Rozdział 17 - Nauka z Arabelą

4.8K 536 93
                                    

 Wyrazisty zapach wydobywający się z kubka drażnił nos Eilis. Arabela postanowiła wspomóc dziewczynę w nauce swoim osobistym wywarem, który pobudzał umysł i nie pozwalał zasnąć. Coś, co smakowało bardzo podobnie do wczorajszej zupy, zastępowało jej już jakiś czas wszystkie posiłki. Dziewczyna wertowała niecierpliwie kartki, nadal nie rozumiejąc wystarczająco, aby rzucić choć jedno proste zaklęcie. Gdyby tylko znała podstawy magii, nauka "Inwersji magicznej" stałaby się znacznie prostsza. Zrezygnowana zamknęła księgę i położyła na niej głowę, spoglądając za okno. Zbliżało się południe, a ona wciąż nie miała żadnej wskazówki.

Blondynka pocieszała się jedynie myślą, że teraz znała powód spalenia pierwszego egzemplarza manuskryptu podarowanego jej przez Annę. To obszerne tomisko nie uczyło jedynie paru zaklęć, jak Eilis sądziła na początku. Mało tego, nie uczyło nawet jednego zaklęcia. Wiedza w nim zawarta była zaledwie wierzchołkiem góry lodowej. To początek zupełnie nowego nurtu w zarządzaniu siłami natury. Przedstawiała ona białą, jak i czarną magię w dobrym świetle. Dawała magom wybór. Zapewne po jej przeczytaniu wiele osób decydowało się zagłębiać w mroczne odmęty czarów. Wszyscy wysoko postawieni członkowie rady chcąc zminimalizować rozpowszechnianie się czarnej magii, postanowili pozbyć się "Inwersji magicznej". Jedna księga spłonęła na oczach ludzi podczas Festiwalu Blasków — największej uroczystości w całym Furantur ku pamięci bogini światła, która dała śmiertelnym istotom jeszcze jedną szansę. Wtedy to na jeden dzień milkną konflikty, a spojrzenia ludzi kierują się w stronę najpotężniejszej świątyni Helium, znajdującej się na ziemiach cesarstwa Gementes. Właśnie tam, aby dać przykład wszystkim mieszkańcom Niższego Królestwa, zniszczono pierwszą "Inwersję magiczną". Tego samego dnia miała spłonąć również druga, ale jakimś cudem to Eilis była jej obecną posiadaczką.

Z zamyślenia wyrwał ją odgłos kroków, stawianych na kolejnych drewnianych stopniach. Jak się spodziewała, na piętro weszła Arabela trzymająca dwa kubki swojego dziwacznego wywaru. 

— Jak sobie radzisz? — zapytała, wymuszając na swojej twarzy niewielki uśmiech, który kosztował ją zapewne resztę radości, jaka jej z życia pozostała.

— Chciałabym powiedzieć, że dobrze... — odparła, wzdychając przy tym głęboko. Nigdy nie lubiła, gdy na jej barkach spoczywało zbyt wiele. Nawet w klasztorze zazwyczaj starała się trzymać na uboczu i wykonywać mniej odpowiedzialne zadania, aby przypadkiem nie zawieść Anny. Teraz jednak było znacznie gorzej. Nie mogła zawieść siebie, Arabeli i Ahena, bo od niej zależało, czy cała trójka dożyje jutrzejszego poranka. — Ale nawet nie jestem pewna, czym są te istoty. Gdybym wiedziała choć tyle, może łatwiej byłoby się ich pozbyć.

— Dzieci Mroku — zaczęła kobieta, przysiadając na łóżku, po czym odłożyła kubki z wywarem na niewielki stolik stojący obok. — Wysłannicy wiedźmy. Jej służący, którzy ślepo wykonują rozkazy. Potwory żywiące się ludzkim mięsem. Mają dość wysoki poziom inteligencji. Ich prędkość i siła jest na poziomie bestii z najgorszych koszmarów. Gdy byłam jeszcze dzieckiem, kapłan nazwał je "Sheridanami", a krótko po tym popełnił samobójstwo, krzycząc, że nic nie zdoła nas ocalić. Że wiedźma przygarnęła demony i świat czeka zagłada, a piekło zaczyna się tutaj, w tej wiosce. Jego śladem poszło mnóstwo innych mieszkańców. Oczywiście nie od razu, jednak gdy potwory zaatakowały po raz kolejny, a ludzie znów ujrzeli okrucieństwo, jakie potrafią wyrządzić, woleli odejść z własnej woli. Na początek starcy, później dorośli, aż nawet dzieci straciły wiarę w innych, poddając się strachowi. Wśród żywych pozostały największe szumowiny i wykorzystując ciała samobójców, karmili potwory. To przedłużyło ich nędzny żywot o kilka kolejnych lat.

Eilis z niezwykłą uwagą słuchała Arabeli, wyobrażając sobie ból, jaki ta kobieta czuła w sercu, odkąd sięgała pamięcią. Przygryzła dolną wargę, odwracając wzrok od zatroskanego spojrzenia gospodyni. Z pewnością mieszkanka tej przeklętej wioski winiła się, iż kolejna osoba została wplątana w ich osobiste porachunki z Tarą. Ale za co tak naprawdę musieli oni cierpieć? Jaki cel w tym wszystkim mogłaby mieć Matka Czarnej Magii? W przeciwieństwie do Vina nie chciała mścić się na Niebiosach. Różniła się od Helium, która to próbowała ocalić jak najwięcej śmiertelnych istot z objęć ciemności. Nie czekała też na znak, jak Vanora, aby wyjść z ukrycia. Po prostu bawiła się strachem ludzi. Jak ktoś taki miałby pomóc Upadłym powrócić do domu?

Śmierć NiebiosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz