przejęciem, dzieląc się swoimi spostrzeżeniami.

— Chyba że szukają pożywienia. To zjawisko jest wszechobecne na każdej wojnie. Te stworzenia nie odstępują pól bitew. Podążają za rozlewem krwi, aby napełnić swoje żołądki. Dlatego właśnie ich przybycie w stadzie nie oznacza nic dobrego. — Wyjaśniła, przypominając sobie wszystkie poprzednie nieszczęścia z historii ludzkości, które miały miejsce na przestrzeni tysięcy lat i poprzedzone były takim właśnie znakiem. — Jednak nigdy się nie zdarzyło, aby kruki przybyły gdzieś w towarzystwie wędrowca! Chcę z nim jak najprędzej porozmawiać.

— Teraz jednak odpoczywa w pokoju gościnnym — powiedziała z rozczarowaniem w głosie. Nigdy nie chciała zawieść kobiety, która tak wiele dla niej zrobiła. To matka Anna nauczyła ją czytać, pisać, poświęcała jej codziennie tyle czasu, ile tylko była w stanie, aby kiedyś to Eilis przejęła zakon, dlatego właśnie dziewczyna z całego serca pragnęła sprostać jej oczekiwaniom.

— Nie szkodzi... Poczekam, aż się obudzi. — Uśmiechnęła się łagodnie, wyciągając rękę do swojej towarzyszki. — Pójdziesz ze mną?

— Ja? — Wskazała na siebie palcem ze zdumieniem. — Do niego? Matka wybaczy, jednak nie zamierzam obserwować, jak ten prostak śpi. W dodatku nie wiemy, kiedy się obudzi.

— I to jest w tym wszystkim najbardziej ekscytujące. — Kobieta potarła o siebie pomarszczone dłonie i ruszyła w stronę wyjścia z gabinetu. — Chcę zobaczyć, jakie będzie miał spojrzenie, gdy otworzy oczy.

— Otworzy oczy... — Blondynka powtórzyła te słowa szeptem, aby nikt poza nią ich nie usłyszał.

 Od samego początku zakochała się w złotych źrenicach chłopaka, jednak on sam pozostawiał wiele do życzenia. Był arogancki, nieuprzejmy, złośliwy... Więcej nie mogła wymienić, gdyż rozmowa, jaką z nim odbyła trwała zaledwie kilka minut. Krótko po tym Vin, jak to się przedstawił, zasnął, a Eilis wyszła zbulwersowana, trzaskając drzwiami i mając nadzieję, że gość nie będzie dziś spał wygodnie.

— W takim razie sama będę się ekscytować. — Rzuciła na pożegnanie, zamykając drzwi. 

Dziewczyna na chwilę się poderwała, chcąc zmienić swoje zdanie, ale teraz było już zbyt późno. Zrezygnowana wstała i spojrzała na książkę, którą matka Anna zostawiła na stole. "Teoria inwersji magicznej" — przeczytała tytuł, przesuwając dłoń po okładce i po raz kolejny wpadając w podziw. Jej przełożona czytała bardzo trudny tekst, ale nie to sprawiło, że Eilis z ciekawością zajrzała do wnętrza książki. Pchnęła ją tam czysta ciekawość, tytuł ten bowiem należał do zbioru tekstów zakazanych, a jedna z dwóch istniejących ksiąg spalona została setki lat temu... Jakim więc sposobem ta kobieta zdobyła ostatni istniejący egzemplarz? Nim dziewczyna spostrzegła, zatraciła się w lekturze, siedząc na ulubionym bujanym fotelu matki Anny.  

Śmierć NiebiosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz