Rozdział 53 - Ósemka z problemem

1.9K 278 179
                                    


Ena weszła do sali obrad znajdującej się w najwyższej wieży Causamalii i szybkim krokiem, nie podnosząc wzroku, zajęła swoje stałe miejsce przy Oculi Vermis — długim, prostokątnym blacie z czarnego kruszcu, przy którym zwykle zasiadało dziesięciu wykładowców akademii. Nie zwracała uwagi na już zebranych nauczycieli, ponieważ była pewna, że jedyne, czym ją uraczą, to rozczarowane spojrzenia. Znów się spóźniła, nawet w tak krytycznym momencie, jakim było osłabienie ochrony Causamalii. Eleonore umierała, Mella była martwa. Stracili dwóch wykładowców, przez co dwa klucze były obecnie nieużywane. Śnieżna bariera została znacznie osłabiona. Nikt nie wierzył, że znalazłby się ktokolwiek zdolny przez nią przebić, ale niepokój pozostawał. Kobieta położyła przygotowany wcześniej dziennik na stole i oparła dłonie na kolanach, czekając, aż dyrektor rozpocznie zebranie. Nie chciała się tłumaczyć. I tak nic dobrego by to nie przyniosło.

— Ośmiu wykładowców... Pierwszy raz w historii jest nas tak mało — powiedział starzec, zaciskając pięść. — Czy wiecie, dlaczego Causamalia potrzebuje dokładnie dziesięciu? Dlaczego nie może nas być ani o jednego więcej, ani o jednego mniej? Ponieważ tylko dziesięciu ludzi jest w stanie dopełnić starożytną magię zamkniętą w tych murach. Pierwotnie akademię stworzono dla trzynastu rodzin. Pierwotnie wykładowców miało być trzynastu. Troje zdradziło, wykuto zatem kluczy zaledwie dziesięć. Trzy fragmenty przeznaczone dla zdrajców złączono z trzema innymi kryształami i powstały w ten sposób trzy samodzielne klucze, potężniejsze od pozostałych. Jeden mam ja, drugi posiada panna Lasair, a trzeci... trzeci należał do naszej Eleonore.

— Nadal należy — wyszeptała Ena, zaciskając dłoń w pięść. Nie mogła znieść tego, że dyrektor już uważa ją za martwą, chociaż wcale mu się nie dziwiła. Gdyby była na jego miejscu, też najpewniej wolałaby zakładać najgorsze, aby przygotować się na wszystkie możliwości.

— Tak. Nadal należy — poprawił się, gładząc siwą brodę. — Niemniej jednak nie jest aktywny. W obecnym stanie Eleonore nie może go nosić, bo by ją to zabiło.

— Co zatem proponujesz, dyrektorze? — zapytała Trevina, mrużąc schorowane oczy, by lepiej przyjrzeć się zmartwionej twarzy starca. — Znajdziemy kogoś, kto ją zastąpi?

— To chyba będzie najlepsze rozwiązanie — odparła Tullia, popierając bliźniaczkę.

Nie czekając na odpowiedź, uderzyła pomarszczoną dłonią o błyszczący, czarny blat, a gdy ją uniosła, na stole leżały dwa zielone kryształy. Jeden z nich oprawiony był w srebro, drugi w złoto.

— Mamy dwa klucze — zauważył dyrektor, rozmasowując skronie. — Jeden może przejąć nasz praktykant. Zeno de Hugh, o ile się nie mylę?

— Z całym szacunkiem, ale nie sądzę, aby to było dobre rozwiązanie — wtrąciła się Ena, wciąż nie podnosząc wzroku. Być może właśnie przez to jej słowa wydawały się, jakby nie docierały do reszty.

— Zeno jest w tej sytuacji najlepszym możliwym rozwiązaniem. Proponuję, aby dostał klucz Melli — odezwał się rudowłosy mężczyzna po pięćdziesiątce, rozglądając po zebranych i szukając sprzeciwu, jednak poza Eną nikt nie protestował. — Wystarczająco długo odbywał praktyki w akademii. Możemy mu zaufać.

— Nie jestem pewna, czy wystarczająco długo... — zaczęła Tullia, wbijając wzrok w klucz czarnoskórej nauczycielki. — Ona, zanim otrzymała możliwość zostania wykładowcą, spędziła tu dziesięć lat na nauce i kolejne pięć odbywając praktyki. Sam pan Hugh jest z nami dopiero od roku. Magii uczył się w Gementes.

— Ale Ena i Eleonore również pochodzą z Gementes i to tam się szkoliły na magów — zauważyła Trevina, zwracając uwagę swojej siostry na ten istotny fakt. — Musi być w takim razie powód, dla którego Ena nie popiera tego rozwiązania.

Śmierć NiebiosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz