Uderzenie w ziemię czarną stalą wzburzyło grunt pod stopami Eleonore, jednak nie straciła ona równowagi. Odskoczyła w tył, zwiększając odległość od napastnika, a w tym czasie Mella pchnęła rycerza otwartą dłonią. Potężny podmuch wiatru odrzucił przeciwnika na niewielką odległość.
"Jest za ciężki w tej zbroi" — pomyślała czarnoskóra, rozczarowana efektem swej magii.
Jeśli jej zaklęcie zdołało zrobić tylko tyle, to żelastwo, w jakie był wyposażony przeciwnik, musiało ważyć naprawdę wiele. Poza tym bardziej imponujący okazywał się sam czarnowłosy, będąc w stanie poruszać się tak sprawnie.
Pozostało użyć potężniejszej mocy, aby go powalić, ale nawet Mella nie potrafiła błyskawicznie tworzyć skomplikowanych formuł. Jej "magia bitewna" ograniczała się tylko do używania podstawowych elementów. Wszystko pozostałe było zbyt ryzykowne bez odpowiedniego skupienia. W walce nie miała czasu ani tym bardziej warunków, by równocześnie kontrolować zaawansowany przebieg mocy w kilku źródłach. W najgorszym wypadku mogła zginąć, co wcale się jej nie podobało. Od zawsze kurczowo trzymała się życia, ale gdyby tylko Eleonore była zagrożona... Nie miała wyjścia. Parsknęła pod nosem, uśmiechając się zadziornie i związała drobne, czarne loki, żeby nie jej nie przeszkadzały. Nie była sama. Wystarczyło kupić czas Albionowi, a wyjdą z tego cało. Kto jak kto, ale ten mężczyzna potrafił naprawdę wiele, gdy miał sprzyjające okoliczności.
— Jak cię zwą? — zapytała, czekając cierpliwie na odpowiedź.
Czarnowłosy niepewnie spojrzał kątem oka na swoją panią, która stała dostojnie, z założonymi rękami, bacznie przyglądając się całej sytuacji. Skinęła potwierdzająco głową, zezwalając tym samym na udzielenie odpowiedzi.
Jego usta rozwarły się, lekko drżąc, po czym ponownie zamknęły, zupełnie jakby prawie całkiem zapomniał, jak wypowiadać słowa.
— Cathal — mruknął ledwo słyszalnie, ale wiatr poniósł jego imię do uszu każdego w pobliżu, chcąc pomóc mężczyźnie pokonać nieśmiałość.
Rycerz spuścił wzrok, wysunął prawą nogę do przodu i przerzucił na nią ciężar ciała, szykując się do kolejnego ataku. Zacisnął pewniej palce na rękojeści halabardy. W oczach tam obecnych prezentował się naprawdę niesamowicie. Dobrze zbudowany i przystojny, a cały ekwipunek miał czarny, zupełnie jak kolor włosów. Do ramion, niestarannie związane w kucyk, prawdopodobnie przeszkadzały mu w walce, ale z jakiegoś powodu nie ściął ich całkiem. Wyrównał oddech i uspokoił bicie serca. Wreszcie mógł spojrzeć na swojego przeciwnika z należytym szacunkiem. Kazano mu zabić i nie zamierzał dłużej odwlekać decyzji swojej pani.
Zaatakował. Stal błysnęła w promieniach słonecznych, zanim ponownie uderzenie wzburzyło ziemię. Znów nie trafił. Atak był za wolny, ale jego siła wystarczyła, żeby Mella, choć uniknęła ciosu, straciła równowagę. Nie dała rady kolejny raz uskoczyć. Żelazny styl broni uderzył ją w brzuch, odrzucając na odległość kilku metrów. Zatrzymała się dopiero po natrafieniu na gruby pień. Krzyk bólu wydobył się z jej gardła, gdy nie była w stanie pojąć, jakim cudem jej przeciwnik może być aż tak nieludzko silny.
— To, czego użyłaś wcześniej... To była magia, prawda? — zapytała rudowłosa szlachcianka, z poważnym wyrazem twarzy, zdziwiona prędkością, z jaką Mella aktywowała zaklęcie. Nachyliła się nad obolałą kobietą, marszcząc gniewnie brwi i wlepiając czerwone oczy w przestraszoną twarz maga. — Jeśli to przeżyjesz, chce cię mieć.
W chwili, gdy wyciągnęła rękę do opartej o drzewo czarnowłosej, drogę zawadził jej kot trzymający w pyszczku zmięty, papierowy talizman. Zatrzymał się, odwracając do niej ogonem i zbliżając bardziej do Melli. Eleonore krzyknęła coś z oddali, a spod łapek zwierzęcia wystrzeliła dwumetrowa kamienna ściana, unosząc go w górę, rozdzielając przy tym te dwie osoby.

CZYTASZ
Śmierć Niebios
FantasyOd wieków mieszkańcy Furantur wystrzegali się znaków. Odkąd tylko aroganccy ludzie wykradli magię, chmara kruków nie znaczyła niczego dobrego. Co jednak może uczynić dziewczyna, która ujrzała w niej rannego człowieka? Eilis bez zastanowienia wzięła...