Rozdział 66 - Świątynia z rejestru

2.3K 252 87
                                    


Za dnia ulice Ornory całkowicie różniły się od tych, jakie Rowena pamiętała z poprzedniej nocy. W przeciwieństwie do wcześniej opustoszałych alejek, w świetle słońca miasto tętniło życiem. Wokół dziewczyny ciągle ktoś przebiegał, przeciskał się obok, nieustannie gdzieś się śpieszył, a to wszystko jedynie z powodu festiwalu, jaki miał się odbyć dzisiejszego popołudnia. Teraz gdy o tym myślała, Yria rzeczywiście wspominał, iż nawet w klasztorze Serielye wszyscy są zabiegani do tego stopnia, że nie mogą znaleźć chwili na spokojny posiłek. Gdy wreszcie zbiorą się najważniejsze kościoły Niższego Królestwa na obradach mających miejsce raz na dziesięć lat, ponownie ustalą kluczowe aspekty poszczególnych religii. Prawdopodobnie od ich narady będzie też zależał los boga wojny — Vindicate — powodu, dla którego zamknięto Bramę Wróconych i tym samym przypieczętowano przeznaczenie ludzkich kapłanów. Nie mogli pogodzić się z faktem, że przez przyjęcie błogosławieństwa od swoich bogów czeka ich już jedynie śmierć. Coś takiego nigdy przedtem nie miało miejsca, dlaczego więc musiało się dziać właśnie teraz? Nie potrafili pojąć. W najgorszym wypadku przetrząsną całą Ornorę, by znaleźć Vina, a wtedy nie będzie już odwrotu. Rowena domyślała się, że w takiej sytuacji chłopak bez wahania stanie do walki.

Niespodziewanie ktoś chwycił dziewczynę za rękę, a po jej ciele przeszło dziwne mrowienia. Poczuła nostalgiczne ciepło, jakie mogła odczuwać tylko w jednym przypadku — gdy jej dłoń trzymał Arthur. Z początku Rowena nie wiedziała, czym jest spowodowany ten ewenement, że ona — czarna magia o cudzej świadomości, skondensowana energia z podczepioną osobowością — może odczuć cokolwiek. Nie znała bólu fizycznego, snu, czy przyjemności z jedzenia, a wystarczyła obecność Kolekcjonera Blasków, by mogła poczuć przynajmniej namiastkę ludzkości. Dopiero niedawno zauważyła, że to, co miała za coś wspaniałego, tak naprawdę jest jej klątwą. Dotyk Arthura wcale nie był dla niej dobry, a wręcz przeciwnie. Element Światła zakorzeniony głęboko w blondynie niszczył ciało Roweny stworzone z Ciemności Tary. Nieświadomie rozszczepiał ściśle połączone ze sobą drobinki Czarnej Magii, a następnie spalał je bezpowrotnie.

Dziewczyna otrząsnęła się z zamysłu i spojrzała w zielone oczy Arthura, wymuszając na swojej twarzy uśmiech, po czym dyskretnie wyrwała mu się z uścisku. Chłopak opuścił dłoń, zawstydzony odwracając wzrok na moment.

— Przepraszam — powiedział, starając się ukryć zażenowanie. Po raz pierwszy miał wrażenie, że zaczęła go trzymać od siebie na dystans. — Nie odpowiadałaś, gdy cię wołałem. Wydawałaś się całkiem odpłynąć.

— Chyba... masz rację... — odparła zamyślona, mechanicznie odsuwając się na bok, by nie przeszkadzać innym przechodniom. — Szukałeś mnie?

— Tak — mówił, a wyraz jego twarzy, jak i głos, spoważniały.

Pomimo ciągle przemieszczających się ludzi tworzących między tą dwójką ścianę nie do obejścia, Rowena z Arthurem potrafili utrzymać kontakt wzrokowy, wzajemnie lustrując każdy swój ruch. Dopiero gdy wiedźma dostrzegła w oddali małego chłopca, zrozumiała, co właśnie miało miejsce. Stał tam, nadal lekko przerażony, wlepiając w nią swoje duże, szmaragdowe oczy, jednak wyglądał całkiem inaczej niż w noc, w jaką umknął śmierci z jej ręki. Wykąpany, uczesany, z opatrzonymi ranami i w nowych ubraniach stał się całkiem inną osobą. Tylko jelenia skóra zarzucona na ramiona, którą mocno ściskał w dłoni, zdawała się krzyczeć, że to dziecko wie więcej, niż wiedzieć powinno.

A więc to był dzień, w którym wszystko się wyda.

Dziewczyna zrobiła krok w tył, zupełnie jakby chciała skorzystać z okazji i uciec, póki nadal oddzielają ich tłumy, ale nie mogła. Zamarła w bezruchu, uśmiechając się smutno pod nosem. Przypuszczała, że Arthur w końcu się dowie. Żadne kłamstwo nie mogło trwać wiecznie, nawet to najpiękniejsze, w którym Rowena była człowiekiem, nie magią. Prawdopodobnie gdzieś podświadomie czekała na ten moment. Gdy tylko nadarzyła się okazja, przecisnęła się na drugą stronę ulicy i stanęła przed Kolekcjonerem Blasków. Wiedziała, że ją znienawidzi, ale chciała przynajmniej móc przeprosić. Chciała, aby poznał jej motywy i spróbował zrozumieć. W tamtej chwili nic więcej nie było aż tak ważne, jak to jedno życzenie.

Śmierć NiebiosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz