Mroczny las, w którym przyszło się znaleźć Vinowi i Eilis wraz z towarzystwem Przewodnika nie przepuszczał najmniejszych promieni słońca. Choć najprawdopodobniej poza jego granicami panowała noc, z tego miejsca nie dało się nawet zobaczyć nieba. Gęste korony drzew pokryły całe przestworza, jakby od milionów lat walczyły między sobą o każdy, nawet najmniejszy promyk światła. Dziewczyna wystawiła dłoń, chcąc dotknąć niewielkiego owada dającego bladozielone światło, a ten usiadł jej na palcu, by chwilę potem znów ruszyć w swoją stronę.
— Pierwszy raz jestem w Matuti — powiedziała, nie przestając zachwycać się magią tego miejsca. — Choć w sumie to nic dziwnego. Większość ludzi nawet nie chce tu trafić.
— Dlaczego? — spytał starzec, podnosząc się z ziemi. Postanowił dać młodzieży za wygraną i nie wchodzić im w drogę, a oni najwidoczniej postanowili też się nim nie przejmować. — Chodzi o te całe potępienie?
— W rzeczy samej — odpowiedziała, zbliżając się do jednego z drzew i dotknęła ręką chropowatej kory, mającej dziwnie nienaturalny kształt. — Widzisz zarysy twarzy?
— Twarzy? — Zląkł się, próbując się przyjrzeć z bliska dziwnemu fenomenowi opisywanemu właśnie przez blondynkę.
— To wszyscy ludzie, którzy nie byli godni opuścić Lasu Błogosławionych przed oczyszczeniem —skomentowała, odwracając się w stronę Vina. — Grzesznicy stają się podwaliną nowego świata, zbudowanego na ich występkach. Matuti zbiera odrzucone dusze, łącząc się z nimi.
— Strasznie dużo wiesz o tym miejscu, Eilis... — mówił Przewodnik, podchodząc do koni zaprzęgniętych u wozu. Poklepał jednego z nich po szyi, widząc, że wyraźnie się czymś niepokoją. — Jednak jak się stąd wydostać, zanim posłużymy za nawóz?
— Nie da się. — Stwierdziła krótko, zabierając z powozu swoje rzeczy. — Tutaj się rozstaniemy, panie Przewodniku. Od tego momentu każdy podąży w swoją stronę.
— To ty mnie tu zaciągnęłaś, więc liczę, że ty mnie stąd wyprowadzisz — warknął, zarzucając materiał na wiezione beczki. — Przed świtem muszę być za granicami tego miejsca.
— Powiedziała przecież, że się tutaj rozstajemy, tak? — spytał arogancko Vindicate, pochodząc do starca z nożem w ręku, który mężczyzna wcześniej upuścił. —Zabieraj to i wynoś się. Znosiłem twoje towarzystwo tylko dlatego, że rzekomo dzięki temu nie będę musiał iść całej drogi do Matuti. Jak zauważyłeś, znalazłem swój cel, więc teraz cię nie potrzebuję. Jesteś dla mnie obecnie mniej wart niż zwykły śmieć, nędzny człowieku... Nie każ mi dłużej oglądać swojej paskudnej gęby.
— Ty mały, wredny... — cedził przez zęby, mierząc chłopaka i jego towarzyszkę wzrokiem.
Jego oczy napotkały na sztylet przy pasie szatyna. Szybko ocenił swoje możliwości i przeklął pod nosem. Miał przed sobą dwóch przeciwników, z tego oboje młodych. Sam miał już swoje lata, a jego ciało nie pozwalało na zbyt wiele. Godziny, jakie spędził w podróżach, dawały się we znaki. Tym razem musiał odpuścić. Wziął swoją broń, którą oddawał mu Vin i prychnął pod nosem, siadając na powóz.
— Bezpiecznej drogi — powiedziała Eilis, uśmiechając się na pożegnanie.
Mimo że ten starzec jeszcze przed chwilą chciał ją zaatakować, to nie wyglądała, aby miała mu to za złe. Zauważyła, że z pewnością ma swoje tajemnice, łącznie z tym, co przewozi w beczkach. Nie chciała tego wiedzieć, nie chciała również kłopotać problemami nikogo innego. Jeśli rzeczywiście Przewodnik był złym człowiekiem, to z pewnością spotka go tutaj kara. Matuti nie zna przebaczenia. To było w jego legendzie najstraszniejsze.
— Obejdzie się — syknął, łapiąc lejce i popędzając konie. Wóz ruszył, zostawiając za sobą ślady kół, jadąc przed siebie. Gdy opuścił niewielki placyk z udeptanej ziemi, na którym znajdowali się zaraz po przeniesieniu do tego miejsca, od razu zaczął brnąć przez krzewy, łamiąc je. Gałęzie drzew smagały twarz mężczyzny, jakby zabraniały zagłębiać się dalej, on niestety nie słuchając ich, ślepo podążał do przodu.
W pewnym momencie coś poruszyło się w zaroślach, pędząc z niewiarygodną prędkością w stronę powozu i zatoczyło wokół niego krąg. Konie spłoszone zaczęły szaleć, uniosły się na tylne nogi i zrzuciły starca na ziemię. Upadł na plecy, znikając w gąszczu. Po chwili rozniósł się krzyk, a Przewodnik podniósł się krótko po tym, uciekając w stronę Vina i Eilis. Ciężko dysząc, nosił na twarzy przerażenie. Mając wciąż nadzieję, że zdąży uciec, umysł jego przysłonięty został przez obraz ładunku, który jeszcze niedawno wiózł. Odwrócił się, aby wzrokiem odnaleźć swój powóz, a ta krótka chwila wystarczyła, by został złapany. Z krzaków wyskoczyło coś przypominające człowieka, jednak jego agresja była nieporównywalna do wszystkiego, co ludzkie. Rzucając się na mężczyznę, nogami objął się wokół jego torsu. Zręcznym ruchem dłoni wyjął zza pasa należącego do starca nóż chwilę temu oddany przez szatyna i wbił mu go w szyję. Krew trysnęła niczym fontanna, uciekając razem z ostatnimi chwilami życia.
Ciało zamarło w bezruchu, upadając znów w gąszcz, a czarne niczym węgielki oczy istoty zatrzymały się na dwójce młodych ludzi. Napastnik po raz kolejny zniknął wśród krzewów, których liście nakrapiane były czerwienią. Eilis pisnęła z przerażenia, zbliżając się do chłopaka obok.
Vindicate wyjął sztylet otrzymany od Anny i bacznie obserwując nawet najmniejszy ruch w zaroślach, stanął w lekkim rozkroku, gotowy do walki. Nigdy nie miał okazji używać tak krótkiej broni, jednak nic innego przy sobie nie miał. Prychnął pod nosem, czując przyśpieszone bicie serca blondynki i starał się wsłuchać w kroki napastnika. Nie mógł jednak wychwycić nawet najmniejszego dźwięku. Ten ktoś przechadzał się Lasem Błogosławionych niczym duch. Jakby sam był jednością z Matuti.
—Jakieś propozycje? — spytał chłopak, nie przestając wodzić wzrokiem dookoła. — Ciężko walczyć z czymś, czego się nie widzi.
— On miał rogi! — krzyknęła, zamykając oczy. Mimo że widziała to stworzenie tylko przez ułamek sekundy, to zdążyła mu się przyjrzeć.
— On ma imię — powiedziała istota, stojąc teraz tuż przed nimi. Palcem odepchnęła sztylet Vina i uśmiechnęła się lekko.— Witaj w moich skromnych progach, najpotężniejszy boże wojny.
CZYTASZ
Śmierć Niebios
FantasyOd wieków mieszkańcy Furantur wystrzegali się znaków. Odkąd tylko aroganccy ludzie wykradli magię, chmara kruków nie znaczyła niczego dobrego. Co jednak może uczynić dziewczyna, która ujrzała w niej rannego człowieka? Eilis bez zastanowienia wzięła...