W podziemnej grocie Vanory panowała ciężka atmosfera. Kobieta nie wiedziała, co powinna odpowiedzieć na tak oficjalną prośbę staruszki, jaką dziś wszyscy nazywają "Anną". Nie mogła tego zignorować, jednak też nie planowała się zgadzać. Nie od razu. Jej nowy gość miał bardzo wiele do zaoferowania w zamian.
— Dlaczego miałabym to zrobić? — zapytała w końcu, gestem dłoni każąc założycielce zakonu podnieść głowę.
— Ponieważ potrafisz to zrobić, moja droga Baronowo pelagialu. Znam cię na wylot. — Jej intensywne, zielone oczy świdrowały nieziemski błękit brązowowłosej. Ani na moment nie zwątpiła, iż jej rozmówca mógłby podjąć decyzję niekorzystną dla bóstwa wojny. — A ja nie mam wiele czasu.
— Gdzie teraz jesteś tak naprawdę? — pytała, widząc jej blednące z każdą kolejną sekundą ciało.
— Całkiem możliwe, że ucięłam sobie nagłą drzemkę na zebraniu rady Kościołów całego Furantur — tłumaczyła, chichocząc przy tym radośnie i wzruszając ramionami. — W chwili, gdy pękł sztylet podarowany przeze mnie Vinowi, momentalnie dostałam sygnał, iż młode bóstwo przesadziło z używaniem swojej mocy. Zaklęcie umieszczone na tym niepozornym ostrzu wymusiło nagłe przyzwanie mojego umysłu tutaj. Pierwotnie powinno zapobiec jakiemuś większemu niebezpieczeństwu ze strony Wojny, ale jak widać, obecnie to sama Wojna była zagrożona.
— Ty i ta twoja dziwaczna magia... — Westchnęła, przewracając oczami. — Skoro już tu jesteś, to co proponujesz w zamian za moją pomoc?
— Słyszałam, że jeśli moja Eilis będzie w stanie uwolnić Tarę, pomożesz w wywołaniu Caelum Mortem, Vanoro. Czy to prawda? — zadała pytanie, uśmiechając się podejrzanie. Jak tylko kobieta odpowiedziała niepozornym skinieniem głowy, staruszka klasnęła w dłonie. — To wspaniale, ponieważ całe Furantur właśnie na zebraniu rady ogłosiło polowanie na Vindicate. Twoją zapłatą zatem będzie dość problematyczne życie w świecie zewnętrznym po opuszczeniu swojego małego królestwa.
— Co to ma znaczyć? Nie powinnaś przypadkiem zapobiegać czemuś takiemu? — warknęła oburzona. Anna najzwyczajniej się z nią właśnie drażniła.
Wszystko się skomplikowało... Jeśli Kościół naprawdę się zorganizuje i rozpoczną polowanie, będzie ciężko przebywać w jakimkolwiek zaludnionym miejscu.
Nie minęło wiele czasu, a jej zmartwiony wyraz twarzy zastąpił niepozorny uśmiech. Kompletnie zignorowała fakt nowych problemów. Nie przeszkadzały jej, jeśli tylko Matka Czarnej Magii będzie wolna. Tara wystarczająco długo cierpiała.
Wszyscy wystarczająco długo cierpieli...
— Zapobiegałam. Zapobiegałam, dopóki nie straciłam tam przytomności. — Spojrzała z politowaniem na szatyna śpiącego obok niej, na pomoście. — Wszystkie klasztory i świątynie jednomyślnie postanowiły, że Vindicate musi zginąć. To mała cena jak na powrót błogosławieństw z samych Niebios. Nawet im się nie dziwię... Świat bez opieki bóstw powolutku się stacza. Zupełnie jak za czasów "Trzydziestoletniej ciemności".
— Tamta sytuacja była zupełnie inna. Wtedy... — umilkła, odwracając wzrok. Nie miała pojęcia, czy chce o tym wspominać.
— Dokładnie. Wtedy powodem był upadek waszej dwójki. Wszechpotężna Tara i niepokonana Vanora zostały wygnane za Bramę Wróconych, by rozpętać piekło w Niższym Królestwie.
— A to wszystko za namową "litościwej" Nathairy, która przekonała pozostałe bóstwa do słuszności swojej racji. — Prychnęła pod nosem, krzyżując ręce na torsie. Staruszka wiedziała znacznie więcej, niż można by się spodziewać.
![](https://img.wattpad.com/cover/60076955-288-k191411.jpg)
CZYTASZ
Śmierć Niebios
FantasyOd wieków mieszkańcy Furantur wystrzegali się znaków. Odkąd tylko aroganccy ludzie wykradli magię, chmara kruków nie znaczyła niczego dobrego. Co jednak może uczynić dziewczyna, która ujrzała w niej rannego człowieka? Eilis bez zastanowienia wzięła...